– Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych dniach do Warszawy przyjedzie minister rolnictwa Chin i podpiszemy finalną umowę dotyczącą zgody Pekinu na regionalizację od 1 stycznia eksportu do Chin polskiego drobiu. Nie widzę ryzyka niedotrzymania tego terminu – informuje DGP Jacek Czerniak, wiceminister rolnictwa. Dodaje, że audyty i kontrole naszych zakładów przebiegły pomyślnie. – Chińscy audytorzy byli pod wrażeniem jakości produkcji oraz służb weterynaryjnych i kontrolnych. Wyjechali z Polski zadowoleni – wskazuje.
Parafowanie umowy ma być ostatnim etapem procedur związanych z liberalizacją zasad eksportu polskiego drobiu do Państwa Środka. W czerwcu prezydent Andrzej Duda oraz przewodniczący Xi Jinping podpisali w Pekinie memorandum o poluzowaniu regulacji dotyczących importu żywności z Polski. Jeden z punktów dotyczył ograniczenia wpływu pojedynczych ognisk chorób dotykających drób, które blokowały eksport tego mięsa z całej Polski. Branża odczuwa to dotkliwie – w styczniu 2020 r. strona chińska nałożyła ponadczteroletnie embargo na całą polską produkcję. Zniesienie blokady w czerwcu 2024 r. było tylko chwilowe, bo w sierpniu znów wykryto ognisko wysoce zjadliwej odmiany ptasiej grypy H5N1 i import z Polski ponownie wstrzymano.
Polska ma być czwartym na świecie, po USA, Francji i Rosji, krajem objętym przez Chiny zasadą regionalizacji. – Rozmawiamy jeszcze ze stroną chińską o szczegółach technicznych. Nam zależy na tym, żeby obszar wykluczony z eksportu w przypadku wykrycia ogniska był jak najmniejszy, np. na poziomie powiatu – wyjaśnia Czerniak.
Ponad 50 proc. krajowej produkcji drobiu trafia na eksport. Zgodnie z szacunkami Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi w 2024 r. krajowa podaż wzrośnie o kolejne 3 proc. – Notujemy znaczne nadwyżki produkcji mięsa drobiowego i wołowego. Poszukiwanie nowych rynków zbytu jest kwestią kluczową dla utrzymania jej opłacalności i rozwoju. Dlatego taki ważny jest rynek azjatycki – wskazuje wiceminister.
Polska jest największym producentem w UE i trzecim największym na świecie eksporterem drobiu. W 2023 r. wyeksportowaliśmy mięso drobiowe za 4,1 mld euro. Od stycznia do września 2024 r. do krajów azjatyckich sprzedaliśmy 115,9 tys. t mięsa drobiowego – najwięcej do Wietnamu (35,5 tys. t) oraz na Filipiny (23,9 tys. t). Na polski drób są też otwarte rynki Japonii i Singapuru. W ostatnim pełnym roku eksportu do Chin, czyli w 2019 r., polscy producenci sprzedali tam 23 tys. t tego mięsa.
Branża drobiarska traktuje rynek azjatycki, w tych chiński, jak możliwość dywersyfikacji towarowej i sprzedaży komponentów produkcji, na które w UE popytu nie ma. – W Europie konsument jest zainteresowany głównie mięsem z piersi, do krajów azjatyckich możemy wysyłać także takie elementy jak łapki czy lotki. Wielość rynków zbytu daje możliwość efektywnego zarządzania sprzedażą wszystkich elementów brojlerów – wyjaśnia Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej.
Nowym kierunkiem ma niedługo być również Korea Południowa. Jak informuje resort rolnictwa, w zeszłym tygodniu odbył się audyt polskich zakładów drobiarskich prowadzony przez stronę koreańską. Negocjacje z Seulem dotyczą również sprzedaży polskich wołowiny oraz wieprzowiny. – Liczymy, że Korea otworzy się dla nas już w przyszłym roku. W czerwcu byliśmy tam z misją handlową, jesteśmy gotowi do eksportu – mówi Goszczyński. – Staramy się też o poszerzenie asortymentu i dopuszczenie przez Wietnam sprzedaży naszego drobiu wodnego, czyli kaczek i gęsi – dodaje.
Gorsze wiadomości z Pekinu otrzymali w zeszłym tygodniu krajowi producenci mięsa wołowego. Po wykryciu w woj. dolnośląskim ogniska choroby niebieskiego języka (zakaźna choroba wirusowa zwierząt domowych i dzikich) administracja celna Chin wprowadziła zakaz importu polskiego bydła, owiec oraz pochodzących z nich wyrobów mięsnych. Blokada jest bezterminowa.
– Byliśmy na dobrej drodze, żeby wejść na tamtejszy rynek. Chiny są największym importerem wołowiny na świecie i zaliczalibyśmy się do elity krajów, które tam sprzedają swoje mięso – ocenia Jacek Zarzecki z Polskiej Platformy Zrównoważonej Wołowiny. Jak przyznaje, polska wołowina „nie ma szczęścia do Chin”. Ten kraj w ubiegłym roku zniósł zakaz importu tego mięsa z Polski, a w maju pierwszy polski producent uzyskał uprawnienia eksportowe. Zanim jednak sprzedaż ruszyła, w Polsce pojawił się najpierw atypowy przypadek BSE (gąbczastej encefalopatii bydła, której nie można zaklasyfikować jako klasycznej BSE), który wstrzymał proces zatwierdzania zakładów, a teraz choroba niebieskiego języka. – Choroba jest niegroźna dla ludzi, ale Chiny restrykcyjnie podchodzą do takich kwestii. Zostaliśmy bez możliwości sprzedaży wołowiny na ten rynek i nie wiadomo, kiedy taka możliwość znów się pojawi – dodaje Zarzecki. Szacuje, że z powodu choroby niebieskiego języka polski przemysł mięsa wołowego traci rocznie 40–50 mln euro. Na eksport trafia ok. 80 proc. krajowej wołowiny. Na rynkach azjatyckich głównym odbiorcą jest Japonia. ©℗