Informacja, że rząd w Berlinie może wpływać na wysokość cen produktów bankowych w Polsce, jest kolejnym argumentem za tym, że trochę zbyt dużo mamy w naszym kraju obcego kapitału. Jednak nim zaczniemy wzywać do szybkiego „spolszczenia systemu bankowego”, trzeba też przyjrzeć się dobrym stronom tej obcej dominacji.
Przede wszystkim od lat nie mieliśmy upadku większego banku, bo gdy nawet któryś przeżywał duże problemy, ratowany był pieniędzmi zachodnich spółek matek. To finansowe wspomaganie działało także w trakcie ostatniego kryzysu.
W tych krajach, w których w systemie przeważa rodzimy kapitał, banki po pomoc zgłaszały się do własnych rządów. A te, chcąc nie chcąc, wykładały kolejne miliardy na ratowanie banków, aby nie dopuścić do zapaści całego systemu. Wolę sobie nie wyobrażać, co by się działo, gdyby polskie banki poszły do rządu z prośbą o pieniądze. I bez tego dziura w budżecie jest ogromna.
Dlatego nim zaczniemy zwiększać polski udział w kapitale banków, trzeba się zorientować, czy nasze państwo na to stać. W innym wypadku trzeba się pogodzić z tym, że o cenach kont w naszym kraju będą decydować Niemcy, Francuzi, Hiszpanie czy Amerykanie.