Jak zbilansować finanse państwa: podnosić podatki czy ciąć wydatki – debata „DGP”, po tym jak minister Michał Boni nie wykluczył podwyższenia podatków
W rosnącej gospodarce nie należy szukać cięć, ale wystarczy powodować, by pewne wydatki, które nie muszą rosnąć tak szybko, rosły wolniej od PKB.
Jeżeli jednak politycy stwierdzą, że nie ma możliwości społecznej, politycznej, jakiejkolwiek innej możliwości cięcia wydatków, koniecznym rozwiązaniem może się okazać podniesienie podatków. Sięgnięcie do wydatków to z pewnością lepsze rozwiązanie, jednak nie może być tak, że kiedy wydatków już obciąć się nie daje, politycy otrzymują alibi do tego, by nie zrobić niczego. W takiej sytuacji podniesienie podatków może się okazać niezbędne. To rozwiązanie gorsze, uderza we wzrost gospodarczy, przynosi więc gorszy efekt niż oszczędności. Jednak nie można ludziom mieszać w głowach, że podatki są nietykalne. Należy pogodzić się z myślą, że czasami, kiedy politycy stoją pod ścianą, i w ten sposób muszą szukać pieniędzy. Fakty są takie, że muszą zmniejszyć deficyt budżetowy i znaleźć na to kilkadziesiąt miliardów złotych, a podatki są skutecznym źródłem ściągnięcia pieniędzy.
Jednak najpierw warto szukać oszczędności. Miejsc, gdzie można dokonać cięć, jest niewiele – zabraniają tego ustawy i Trybunał Konstytucyjny. Nie ma takich obszarów, w których leżą miliardy do wzięcia, i to z dnia na dzień. Oszczędności można dokonywać na niewielkie kwoty. Bardziej radykalne działania, jak np. wydłużenie wieku emerytalnego, nie przyniosą zysku w krótkim czasie.

Brakujące miliardy

Owszem, są dziedziny, w których przy dużym wysiłku można spowodować, by w perspektywie dwóch czy trzech lat płacić o kilkadziesiąt milionów złotych mniej, co złoży się na te brakujące miliardy. Ale nie należy liczyć na to, że w jednym miejscu znajdziemy miliardowe oszczędności. No i każda próba szukania oszczędności powoduje protesty.
Kiedy politycy mówią, że tu jest pięć miliardów oszczędności, a tam dziesięć, to jest to czysta naiwność. Przypomnę skrajny przykład prof. Gilowskiej, która powiedziała, że ponieważ gospodarstwa pomocnicze wydają 10 miliardów złotych, to jeśli je zlikwidujemy, doprowadzimy do tego, że wydatków będzie o 10 miliardów mniej. Istotą problemu było to, że po likwidacji gospodarstw te same funkcje gospodarcze, które one pełniły, musiał przejąć budżet państwa. Oczywiście jakieś oszczędności z tego mogły być, jeżeli było to bardziej efektywne. Ale te oszczędności to najwyżej kilkadziesiąt milionów złotych, a nie miliardy.

Koniec świętych krów

Jeśli chodzi o sprawy wojska, to nasza armia ma stosunkowo duży budżet na poziomie 1,95 proc. PKB. Ponadto za wiele rzeczy wojsko nie musi płacić. Przykładowo do polskich garnizonów przyjeżdża ćwiczyć wojsko brytyjskie, ponieważ tu nie ponosi żadnych opłat środowiskowych, podczas gdy w Wielkiej Brytanii opłaty te są ogromne. W związku z tym twierdzenie, że w wojsku nie można szukać oszczędności, według mnie jest przesadą.
Mówi się także, że nie wolno oszczędzać na inwestycjach infrastrukturalnych, na finansowaniu unijnych projektów. Ale prawda jest taka, że jest wiele projektów unijnych w tej chwili realizowanych, które mają w znacznej mierze charakter luksusu. Są dobre dla jakości życia, dla kultury, jednak może warto by rozważyć, czy w warunkach skrajnych nie należałoby przyhamować tego rodzaju inwestycji. Wiemy, że jest wiele dziedzin niezwykle opóźnionych, chociażby podstawowa infrastruktura drogowa, i tam na pewno nie powinniśmy oszczędzać.
Jeśli w Polsce chciałoby się oszczędzać na dłuższą metę, to trzeba pamiętać, że nie ma miejsc, które są święte, których nie wolno ruszać – żeby nie wspomnieć o KRUS... Jeśli instytucje państwowe są nieefektywne, a wszyscy wiemy, że tak jest, to nieefektywnie też wydają pieniądze. Przyglądać należy się wszędzie, żeby uzdrowić finanse publiczne, pamiętając, że w jednych miejscach zabierzemy mniej, a w innych więcej.