Umowa CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement) budzi olbrzymie kontrowersje. Porozumienie ma znieść prawie wszystkie cła i bariery celne oraz zliberalizować handel między UE i Kanadą. Głośno jest o tym, że przysporzy polskim firmom więcej problemów niż korzyści. Zagrożeni są nie tylko rolnicy, o czym się powszechnie mówi, ale i producenci żywności, o czym mówi się mniej. Ulicami Berlina, Paryża i Brukseli przeszły już masowe protesty, sprzeciwiające się tej umowie, ale także porozumieniu TTIP (Transatlantyckiemu Partnerstwu w dziedzinie Handlu i Inwestycji) – negocjowanemu ze Stanami Zjednoczonymi. 15 października planowana jest demonstracja w Warszawie przed Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Zdaniem ekspertów są jednak branże, które na umowie nie tylko nie stracą, ale wręcz może ona dać im wiatr w żagle. – Przyjęcie umowy handlowej z Kanadą może zrodzić olbrzymie kłopoty dla rolnictwa i firm spożywczych. Ale dla eksporterów np. części do maszyn, mebli, nowych technologii to gigantyczna szansa – uważają specjaliści.
● Szansa dla nielicznych
Zdaniem Agnieszki Durlik z Krajowej Izby Gospodarczej, dzięki CETA skorzystać mogą producenci produktów, których eksport do tej pory był ograniczony za sprawą wysokich kanadyjskich ceł. Chodzi np. o przemysł elektromaszynowy, kosmetyczny czy meblarski. Poza tym dotychczas często chcąc wprowadzić towary na tamtejszy rynek, wysyłano je przez Stany Zjednoczone. Teraz producenci będą mieli podwójne korzyści. Będą mogli eksportować produkty taniej bezpośrednio do Kanady, a stamtąd także do USA.
Co ciekawe, nasz eksport do Kanady jest większy niż import. Na dodatek w ostatnich kilku latach wzrastał. W 2014 r. wyniósł 1,273 mln CAD (dolarów kanadyjskich), a w 2015 r. – 1,343 mln CAD – tak wynika z danych Statistics Canada (narodowa agencja statystyczna). Dla porównania import z Kanady był równy 0,2 mln CAD, w 2015 r. – 0,3 mln CAD.
Jakie towary do tej pory najczęściej wysyłaliśmy? Przede wszystkim surowe skórki z norek, części mechaniczne (np. do silników oraz dla przemysłu lotniczego), meble drewniane, opony pneumatyczne z gumy dla samochodów, wymienniki ciepła o przeznaczeniu pozadomowym. Z wyrobów spożywczych naszym hitem jest sok jabłkowy, dobrze sprzedaje się też wciąż polska wódka.
Profesor Leokadia Oręziak ze Szkoły Głównej Handlowej ostrzega jednak, że wprowadzanie produktów na rynek Ameryki Północnej jest trudne z powodu odmiennych norm i definicji. Przykład? Regulacje branży kosmetycznej. – Produkty ochrony przeciwsłonecznej, pasty do zębów z fluorem czy szampony przeciwłupieżowe, które w Polsce są kosmetykami, tam uznawane są za leki OTC (bez recepty) – wskazuje Blanka Chmurzyńska-Brown, dyrektor generalna Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego. Dostosowanie się do tamtejszych norm oznaczałoby zatem konieczność finansowania dodatkowych badań, a nawet zmiany sposobu produkcji, co rodzi dodatkowe koszty. W dodatku nie będziemy jedynym krajem, który będzie chciał wzmocnić pozycję na kanadyjskim rynku, a ten ma przecież ograniczoną chłonność.
● Obawy sektora spożywczego
Krajowa Rada Izb Rolniczych (KRIR) ostrzega, że wejście w życie porozumienia doprowadzi do zanikania małych gospodarstw rodzinnych, co najdotkliwiej odczują państwa, w których stanowią one podstawę rolnictwa (a więc i Polska). W Kanadzie są też znacznie niższe koszty energii, bardzo ważnego czynnika przy produkcji rolnej i przetwórstwie. Nadzór nad producentami jest znikomy, a koszt wytworzenia produktów nieporównywalnie niższy niż w Polsce. Ale to nie wszystko. Kanada jest jednym z trzech największych producentów żywności zmodyfikowanej genetycznie na świecie. Produkty z GMO nie są w żaden sposób oznaczone i nie będzie się ich dało w praktyce odróżnić od tych naturalnych. Dużą obawę KRIR budzi chociażby możliwość zwiększenia eksportu kanadyjskich genetycznie modyfikowanych jabłek do Europy, gdyż zostałyby dla nich obniżone cła wwozowe z poziomu 9 do 0 proc. To uderzyłoby w polskich sadowników, którzy obecnie sprzedają najwięcej jabłek w UE.
CETA otworzy też rynek dla amerykańskich spółek-córek działających w Kanadzie. A jak ocenia prof. Leokadia Oręziak, może to doprowadzić do zalania naszego rynku żywnością o niskiej jakości i cenie, z którą rodzimym przetwórcom trudno będzie konkurować. – Nie mogąc przestawić się na produkcję wielkotowarową, nie tylko rolnicy, ale i firmy zajmujące się sprzedażą produktów spożywczych będą zmuszone odchodzić od dotychczasowej działalności – ostrzega prof. Oręziak. Dowód? – Umowa NAFTA między Kanadą, Meksykiem a USA doprowadziła do upadku wielu gospodarstw rolnych i firm produkujących żywność w Meksyku, problemów z wyżywieniem społeczeństwa, a ostatecznie do emigracji aż 6 mln obywateli – argumentuje profesor.
● Przewlekły problem
Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności prognozuje, że z czasem na UE może być wywierany duży nacisk, by odchodzić od obecnego modelu bezpieczeństwa żywności na rzecz tego liberalnego, obowiązującego w Kanadzie i USA. – Polskie firmy spożywcze nie konkurują na rynku ceną – mówi. A zatem jakakolwiek harmonizacja norm prawnych do niższego poziomu będzie oznaczała, że nasi przedsiębiorcy stracą element, który do tej pory ich bardzo wyróżniał, czyli jakość. – CETA nie jest wirusem, który atakuje od razu, ale raczej chroniczną chorobą, która będzie postępować i z czasem może zmienić znacząco przepisy prawne i strukturę rynku żywności – dodaje ekspert. Choć Komisja Europejska przekonuje, iż to Kanadyjczycy będą musieli przestrzegać prawa oraz norm jakości UE, zdaniem Wojtalika, będzie odwrotnie.
● Czy polska może zmienić jeszcze treść umowy?
Wszystko wskazuje na to, że polski rząd nie będzie sprzeciwiać się porozumieniu. Ratyfikowanie CETA wymaga uchwały Sejmu podjętej większości 2/3 głosów. Treść umowy CETA UE i Kanada negocjowały kilka lat; jest znana od 2014 r.
Nie da się już wprowadzić do niej żadnych poprawek. Polska może jednak co najwyżej doprecyzować, czy będzie tymczasowo stosować umowę w okresie między ratyfikowaniem jej przez Parlament Europejski oraz przez parlamenty krajowe.
Eksperci uważają, że skoro nie da się już zatrzymać porozumienia, to powinno się je ratyfikować w całości – czyli nie tylko w części handlowej, ale i inwestycyjnej. – W innym wypadku kanadyjskie firmy będą mogły pozywać nasze państwo np. przed sądem w Toronto, a nie przed sądem arbitrażowym, co może doprowadzić do łatwego przeforsowania przez nie wielu niekorzystnych dla nas rozwiązań – tłumaczy Marek Sawicki, były minister rolnictwa.
TRZY PYTANIA DO...
Witold Choiński prezes zarządu Związku Polskie Mięso / Dziennik Gazeta Prawna
Czy polscy producenci produktów spożywczych będą w stanie konkurować z kanadyjskimi?
Wiele zależy od tego, czy Kanadyjczycy będą musieli spełniać europejskie wymogi dotyczące bezpieczeństwa żywności, czy tylko obowiązujące w ich kraju. Jeżeli firmy zza Atlantyku będą musiały dostosować się do norm UE, to nie sądzę, żebyśmy mieli powody do niepokoju. Gdyby jednak było inaczej, to nasi producenci żywności mieliby poważny problem, głównie ze względu na dużo niższe koszty produkcji w Kanadzie, które dają tamtejszym przedsiębiorcom możliwość obniżenia ceny. A większość konsumentów wciąż wybiera produkty najtańsze, a nie te dobre jakościowo.
Czy zatem nie ma możliwości, by polskie firmy zyskały na CETA?
Szanse w przypadku producentów żywności są, ale niewielkie, bo Kanada nie jest zbyt chłonnym rynkiem. Aczkolwiek już teraz rozwijamy projekt eksportu do tego kraju wieprzowiny. Po promocyjnej cenie, ale nie aż tak atrakcyjnej jak na tamtejsze warunki. Naszym głównym atutem jest jakość. Projekt rozwija się jednak powoli, bo trudno jest przekonać konsumentów, żeby kupowali towary droższe. Dużo łatwiej jest eksportować do USA, gdzie rolnicy od pewnego czasu mają problemy z masowymi zachorowaniami zwierząt i w związku z tym są bardzo zainteresowani naszymi produktami.
Umowa handlowa z Kanadą przyniesie więcej zagrożeń niż korzyści?
Widzimy więcej niestety tych pierwszych. Ale nie zapominajmy, że przed wejściem do Unii również obawialiśmy się zalewu zagranicznych produktów. Okazało się jednak, że polska żywność świetnie poradziła sobie na wspólnotowym rynku. Ceny wołowiny od czasu wstąpienia do UE wzrosły o 60 proc. Obawy zatem istnieją, ale dopiero z czasem okaże się, czy są słuszne.
OPINIA
Marek Sawicki PSL, były minister rolnictwa / Dziennik Gazeta Prawna
Największe zagrożenie z umowy CETA płynie dla gospodarstw rolniczych i przedsiębiorstw spożywczych, i to w skali całej Unii. Dodatkowo przy niższych wymogach jakości jedzenia, norm higienicznych oraz dozwolonym stosowaniu środków chemicznych i GMO, europejskie rolnictwo i producenci żywności będą na znacznie gorszej pozycji od sąsiadów zza Atlantyku. Nieprawdą jest, że EU nie wpuści produktów niespełniających norm europejskich. Każda ze stron będzie odpowiadać bowiem za jakość produktów zgodnie z własnym prawem, a w Kanadzie produkty niskiej jakości oraz z dodatkami chemicznymi są dozwolone. Nie są nawet oznaczone jako GMO. A przy ich imporcie nie będzie się dało zbadać, czy dana żywność jest modyfikowana lub naszpikowana antybiotykami. Być może na CETA skorzystają przedsiębiorcy zajmujący się przemysłem samochodowym, producenci serów oraz sprzedawcy win z Europy Południowej.