Wielkim błędem prywatyzacji w Polsce było pozostawienie całej masy małych przedsiębiorstw, które teraz trudno sprzedać. Kolejne ekipy chomikowały udziały w firmach typu fabryka drutu tylko po to, by móc wsadzać swoich ludzi do rad nadzorczych. Skarb Państwa wciąż jest jedynym właścicielem fabryki musztardy, zapałek oraz stacji hodowli i unasieniania zwierząt. Widać jak na dłoni, że tworzono spokojne, bezpieczne posadki dla swoich – przynajmniej do kolejnych wyborów.
Co ciekawe, nawet jeśli politycy decydowali się na prywatyzację dużej spółki, to nie sprzedawali jej w całości – zwykle jakiś kawałek pozostawał w gestii Skarbu Państwa. To trochę tak, jakby sprzedawać samochód i zostawić sobie zderzak czy lusterko. Oczywiście można, ale jaki sens? Rozbawienie może budzić 0,66 proc. akcji Centrozapu czy 0,01 proc. BBI Capital. Może wystarczyłoby na posadę dozorcy.
Trzeba to jak najszybciej sprzedać, nawet za symboliczną złotówkę. I nie zasłaniać się tym, że kryzys tak całkiem się jeszcze nie skończył i trudno o dobrą cenę, więc najlepiej poczekać. Czekaliśmy już 20 lat, i wystarczy.