By listy docierały na czas, a Polakom żyło się lepiej, Poczta Polska musi stracić monopol i poczuć oddech prawdziwej konkurencji. Brzmi pięknie, ale nie do końca prawdziwie.
Problem w tym, że unijne przepisy, mające zaserwować nam taki luksus za trzy lata, w większości krajów Unii Europejskiej, w których już weszły, nie zadziałały.
Powody można by mnożyć, ale zasadniczo problem sprowadza się do jednego – zamiast rzeczywiście uwalniać rynek, Unia Europejska go krępuje. Ot, choćby zmuszając prywatne poczty do zrzutki na rozmaite rekompensacyjne fundusze na finansowanie usług deficytowych. Dochodzi do tego, że prywatni operatorzy otwarcie mówią, iż są za liberalizacją polskiego rynku, ale nie taką. Wolny rynek – tak, wypaczenia unijnej biurokracji – nie.
Tak naprawdę Poczta Polska działa w realiach wolnego rynku już od kilku lat, kiedy prywatne poczty dołączyły do listów metalowe blaszki. Klienci w miastach mają wybór. Gorzej z tymi, którzy mieszkają tam, gdzie prywatny listonosz nie dojedzie, bo się to nie opłaca. Tu potrzebna jest nie deregulacja, lecz rozsądna regulacja.