Czyżby polscy politycy zaczynali rozumieć, że nie trzeba wybierać między strategicznym partnerstwem z Waszyngtonem i budowaniem poprawnych, wzmacniających polską pozycję w UE stosunków z Pekinem?

ikona lupy />
Andrzej Arendarski, Prezydent Krajowej Izby Gospodarczej / Materiały prasowe

Dwa chińskie wątki w jednym wystąpieniu

Chiński motyw pojawił się w wystąpieniu szefa polskiej dyplomacji dwa razy. Po raz pierwszy jako prztyczek pod adresem Rosjan, którym Sikorski radził, by nie myśleli o zdobywaniu Warszawy, lecz o tym, czy utrzymają Haishenwai. To chińska nazwa miasta Władywostok. Tym samym polityk nawiązał do mitu o chińskich planach kolonizacji Syberii – dodajmy, mitu stanowiącego element filozofii wielkorosyjskiego nacjonalizmu. Rosja musi być wielka i potężna, bo zagraża jej Zachód, a od wschodu czają się imperialistyczne Chiny. A utrata bogatej w surowce naturalne Syberii to jeden z apokaliptycznych scenariuszy. Na razie jednak z gatunku political fiction.

Po raz drugi, już całkiem bezpośrednio, do Chin odniósł się Radosław Sikorski deklarując, iż Polska „podziwia skok cywilizacyjny Chin i chce utrzymywać dobre relacje z Pekinem”. Oświadczył, że chciałby widzieć Chiny jako orędownika pokoju. Wpisuje się to w niedawne posunięcia europejskich polityków, którzy w poprawnych relacjach z Pekinem widzą przeciwwagę dla coraz bardziej napiętych i nieprzewidywalnych relacji z Waszyngtonem. Nie, żeby od razu szło o wielką przyjaźń, ale jest przynajmniej kilka punktów, na których można by oprzeć pragmatyczną współpracę. Na przykład amerykańskie cła.

Pragmatyzm à la Singapur

W Polsce od lat pokutuje dogmat, że trzeba wybierać: albo dobre stosunki z USA, albo z Chinami. Nie można grać na dwóch fortepianach, a z pewnością nie może na nich grać peryferyjna w świetle międzynarodowych rozgrywek Polska. Wypada zapytać: niby dlaczego? Strategiczne, mimo perturbacji ostatnich miesięcy, partnerstwo z USA nie przekreśla możliwości budowania dobrych stosunków z Chinami. Rozumiał to kończący swoją kadencję prezydent Andrzej Duda, za co notabene był krytykowany przez polityków obecnego obozu władzy. Dodajmy – poza Radosławem Sikorskim, który w 2022 roku bronił prezydenta, krytykowanego za udział w ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie, zbojkotowanej przez europejskich przywódców.

Odwołajmy się do jednego z najwybitniejszych dwudziestowiecznych polityków, nad Wisłą niesłusznie wciąż mało znanego, wieloletniego premiera i ojca rozwoju Singapuru, Lee Kuan Yewa. Lee, który ochronę singapurskiej niepodległości powiązał ze ścisłym sojuszem z USA, jednocześnie na przełomie tysiącleci namawiał Amerykanów, aby zrewidowali swoje podejście do relacji z Chinami. Radził, aby Amerykanie kibicowali Chinom w „przywróceniu należnej im pozycji oraz szacunku dla ich chwalebnej przeszłości” oraz proponowali „konkretne formy współpracy”. Obstawał przy tym, że docelowa polityka Waszyngtonu powinna skupiać się na angażowaniu Chin w różne inicjatywy, a nie na ich izolowaniu. Słusznie uważał, że im gorsze relacje między mocarstwami, tym gorzej dla Singapuru.

Podobnie w interesie Europy, a zatem i Polski, nie leży dzisiaj zaostrzanie napięć w relacjach Pekin-Waszyngton, ale umiejętne włączanie się w łagodzenie tych napięć. Co do samej Polski – perspektywy gospodarcze są wystarczającym argumentem na rzecz poprawnych stosunków z Chinami. Nie ma zresztą racjonalnego powodu, dla którego mielibyśmy dzisiaj ryzykować ich pogorszenie.

Potrzeba spójnej i logicznej polityki

Ważne, by to, co rozumie minister spraw zagranicznych, rozumieli i inni politycy rządzącej koalicji. Czasem można odnieść wrażenie, że w delikatnych i ważnych kwestiach brak jest koniecznej spójności. Ministerstwo Cyfryzacji na przykład jednocześnie zapowiada pracę nad podatkiem wymierzonym w cyfrowych gigantów (na co nerwowo reaguje amerykańska dyplomacja), a zarazem przeciąga prace nad ustawą o cyberbezpieczeństwie, nie chcąc wdrożyć standardów zalecanych przez Komisję Europejską. Obecnie lansowane przez ten resort pomysły de facto wykluczą z polskiego rynku podmioty spoza krajów NATO, co z kolei uzależni nas od amerykańskich gigantów cyfrowych. O tym, że polskie plany należą do najbardziej restrykcyjnych w Europie, zaświadcza niedawno ogłoszony raport EY, dotyczący implementacji zasad 5G Toolbox w państwach członkowskich Unii Europejskiej. O raporcie pisał obszernie „Dziennik Gazeta Prawna”.

Lepiej zostawiać sobie pole manewru, niż wiązać sobie ręce decyzjami, których potem możemy żałować. Nie tylko w polityce zagranicznej, ale i gospodarczej.