Ceny ropy naftowej spadają mimo wysiłków Organizacji Krajów Eksportujących Ropę i współpracującej z kartelem grupy państw z Rosją na czele, działających pod szyldem OPEC+. Jak wynika z danych zebranych przez firmę S&P Global, produkcja u 21 członków organizacji spadła w sierpniu o 300 tys. baryłek, do 40,7 mln dziennie. OPEC+ kontroluje niemal 40 proc. światowej produkcji ropy naftowej.
Od października ośmiu członków organizacji – przede wszystkim Arabia Saudyjska i Rosja – miało stopniowo zwiększać wydobycie, wycofując się z dobrowolnych ograniczeń, obejmujących 2,2 mln baryłek dziennie. Proces przywracania produkcji, zaplanowany do końca 2025 r., został przesunięty o dwa miesiące, żeby dodatkowo nie obniżać cen.
Decyzja nie wstrząsnęła notowaniami – cena baryłki gatunku Brent, będąca punktem odniesienia dla europejskiego rynku, spadła do poziomu 70 dol. za baryłkę, czyli najniższego od marca zeszłego roku. Przez ostatnie 12 miesięcy ropa naftowa potaniała o ponad 20 proc. W ślad za nią tanieją paliwa na stacjach – w Unii Europejskiej są najtańsze od początku roku. To spadek o ok. 10 proc. w porównaniu z poprzednim wrześniem, choć w Polsce ceny spadły mniej. To wynik tego, że w zeszłym roku kontrolowany przez państwo Orlen zaniżał ceny paliw przed październikowymi wyborami parlamentarnymi. Z kolei w USA w długi wrześniowy weekend kończący się Labour Day (w którym Amerykanie jeżdżą po kraju, zwiększając też zapotrzebowanie na paliwa) za galon benzyny na tamtejszych stacjach trzeba było zapłacić ok. 3,31 dol. (ok. 0,8 euro/l; 3,4 zł/litr). To o 13 proc. mniej niż przed rokiem. Według szacunków amerykańskiego resortu energii ropa naftowa stanowi ok. 55 proc. ceny benzyny.
Słaby popyt na ropę
Informacje o ograniczeniach podaży surowca, które teoretycznie powinny podbić notowania, nie wpływają na razie na kurs ropy ze względu na słaby popyt, który eksperci wiążą przede wszystkim z problemami Chin w kwestii tempa wzrostu gospodarczego. W drugiej co do wielkości gospodarce świata wciąż nie dzieje się zbyt dobrze. W sierpniu tempo spadku cen producentów przyspieszyło do 1,8 proc. w ujęciu rocznym, a import w tym samym miesiącu wzrósł o 0,5 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem. Obydwie liczby wypadły poniżej prognoz ekonomistów i mają wskazywać, że popyt w Chinach jest słaby.
Chiny nie mogą zachęcić konsumentów do zwiększania wydatków, a to one są największym importerem ropy
Ceny ropy mogą wzrosnąć
Przesłanie z Chin niesie się po całym świecie. Państwo Środka ma problem z zachęceniem konsumentów do zwiększania wydatków, a jest największym importerem surowca. W rozważaniach o słabości tamtejszej gospodarki ekonomiści zastanawiają się, czy uda się przekroczyć poziom 5 proc. wzrostu PKB, jak chcą chińskie władze, czy może wynik za 2024 r. wypadnie poniżej tej granicy. W dalszym ciągu jednak są to wartości nieosiągalne dla państw wysokorozwiniętych. To na Chinach opierają się więc prognozy zakładające, że popyt na ropę naftową na świecie, stopniowo odbudowujący się po pandemii, będzie dalej rósł. W 2022 r., jeszcze bez udziału Chin, zapotrzebowanie zwiększyło się o 2,3 mln baryłek dziennie, w 2023 r. o 2,0 mln, w tym ma wzrosnąć o 1,1 mln, a w kolejnym o 1,6 mln baryłek. A ostatecznie ma osiągnąć poziom 104 mln baryłek dziennie. Takie dane i prognozy na początku miesiąca przedstawił amerykański resort energii. Prognoza wzrostu zapotrzebowania na 2025 r. została obniżona o 0,2 mln baryłek dziennie właśnie ze względu na słabsze wyniki gospodarcze Chin. Amerykanie oceniają, że do końca roku ceny ropy naftowej wzrosną do 84 dol. za baryłkę.
Przynajmniej przejściowo ceny może podbić jednak sezon huraganów, który co roku ogranicza produkcję u wybrzeży USA. Obecnie do Zatoki Meksykańskiej zbliża się burza tropikalna Francine, która we wtorek ma osiągnąć rozmiary huraganu. Produkcję na swoich platformach wiertniczych wstrzymały Exxon Mobile, Shell i Chevron. Zakłócenia w dostawach jedynie przez krótki czas wpływały w ostatnich miesiącach na kursy na rynku, które wracały do trendu spadkowego.
Przeważająca większość ekspertów nie przewidywała tak niskich cen ropy naftowej, a dolną wartością dla prognoz było 75 dol. za baryłkę. Do takiej wartości swoją prognozę, ale na zakończenie przyszłego roku, obniżył Bank of America, motywując to zbyt niskim popytem. – Taki jest nasz podstawowy scenariusz. W innym wypadku, gdyby doszło do walki o udziały w rynku, cena gatunku Brent może spaść w przyszłym roku do średniego poziomu 60 dol. za baryłkę – napisali analitycy. Na koniec grudnia tego roku eksperci prognozują cenę ropy na poziomie 80 dol.
Czołowi producenci mają odpowiedni potencjał, żeby taką wojnę stoczyć. Wysiłki OPEC+, żeby doprowadzić do wzrostu cen, są nieskuteczne, bo rekordowo dużo ropy produkują Stany Zjednoczone. Wydobycie rośnie też w Kanadzie czy Brazylii. Największe zamrożone moce produkcyjne ma sama organizacja z Arabią Saudyjską na czele. ©℗