Do 2040 r. Polska chce mieć sześć reaktorów atomowych. Niewiele więcej niż Słowacja. To nie tylko Unię i jej politykę klimatyczną powinniśmy winić za wzrost cen prądu. Winni jesteśmy także my sami

W których branżach inflacja szaleje najmocniej? W strategicznych. Czyli w tych upaństwowionych albo skrajnie przeregulowanych – jak branża energetyczna. NIK podaje, że ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych wzrosły po 1 stycznia 2020 r. o, bagatela, 20 proc. Kolejne lata nie odwrócą trendu.
Gdy cena benzyny rośnie, można przesiąść się do autobusu, ale co zrobić, gdy drożeje prąd? Kupić świece? Wpuścić stadko chomików do małych obrotowych klatek, by po podłączeniu do dynama ładowały smartfony? To oczywiste, że wzrostów cen energii elektrycznej nikt nie uniknie, a największy ciężar stanowić będą one dla najbiedniejszych. Nie da się przecież w nieskończoność wypłacać im rekompensat – budżet państwa tego nie wytrzyma.
Za niebotyczne podwyżki cen energii elektrycznej w dużej mierze odpowiada polityka klimatyczna, nakładająca dodatkowe koszty na emisję CO2, ale przede wszystkim odpowiadamy za nie my. Zgodziliśmy się, by politycy przez dekady zaniedbywali inwestycje w nowe źródła energii, a przede wszystkim w atom. Skutecznie dawaliśmy się i dajemy wplątać w spory ideologiczne, przestając wywierać na elitach presję w sprawach kluczowych dla ogólnego dobrobytu. Teraz jednak – gdy Unia Europejska zaostrza klimatyczny kurs – przychodzi szansa na otrzeźwienie.

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.