Ważą się losy umowy o wolnym handlu między UE i Kanadą (CETA). W niektórych krajach Unii, np. w Niemczech czy Austrii, narasta sprzeciw wobec tego porozumienia. Zdaniem ekspertów fiasko umowy może pogrzebać w przyszłości politykę handlową Unii Europejskiej.

Negocjacje nad CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement) między UE a Kanadą trwały pięć lat i zakończyły się we wrześniu 2014 roku. Poza zniesieniem praktycznie wszystkich ceł umowa miała też przynieść likwidację barier pozataryfowych oraz liberalizację handlu usługami. Zdaniem jej zwolenników skorzystać mogłyby m.in. firmy telekomunikacyjne, energetyczne, świadczące usługi bankowe, biznesowe czy ubezpieczeniowe.

Zgodnie z planem wypracowane przez negocjatorów porozumienie miało dostać zielone światło od państw UE w październiku 2016 roku. Umowa powinna być podpisana 27 października podczas szczytu UE-Kanada w Brukseli przez kanadyjskiego premiera Justina Trudeau.

Obecnie nie wiadomo jednak, jak potoczą się losy CETA. Problemy wokół unijno-kanadyjskiej umowy gospodarczej zaczęły się wraz z krytyką znacznie większej, negocjowanej obecnie umowy o wolnym handlu między UE i USA (TTIP). CETA szybko została okrzyknięta „młodszą siostrą TTIP”.

„TTIP obudziła środowiska antyglobalizacyjne, (...) jest ofiarą poboczną tej walki, czego zresztą nikt nie ukrywa”” – powiedział PAP ekspert od polityki handlowej UE Tomasz Włostowski z brukselskiej firmy doradczej EUTRADEDEFENCE. „Nie rozumiem, z czego wynika opór wobec CETA, to przecież umowa handlowa jakich wiele. A Kanada nie jest ani ogromnym rynkiem, ani kluczowym partnerem handlowym Unii” – dodaje.

Rynek kanadyjski jest na 12. miejscu wśród najważniejszych rynków dla UE, za to Unia jest dla Kanady drugim najważniejszym partnerem handlowym; trafia tu niemal 10 proc. kanadyjskiego eksportu.

Sytuacji CETA nie poprawiło to, że w lipcu Komisja Europejska postanowiła, iż porozumienie zostanie zakwalifikowane jako umowa mieszana, unijno-państwowa, a nie - jak zakładano wcześniej - unijna. W konsekwencji zmienił się sposób ratyfikowania umowy. Teraz CETA musi najpierw zostać podpisana przez kraje członkowskie, a następnie przegłosowana przez Parlament Europejski i dopiero wtedy będzie mogła - tymczasowo - wejść w życie. Ostateczna ratyfikacja będzie należeć jednak do parlamentów krajów unijnych i Kanady.

„Umowa mieszana polega na tym, że mamy w niej elementy, które zależą od wyłącznej kompetencji UE, np. poziom ceł, i takie, nad którymi pieczę mają państwa UE. Jeśli jedno z państw członkowskich zablokuje CETA, to samo w sobie raczej nie zatrzyma to tej części umowy, która jest w kompetencjach unijnych, bo ona już będzie tymczasowo w mocy po zatwierdzeniu umowy przez PE. (Państwo) może jednak zablokować te jej elementy, które leżą w gestii krajów członkowskich. Jeśli tak, to wciąż nie wiadomo, czy wtedy konsekwencje poniosłyby wszystkie kraje UE czy tylko ten jeden, który nie ratyfikował umowy. Nad tym się aktualnie głowią prawnicy, bo nie wynika to bezpośrednio z traktatów” – tłumaczy Włostowski.

Ryzyko jest. Na początku września szef rządu Austrii Christian Kern zapowiedział, że podpisanie przez Austrię porozumienia w tym kształcie „nie wchodzi w grę”. W sierpniu do niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego wpłynęła skarga przeciwko CETA podpisana przez 100 tys. obywateli. Przeciw umowie opowiadają się także Bułgaria i Rumunia, ale głównie ze względu na to, że Kanada utrzymuje obowiązek wizowy wobec ich obywateli.

Na „nie” zagłosował parlament Walonii w Belgii. Przeciwnicy zarzucają CETA m.in. niekorzystny system rozwiązywania sporów inwestycyjnych, brak dostatecznej ochrony inwestorów, brak zachowania odpowiednich standardów ochrony środowiska czy też konieczność prywatyzacji usług komunalnych.

„Umowa została renegocjowana i zreformowano system rozstrzygania sporów między państwem a inwestorami, a przeciwników CETA to i tak nie przekonało. Mam wrażenie, że to nie jest walka z konkretnymi postanowieniami CETA. To jest walka z wolnym handlem samym w sobie” – mówi Włostowski.

Zdaniem ekspertów i polityków wraz z CETA ważą się losy przyszłej polityki handlowej UE. „Jeśli nie uda się podpisać tego porozumienia, polityka handlowa Unii będzie bliska śmierci” – alarmował w lipcu na spotkaniu komitetu ds. polityki handlowej Jean-Luc Demarty, dyrektor generalny ds. handlu w Komisji Europejskiej.

„Jeśli z jakiegokolwiek powodu CETA nie zostanie podpisana na najbliższym szczycie UE-Kanada, to może to wywołać spory kryzys unijnej polityki handlowej. Z pewnością otworzy (to) drogę do debaty nad tym, czy polityka handlowa powinna pozostać kompetencją UE, czy powinna zostać znacjonalizowana. Nacjonalizacja byłaby poważnym błędem, bo tylko dzięki wspólnemu stanowisku Unia może skutecznie stawiać czoło globalnym problemom. Czas, żeby rządzący i politycy wzięli odpowiedzialność za swoje działania i przestali używać umów handlowych jako narzędzia, które pozwoli im punktować na arenie polityki krajowej” – powiedziała PAP europosłanka PO Danuta Huebner, szefowa komisji spraw konstytucyjnych PE.

Specjaliści alarmują, że klęska CETA może także podkopać reputację UE. „Kto jeszcze będzie chciał cokolwiek negocjować z Komisją? Fiasko CETA będzie końcem polityki handlowej Unii Europejskiej” – ocenia Włostowski.

W czerwcu Brukselę odwiedziła kanadyjska minister handlu międzynarodowego Chrystia Freeland. „Jeśli UE nie jest w stanie wynegocjować umowy z Kanadą, to z kim jest w stanie?” – pytała.

Szacuje się, że gospodarka unijna zarobiłaby dzięki CETA 11,6 mld euro, a kanadyjska – 12 mld dolarów kanadyjskich (ok. 8,1 mld euro).