Można odnieść wrażenie, że ustawodawcy myśleli o pojazdach całkowicie autonomicznych, które - wymknąwszy się spod kontroli - będą powodować wypadki i katastrofy komunikacyjne. Testy funkcji automatyzujących przepisy traktują tak, jakby kierowcy stanowili większe zagrożenie niż ci prowadzący pod wpływem alkoholu czy narkotyków.
- Akcyza na samochody do testowania
- Auto nie dotknie kołami asfaltu
- Skarga producenta samochodów
- Wyłom dla elektryków ale tylko tych do jazdy
- Tajemnice handlowe branży samochodowej
W Polsce trwają prace nad nowelizacją prawa o ruchu drogowym. Ma ona uregulować m.in. testowanie pojazdów z technologiami automatyzującymi funkcje kierowania. Od kształtu przepisów zależeć będzie np., jak w praktyce przeprowadzane będą takie testy. Wcześniej ustalono też zasady nakładania akcyzy na auta wykorzystywane w badaniach.
Z powodu nowych przepisów prowadzenie prac badawczo-rozwojowych (B+R) związanych z testowaniem pojazdów będzie w Polsce niezwykle ryzykowne. I nie chodzi bynajmniej o potrącenie pieszego na pasach przez tzw. pojazd autonomiczny bez kierowcy, bo takowe w praktyce nie istnieje. Realne zagrożenie dotyczy m.in. podatku akcyzowego oraz wykorzystania tajemnicy handlowej.
Akcyza na samochody do testowania
W ramach nowelizacji ustawy o podatku akcyzowym, parlament uchwalił niedawno m.in. przepisy dotyczące nakładania akcyzy na auta wykorzystywane do testowania technologii automatyzujących funkcje kierowania. Teoretycznie pojazdy te są zwolnione z akcyzy na 18 miesięcy, jednak w praktyce nie przynosi to przedsiębiorcom żadnych realnych korzyści.
A chodzi o niemałe pieniądze. Wartość samochodów wykorzystywanych do testów najnowocześniejszych technologii automatyzujących funkcje kierowania liczona jest w setkach tysięcy, a nierzadko milionach złotych. Oznacza to konieczność zapłaty akcyzy w wysokości grubo ponad 100 tys. zł od jednego auta.
Wątpliwości budzi przepis, zgodnie z którym z akcyzy może być zwolniony samochód osobowy „zarejestrowany profesjonalnie na terytorium kraju” i „w celu wykonywania jazd testowych”. Wbrew pozorom spełnienie tego warunku nie jest takie proste. Choć w Polsce działają ultranowoczesne centra badawcze zajmujące się testowaniem nowych technologii w motoryzacji, to do samych testów najczęściej wykorzystuje się pojazdy zbudowane za granicą, zarejestrowane np. w Niemczech czy Włoszech. Trafiają one na lawetach do Polski, pozostają tu na czas testów, a następnie – również na lawetach – wracają za granicę lub są demontowane na miejscu.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, aby uniknąć ryzyka nałożenia akcyzy auto po przyjeździe do Polski powinno zostać przerejestrowane i otrzymać polskie tablice rejestracyjne. W praktyce może to być niemożliwe. Auta przeznaczone do testowania mają często nietypowy VIN (numer identyfikacyjny pojazdu), krótszy niż w standardowych pojazdach. Tak więc próba rejestracji w rejestrze CEPiK może zakończyć się niepowodzeniem.
Auto nie dotknie kołami asfaltu
To jeszcze nie koniec absurdów. Warunkiem zwolnienia z akcyzy jest także wykorzystanie auta wyłącznie do jazd testowych. Inaczej mówiąc, samochód musi fizycznie wyjechać na drogę. I tutaj rzeczywistość okazuje się bardziej skomplikowana. Okazuje się, że znaczna część pojazdów trafiających do Polski w celu testowania nowych technologii… w ogóle nie porusza się po drogach. Są one testowane wyłącznie w laboratoriach czy w zamkniętych ośrodkach. Takie auta nie mają najmniejszych szans, by dotknąć kołami asfaltu drogi publicznej.
24 stycznia 2025 r. Sejm przyjął ustawę nowelizującą ustawę o podatku akcyzowym. Niestety, nowelizacja ta rozmija się z formułowanymi od wielu lat postulatami przedsiębiorców, którzy apelowali o doprecyzowanie obowiązujących przepisów, tak aby nie pozostawiały przestrzeni do niejednoznacznej interpretacji przez urzędy skarbowe czy Krajową Informację Skarbową. Wystarczyło doprecyzować definicję samochodu osobowego. Pojazdy wykorzystywane do celów badawczo-rozwojowych (jazd testowych) to pojazdy, których używanie nie może być uznawane za wypełnienie przesłanki konsumpcji warunkującej nałożenie podatku akcyzowego.
Skarga producenta samochodów
Biznes nie doczekał się doprecyzowania zapisów, których interpretacja nie była jednoznaczna, ale słuszna, co orzekł niedawno w swoim rozstrzygnięciu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu, a następnie potwierdził Naczelny Sąd Administracyjny, w sprawie ze skargi skierowanej przez dużego producenta samochodów. Styczniowa nowelizacja ustawy o podatku akcyzowym wprowadza chaos prawny i dodatkowo nie uwzględnia oczywistych przypadków, jak ten rozpatrzony przez sądy.
Wyrok dotyczył spółki zajmującej się produkcją samochodów i części do nich, która jednocześnie świadczyła usługi testowania. Testy polegały na przejechaniu określonego dystansu w celu oceny jakości i trwałości pojazdów. Po zakończeniu testów samochody były zwracane do zleceniodawcy jazd testowych (właściciela).
Sąd o opodatkowaniu samochodu
Sąd oparł się m.in. na takich argumentach
- nie można mówić o nabyciu prawa do rozporządzania samochodami jak właściciel, gdyż skarżący jedynie realizuje na nich ściśle określone usługi, nie mogąc ich wykorzystywać do innych celów
- nie dochodzi do konsumpcji pojazdów – testowanie samochodów dla producenta nie oznacza ich użytkowania na potrzeby działalności gospodarczej spółki,
- poruszanie się pojazdów po drogach publicznych nie stanowi automatycznie podstawy do opodatkowania akcyzą, gdyż są one używane wyłącznie do testów zleconych przez właściciela oraz
- wcześniejsza rejestracja samochodów na terytorium innego państwa członkowskiego UE nie może być utożsamiana z krajową rejestracją, a tym samym nie stanowi przesłanki do uznania ich za podlegające opodatkowaniu akcyzą w Polsce.
WSA podkreślił, że fakt uprzedniej rejestracji w innym kraju Unii Europejskiej nie prowadzi do objęcia tych pojazdów reżimem krajowej akcyzy, gdyż nie następuje ich ponowna rejestracja w Polsce ani trwałe użytkowanie na potrzeby działalności gospodarczej. Podsumowując sądy stwierdziły, że w opisanej sytuacji nie następuje wypełnienie przesłanek skutkujących zgodnie z ustawą o podatku akcyzowym nałożeniem na pojazdy podatku akcyzowego.
Wyłom dla elektryków ale tylko tych do jazdy
Na marginesie warto zwrócić uwagę na jeszcze inną niekonsekwencję. Zgodnie z polskimi przepisami z akcyzy zwolnione są auta elektryczne trafiające na rynek. Inaczej jest jednak z „elektrykami” wykorzystywanymi do testowania technologii automatyzujących prowadzenie pojazdu. W tym przypadku fiskus ma szersze pole do interpretacji.
Tajemnice handlowe branży samochodowej
Przejdźmy do nowelizacji przepisów prawa o ruchu drogowym. Kontrowersje wzbudza projekt Ministerstwa Infrastruktury nadający szerokie uprawnienia tzw. Krajowemu Koordynatorowi Prac Testowych (KKPT). Mimo, że nie przygotowano nawet definicji tego podmiotu, jego kompetencje mają być ogromne. KKPT będzie zajmować się m.in. obserwacją badań testowych, a także otrzymywać szczegółowe raporty w tej sprawie oraz wydawać decyzje obligujące podmioty przeprowadzające testy do określonych działań.
Inwestując w B+R firmy motoryzacyjne nie są zainteresowane, aby z owoców tych prac korzystali konkurenci. Tymczasem projekt nowelizacji prawa o ruchu drogowym nie daje żadnych gwarancji zachowania tajemnicy handlowej i bezpieczeństwa własności intelektualnej. Dlatego w obecnej formie jest trudny do zaakceptowania.
Nie można wykluczyć, że KKPT zostanie instytucją prowadzącą prace badawcze w motoryzacji, a więc będzie prowadzić działalność konkurencyjną wobec nadzorowanych podmiotów. Przed monitorowaniem prac badawczych obserwator musiałby zatem podpisać umowę o zachowaniu poufności (NDA) oraz zobowiązać się do niewykorzystywania zdobytej wiedzy do własnych celów biznesowych.
Problem definicji
Myśląc o testach pojazdów trzeba rozróżnić dwa pojęcia. Zupełnie czym innym są tzw. auta autonomiczne, a czym innym pojazdy z funkcjami automatyzującymi jazdę. W pierwszym przypadku mówimy o pojazdach bez kierowców, w drugim o wyposażonych np. w systemy wspierające bezpieczeństwo prowadzenia.
Działalność B+R w Polsce w praktyce dotyczy wyłącznie tego drugiego segmentu. Dlatego za kierownicami pojazdów testowych na polskich drogach siedzą najzwyklejsi ludzie, profesjonalni kierowcy, którzy na bieżąco kontrolują wszystkie funkcje pojazdu.
Analizując propozycje zmian legislacyjnych, można odnieść wrażenie, że ustawodawcy myśleli o pojazdach całkowicie autonomicznych, które - wymknąwszy się spod kontroli - będą powodować wypadki i katastrofy komunikacyjne. Stąd też próba przesadnego uregulowania czegoś, co w rzeczywistości nie stwarza zagrożenia. Warto podkreślić, że kierowcy prowadzący pojazdy testowe wyposażone w funkcje automatyzujące jazdę są do tego nie tylko specjalnie przygotowani, ale muszą też ściśle przestrzegać zasad ruchu drogowego. Tymczasem przepisy traktują ich tak, jakby stanowili większe zagrożenie niż kierowcy prowadzący pod wpływem alkoholu czy narkotyków.
Kiedy można prowadzić jazdy testowe?
Warunkiem koniecznym do przeprowadzenia jazd testowych na drogach ma być uzyskanie m.in. zgody odpowiedniej Komendy Wojewódzkiej Policji, Państwowej Straży Pożarnej, a nawet władz gmin, przez które dany pojazd będzie przejeżdżać. W ostatnim przypadku pojawia się kolejne ryzyko: co jeśli wniosek o przejazd określoną trasą zostanie złożony, ale ostatecznie wójt jednej z wielu gmin położonych na trasie nie wyrazi na to zgody?
Osobnym tematem są także ceny samych pozwoleń na przeprowadzenie jazd testowych. Ich uzyskanie ma kosztować 20 tys. zł, a w niektórych wypadkach nawet 40 tys. zł. Jeżeli wnioskodawca z jakiegoś powodu nie dostanie zezwolenia, odzyskać ma jedynie połowę wpłaconej kwoty.
Sąsiedzi zacierają ręce
Zarówno przepisy dotyczące akcyzy, jak i oderwane od realiów regulacje związane z prowadzeniem jazd testowych pojazdów grożą przeniesieniem części działalności B+R w branży motoryzacyjnej poza Polskę. Docierają do mnie sygnały, że niektórzy sąsiedzi Polski już zacierają ręce z tego powodu.
Jeszcze kilkanaście lat temu polski przemysł motoryzacyjny kojarzono głównie z produkcją części i podzespołów dla fabryk w Europie Zachodniej. Dziś to już nieaktualne. Położone w naszym kraju centra B+R zatrudniają tysiące utalentowanych inżynierów, absolwentów polskich uczelni technicznych. To oni projektują i wdrażają najnowocześniejsze na świecie technologie wspomagania i automatyzacji funkcji kierowania pojazdami.
To właśnie obecność wykwalifikowanych pracowników sprawiła, że zagraniczne koncerny ulokowały u nas swoje centra badawcze. Jeśli nie zapewnimy im przyjaznego i przewidywalnego otoczenia prawnego i podatkowego, działalność B+R przeniesie się gdzie indziej, a my poniesiemy straty finansowe. Być może zostanie nam ciastko, ale tort zje ktoś inny.
W konsekwencji do pracy za granicą zmuszeni zostaną też inżynierowie i specjaliści, którzy mogliby wykonywać swoje zadania na miejscu. Dla części z nich oznaczać to będzie wymuszoną emigrację razem z rodzinami. To nic innego niż drenaż mózgów, w dodatku na własne życzenie.