Reformowanie gospodarki często utożsamiane jest ze zmianami, które są bolesne dla obywateli i mogą się skończyć utratą popularności tych, którzy je wprowadzają. Dominuje pogląd, że to, co trudne i nieprzyjemne, jest odrzucane, a to, co łatwe i przyjemne, przyjmowane. Tyle że dzieje się tak jedynie na krótką metę. Inaczej wciąż wygrywaliby populiści. Historia gospodarcza świata przynosi wiele przykładów, jak kończą się ich zbyt długie rządy. Prędzej czy później katastrofą. Ale pomiędzy populizmem a reformami jest cała paleta odcieni.
Przyjęło się sądzić, że rząd UW-AWS stracił poparcie, przeprowadzając zbyt dużo reform. Aby jednak udowodnić tę tezę, nie wystarczy wskazywać na współwystępowanie obu zjawisk, czyli reform i klęski politycznej, a doszukać się związku przyczynowo skutkowego. Taką zależność trudno jednak udowodnić.
Rząd Jerzego Buzka przeprowadził pięć głębokich reform: administracji, edukacji, emerytalną, górnictwa i zdrowotną. Najgorzej przygotowana była ta ostatnia. Szczególnie że w tym wielkim projekcie wszystkie niedociągnięcia stały się widoczne tuż po wprowadzeniu nowego systemu. Z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że projekt zmian był niedopracowany i niegotowy do wprowadzenia 1 stycznia 1999 r. Dodatkowo obszar ochrony zdrowia jest wyjątkowo wrażliwy społecznie. Tak więc pierwszy spadek popularności rządzących nie wynikał ze zbyt dużej liczby reform, ale ze złego przygotowania jednej z nich. W pozostałych przypadkach też nie obyło się bez zgrzytów, jak choćby nie zadziałał system informatyczny ZUS w momencie wprowadzania nowego systemu emerytalnego. Można więc stawiać zarzuty nie tyle o samo reformowanie, ile o dalece nieoptymalne wcielanie w życie nowych rozwiązań.
O spadku popularności zdecydowało to, iż w okresie rządów Jerzego Buzka Polska doświadczyła głębokiego spowolnienia gospodarczego, na które nałożył się proces wchodzenia na rynek pracy roczników wyżu demograficznego. W sumie doświadczyliśmy na początku tego tysiąclecia spowolnienia wzrostu gospodarczego do poziomu 1 proc. Nasza gospodarka w tamtym okresie wciąż była we wczesnym stadium transformacji i ta pierwsza recesja od zmian w 1989 r., z wielką podażą młodych pracowników, była wstrząsem dla polskiego społeczeństwa. Spowolnienie miało charakter głównie cykliczny, na który nałożyły się jeszcze kryzys rosyjski 1998 r. i globalne spowolnienie gospodarcze. To nie reformy były przyczyną upadku koalicji UW-AWS, ale w znacznej mierze cykl gospodarczy i... oczywiste błędy polityczne.
Najnowsze doświadczenia krajów europejskich pokazują, że można wprowadzać nieporównywalnie mniej akceptowalne społecznie reformy niż te przeprowadzane przez rząd Buzka i utrzymywać poparcie społeczne. Oczywiście ważny jest kontekst i moment, w jakim są podejmowane takie działania. Zasadniczą rolę odgrywa polityka informacyjna. Jeśli bowiem przez lata mówi się np., że wiek emerytalny nie musi być podwyższany – i powtarzają to wszystkie ugrupowania – ciężko będzie nagle wprowadzić takie rozwiązanie, będąc przy władzy. Społeczeństwa demokratyczne nie akceptują populistów w dłuższym czasie. U nas też po rządach egzotycznej koalicji z Samoobroną i LPR społeczeństwo zapragnęło normalności i realizmu. Właściwe komunikowanie i powtarzanie pewnych prawd w formie zrozumiałej społecznie jest fundamentem zmian. Dzisiaj żadne istotne ugrupowania nie przeciwstawia się prywatyzacji, nikt nie proponuje – jak to było na początku transformacji – drukowania pieniędzy, bo gospodarka jest jak gąbka i wszystko wessie. Dzisiaj Polacy wiedzą też, że emerytury nie biorą się znikąd, tylko trzeba na nie odkładać pieniądze. Duża część społeczeństwa przekonała się, że za każdy obiad, który nazywa się darmowy, ktoś musi zapłacić.
Różnica pomiędzy reformami w 1989 r. a przeprowadzanymi dzisiaj jest taka, że wtedy nie było czasu na przekonywanie ludzi do zmian, bo gospodarka była w stanie agonalnym. Dziś sztuka reformowania polega na przekonywaniu do zmian, tak aby społeczeństwo widziało w tych zmianach korzyść dla siebie. Wtedy reformy nie będą boleć.