Trzeba szybko obniżyć deficyt, a więc i głębiej sięgnąć do naszych kieszeni.
Jeśli jakiś minister finansów, jak ostatnio Jacek Rostowski po spotkaniu z komisarzem ds. gospodarczych Ollim Rehnem, mówi, że nie ma przesłanek do nowych podatków, to powinniśmy się złapać za kieszeń.
Unia wyraźnie daje do zrozumienia, że nie powinniśmy liczyć na taryfę ulgową, tylko ciąć deficyt do 3 proc. PKB w 2012 roku. Jednym ze sposobów jest podnoszenie obciążeń. Zaczęło się od VAT, który wzrósł o 1 pkt proc. do 23 proc. od stycznia. Może jeszcze podskoczyć do 25 proc., bo taki wariant założył rząd w wyjątkowej sytuacji.
W styczniu minister Rostowski ujawnił, że resort pracuje nad założeniami projektu ustawy o podatku bankowym (mają być gotowe w lutym), który mógłby wejść w życie w tym roku. Rozważany jest wariant nałożenia go nie tylko na banki, lecz także na firmy ubezpieczeniowe oraz fundusze inwestycyjne.
Premier Donald Tusk niedawno informował, że jeśli rząd zdecyduje się wprowadzić podatek bankowy, to wpływy z niego będą skierowane do funduszu w Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, a nie do budżetu. Tylko po co taki podatek? Wprowadza się go głównie tam, gdzie państwo ratowało banki za publiczne pieniądze. U nas nic takiego nie miało miejsca.
Rząd nie zdaje sobie sprawy, że wypuszcza dżina z butelki. Już zaczyna się licytacja na kolejne podatki. Wybory się zbliżają. Podatku bankowego chcą i PiS, i SLD. To pierwsze zaproponowało jeszcze we wrześniu, by wycisnąć z banków 5 mld zł, czyli zabrać im połowę zysków. Za umiarkowany może uchodzić SLD z miliardem na rzecz Funduszu Rezerwy Demograficznej.
SLD postuluje też wprowadzenie podatku basenowego od wartości luksusowych dóbr przy nieruchomościach. Taką opłatę wprowadzono w Grecji, co nakręciło jedynie koniunkturę producentom brezentów w kolorze trawy, które nakłada się na baseny i korty tenisowe, by schować je przed helikopterami fiskusa.
Coraz częściej mówi się też o przywróceniu trzeciego progu w PIT, likwidacji części ulg, a nawet objęciu singli tzw. bykowym. Senatorowie z PO opracowali założenia do ustawy o podatku pielęgnacyjnym (obciążającym pensje i emerytury) na finansowanie opieki nad niedołężnymi seniorami. Nie zapominajmy o zadłużonych samorządach. Już im się śni podatek katastralny, czyli od rynkowej wartości nieruchomości. Trafiłby do ich kasy. A może sięgnąć do historii i wprowadzić opłatę od liczby okien? Albo iść dalej i, jak w starożytnej Mezopotamii, podatek od powietrza? Na pewno trudno byłoby uniknąć jego płacenia.