W zamian za rezygnację z nowych sankcji na gazociąg Waszyngton liczył na wsparcie Berlina w ofensywie przeciwko Państwu Środka. Niemcy pozostają jednak ostrożne.

Jutro w Brukseli amerykański prezydent Joe Biden weźmie udział w szczycie z liderami UE. Spotkanie zwieńczy przyjęcie wspólnego dokumentu, który ma wyznaczyć kierunki współpracy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. Biden od początku swojej prezydentury stawia na ponowne zbliżenie ze Wspólnotą, a swoje tournée po Europie odbywa pod hasłem „Ameryka wróciła”, co ma oznaczać ostateczne zerwanie z nieprzychylną wobec Wspólnoty polityką poprzedniego prezydenta Donalda Trumpa.
Ale po prawie pięciu miesiącach od objęcia fotela prezydenta przez Bidena Stany Zjednoczone i Unia Europejska nadal mają wiele spraw do rozwiązania. Problemem pozostają cła nałożone na europejską stal i aluminium przez Trumpa. Celem były Chiny, które Stany Zjednoczone oskarżały o nadprodukcję surowców, ale dostało się także bliskim partnerom USA. Waszyngton zniósł już cła nałożone na Kanadę i Meksyk, ale europejscy producenci stali i aluminium nadal pozostają nimi objęci. Bruksela od kilku miesięcy parła do zakończenia sporu, ale Amerykanie nie są na to jeszcze gotowi. Dlatego obie strony dadzą sobie czas do 1 grudnia na znalezienie rozwiązania. Podobnie sytuacja wygląda ze sporem o subsydia dla europejskiego Airbusa i amerykańskiego Boeinga, który doprowadził do nakładania nawzajem karnych ceł. Ta sprawa ma z kolei zostać rozwiązana do połowy lipca.
W Europie Biden szuka przede wszystkim wsparcia dla swojej ofensywy wobec Pekinu. To było głównym powodem, dla którego amerykański prezydent zrezygnował z nałożenia nowych sankcji w związku z budową gazociągu Nord Stream 2. – Sprawa Chin jest dla Bidena kluczowa i on odpuścił Nord Stream 2, licząc na to, że Niemcy będą go wspierać w polityce wobec Chin – mówi Piotr Buras, szef warszawskiego oddziału think tanku Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.
Waszyngton przed prawie miesiącem zrezygnował z objęcia sankcjami bezpośredniego właściciela i operatora gazociągu. Niedługo potem rosyjski prezydent Władimir Putin powiedział, że Ukraina będzie musiała wykazać się dobrą wolą, by Rosja nadal prowadziła tranzyt gazu do UE. To zaniepokoiło Niemcy, które chcą przedłużenia umowy pomiędzy Rosją a Ukrainą na przesył gazu. Obecna wygaśnie w 2024 r. Kanclerz Angela Merkel rozmawiała o tym z Bidenem na marginesie szczytu G7 w Kornwalii. Potem powiedziała mediom, że negocjacje są na dobrej drodze. Niemiecka przywódczyni miała poświęcić niemalże całą rozmowę z amerykańskim prezydentem jego spotkaniu z Putinem w środę w Genewie.
Na co może liczyć Biden jutro w Brukseli? Unia Europejska i Stany Zjednoczone mają wspólnie wezwać do ustalenia źródeł pochodzenia koronawirusa. Od początku pandemii zakładano, że wirus przeniósł się na człowieka ze zwierzęcia. Biden pod koniec maja zlecił amerykańskim służbom śledztwo, które ma zbadać, czy źródłem pochodzenia wirusa nie jest laboratorium w Wuhanie. Europa ma zadeklarować wsparcie dla Stanów, chociaż – jak mówił Reutersowi unijny dyplomata – trudno oczekiwać, by Unia sama zaangażowała się w śledztwo, skoro nie ma własnych służb. Amerykanie mogą jednak nawiązać współpracę z krajami członkowskimi.
Unia i Stany mają też zawrzeć pakt technologiczny przeciwko Chinom. Celem ma być zrównoważenie łańcuchów dostaw półprzewodników, których braki zaczyna poważnie odczuwać m.in. przemysł samochodowy. Jednym z powodów mają być zapasy, które zrobiły chińskie firmy, takie jak Huawei, obawiając się obostrzeń ze strony Stanów Zjednoczonych.
Jedną z najbardziej zachowawczych europejskich stolic wobec Chin do tej pory był właśnie Berlin. – Niemcy za czasów kanclerz Angeli Merkel były zawsze tym krajem, który wstrzymywał ostrzejsze tony i gesty wobec Chin – przypomina Piotr Buras. Dodaje, że podejście Niemiec wobec Chin zaczyna się zmieniać, a ryzyko zaczyna dostrzegać także niemiecki biznes. Dalszą zmianę mogą przynieść wrześniowe wybory w Niemczech, zwłaszcza jeśli do władzy dojdą Zieloni mający krytyczne stanowisko wobec Chin. – Trudno jednak oczekiwać, by UE podzieliła stanowisko Bidena, który de facto kontynuuje politykę Trumpa – mówi Piotr Buras. ©℗