Najpierw rzut oka na tablicę długu publicznego wiszącą w Warszawie. Stan z wczoraj – 743 mld zł. I wciąż pędzi. Ocieramy się o drugi próg ostrożnościowy 55 proc. PKB, co budzi niepokój. Skierujmy więc wzrok na rząd. Co robi w sprawie długu? Przerzuca, emituje, konsoliduje. Bardziej to wszystko przypomina próby manipulowania przy liczniku niż reperowanie naszych finansów.
Pod nóż trafił już Fundusz Rezerwy Demograficznej. Później rząd kreatywnie zaksięgował zobowiązania Krajowego Funduszu Drogowego. I dziś kolejne odcinki budżetowego majsterkowicza:
1. OFE mają dostać obligacje zamiast gotówki;
2. Lasy zamiast do lasów mają trafić do Ministerstwa Finansów. Drzewa zostaną, gdzie były, ale pieniądze z handlu drzewem będą trzymane na państwowych rachunkach.
Pierwsze rozwiązanie, niezależnie od tego, że grozi obniżeniem emerytur, doprowadzi do jeszcze większego zamieszania. A system ma być prosty: na koncie w ZUS jest księgowana większość składki na emeryturę, które trafia na bieżące świadczenia. W OFE już w formie realnej gotówki reszta.
Rząd ma problem. I rozumiem, że można czasem nagiąć procedury czy nawet rozważać czasowe wstrzymanie kosztownej reformy emerytalnej, która zyski przyniesie za 30 lat. Pod warunkiem że wszystkie działania podporządkowane są jednej spójnej wizji. Wizji trwałego uzdrowienia stanu naszych finansów, których za dużo wydajemy w stosunku do naszych możliwości. Rząd jednak mówi, że nie chce słuchać reformatorów wariatów. Logiczną tego konsekwencją będzie dalsze kuglowanie, które ze względu na malejącą liczbę cyrkowych narzędzi musi się skończyć. Tak jak samochód. Licznik możemy przekręcać w nieskończoność, ale i tak kiedyś stanie.