Rzadko słyszy się z ust szefa polskiego nadzoru finansowego deklaracje jak dzisiejsza wyrażona w wywiadzie dla „DGP”, a dotycząca przyszłości banku BZ WBK.
Czy Stanisław Kluza zaczął ingerować w procesy zachodzące w sektorze finansowym, a idąc dalej: czy to ingerencja w wolny rynek?
W moim przekonaniu – nie. Po pierwsze dlatego, że owe naturalne procesy w odniesieniu do banków w ciągu ostatnich dwóch zostały, delikatnie mówiąc, zakłócone. Wśród potencjalnych kandydatów do kupna BZ WBK są tacy, którzy korzystali z niebagatelnej pomocy publicznej, czy tacy, których przed poważniejszymi kłopotami wynikającymi z zaangażowania na południu Europy uratował plan ratunkowy UE. Jedno i drugie nie świadczy o ich wyjątkowo dobrej kondycji.
Po drugie, niewątpliwie rola inwestorów zagranicznych, nie tylko zresztą w bankowości, jest gigantyczna. Ale chyba zbyt łatwo zapominamy, że w Polsce, także jest cała gama silnych instytucji finansowych. Ich słabości są znane – to głównie nadmierne upolitycznienie – ale też coraz mocniej widać plusy z brakiem „umoczenia” we wszystko to co toksyczne w światowych finansach na czele.
Naprawdę warto się zastanowić, czy w rozgrywce o BZ WBK, jeden z najlepszych polskich banków, wystarczy tylko rzucić na stół parę miliardów euro. Te miliardy powinny być wiarygodne.