Ten podatek ma funkcjonować prawie tak, jakby go nie było. Nie dotknie obywateli, a dla banków według słów premiera ma stać się jedynie „pewną dokuczliwością”. Na szczegóły tej tajemniczej konstrukcji poczekajmy jeszcze parę tygodni.
Pytanie teraz, jak będzie funkcjonować obciążenie, którego prawie nikt ma nie odczuć. Branża nie owija w bawełnę: każda dodatkowa danina odbije się na klientach. Jest to możliwe, chociaż trzeba pamiętać o olbrzymiej konkurencji w sektorze finansowym. Banki będą musiały bardzo dokładnie rozważyć, co im się bardziej opłaca: dociążenie klientów czy ucieczka przynajmniej ich części do konkurencji, która będzie się chwalić tym, że żadnych opłat nie podniesie.
Wczorajsze wystąpienie premiera, które wyglądało raczej na rodzaj wrzutki niż zaanonsowania poważnych prac i decyzji rządu, uprawnia też do zadawania pytań, czy jest jakiś nowy kłopot z finansami publicznymi. Przecież podatek bankowy, choć jego wprowadzenie było moim zdaniem pewne, nie wydawał się towarem pierwszej potrzeby. A wczoraj okazało się, że może zmaterializować się całkiem szybko.