Mimo próby otrucia Aleksieja Nawalnego, Niemcy rozważają udzielenie państwowych poręczeń kredytowych firmom biorącym udział w budowie terminala LNG na Morzu Karskim.
Informacje o kontrowersyjnych zamiarach niemieckiego rządu znalazły się w dokumentach Bpifrance, francuskiej agencji udzielającej gwarancji kredytowych dla eksporterów. O sprawie poinformował dziennik „Handelsblatt”. Odpowiednik Bpifrance nad Renem, Euler Hermes, podlegający resortowi gospodarki, miałby udzielić poręczenia w wysokości 300 mln dol. wykonawcom Arctic LNG 2 na Półwyspie Gydańskim.
60 proc. akcji terminala należy do rosyjskiego koncernu energetycznego Novatek. Pozostałe są podzielone między francuski Total, chińskie CNPC i CNOOC oraz konsorcjum japońskich firm Mitsui i Jogmec. Szefem zarządu i głównym akcjonariuszem Novateka jest oligarcha Leonid Michielson, trzeci na liście najbogatszych Rosjan w rankingu magazynu „Forbes”. Od 2018 r. jest on objęty sankcjami Departamentu Skarbu USA. Podobnie jak inny udziałowiec przedsiębiorstwa, miliarder Giennadij Timczenko. Z dostępnych informacji wynika, że w realizację projektu jest zaangażowany niemiecki koncern Linde, zajmujący się m.in. budową przemysłowych instalacji gazowych. Urządzenia skraplające gaz mają natomiast pochodzić od Siemensa.
Zgodnie z założeniami, Arctic LNG 2 ma służyć do skraplania gazu ziemnego ze złóż na Półwyspie Jamalskim. 20 proc. produktu będzie następnie eksportowane do Europy, a 80 proc. do Azji. Dokończenie projektu, podobnie jak w przypadku gazociągu Nord Stream 2, stoi jednak pod znakiem zapytania. Koncern Novatek już od 2014 r., czyli od inwazji Rosji na Ukrainę, został obłożony amerykańskimi sankcjami. Ministerstwo gospodarki RFN nie komentuje ewentualnego udziału państwa w finansowaniu rosyjskiego przedsięwzięcia. Poseł współrządzących u naszych zachodnich sąsiadów socjaldemokratów Nils Schmid uważa, że w obecnej sytuacji nie byłby to właściwy krok. – Byłby to zły sygnał, gdyby ten projekt otrzymał państwowe wsparcie. Nie powinno być poręczenia ze strony Hermesa – oznajmił.
Znacznie dobitniej całą sprawę komentują aktywiści klimatyczni. – W związku z próbą otrucia krytyka Kremla Aleksieja Nawalnego słusznie dyskutuje się teraz o zarzuceniu budowy gazociągu Nord Stream 2 – stwierdziła w wydanym oświadczeniu Regine Richter, działaczka organizacji Urgewald, zajmującej się ochroną środowiska i praw człowieka. – Należałoby ponadto dokładnie przeanalizować inne projekty. Państwo niemieckie nie powinno kontynuować normalnej współpracy w sektorze gazowym z Rosją ani pomagać w realizacji nowych projektów, które zwiększyłyby zależność Europy od rosyjskiego gazu – skonkludowała. Takie opinie nie są jednak w Niemczech szczególnie popularne.
Podczas piątkowego spotkania w Berlinie premierzy rządów wschodnich landów opowiedzieli się za kontynuacją budowy Nord Stream 2. Politycy wywodzący się z CDU, SPD i Lewicy uznali, że gazociąg „ma ogromne znaczenie dla Niemiec i wielu krajów europejskich, ponieważ stanowi gwarancję dostaw energii w przyszłości”. Szefowie rządów krajów związkowych na terenie dawnej NRD „uważają zatem ukończenie rurociągu za właściwe i rozsądne”. Premier Saksonii Michael Kretschmer (CDU) wprost zaatakował niemieckiego ministra spraw zagranicznych Heika Maasa (SPD) za jego politykę wobec Rosji, zarzucając mu „sfiksowanie”. Szef dyplomacji opowiedział się wcześniej za rozważeniem wycofania się z NS2. Kretschmer z kolei przypomniał, że nawet w czasach zimnej wojny Związek Sowiecki dostarczał gaz do Europy. Według sondażu przeprowadzonego przez instytut badania opinii Civey, większość, bo 55 proc., Niemców sprzeciwia się rezygnacji z budowy Nord Stream 2. Za porzuceniem projektu jest 31 proc. naszych zachodnich sąsiadów. ©℗