8 listopada zaczną obowiązywać nowe przepisy zmieniające zasady znakowania jaj. – Dziś, zgodnie z obowiązującymi przepisami, robi się to w miejscu produkcji lub w pierwszym zakładzie pakowania. Przedsiębiorcy mają więc wybór, który zniknie, bo resort rolnictwa uznał, że w Polsce będzie obowiązywał tylko pierwszy punkt, czyli znakowanie w miejscu produkcji – tłumaczy Paweł Podstawka, prezes zarządu Krajowej Federacji Hodowców Drobiu i Producentów Jaj.
Nowe przepisy wdrażają dyrektywę UE, ale – jak podkreśla w swoim piśmie do resortu rolnictwa Porozumienie Rolnicze, założone przez 13 zrzeszeń i organizacji drobiarskich – sama unijna regulacja stwarza możliwość derogacji. Choć stanowi, że znakowanie jaj ma się odbywać w miejscu produkcji, to jednocześnie zezwala, by państwa członkowskie, na podstawie obiektywnych kryteriów, mogły zwolnić przedsiębiorców z tego wymogu, jeśli znakowanie ma miejsce w pierwszym zakładzie pakowania, do którego dostarcza się produkt.
Dariusz Goszczyński, prezes zarządu Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej zaznacza, że odstępstwo, o które walczą organizacje, nie powinno polegać na zwolnieniu wszystkich podmiotów, lecz być uwarunkowane spełnieniem określonych kryteriów. – Należy wypracować rozwiązania, które pozwalałyby na znakowanie jaj w pierwszym zakładzie pakowania. Mamy nadzieję, że prace rozpoczną się jak najszybciej – mówi Goszczyński.
Polska nie musi wdrażać przepisów
Resort rolnictwa w odpowiedzi na pytania DGP tłumaczy, że przyjęte regulacje wskazujące miejsce produkcji ograniczą możliwość fałszerstw, ponieważ jaja nieoznakowane, pochodzące z różnych gospodarstw i różnych systemów chowu nie będą już mogły trafiać do zakładów pakowania. Ministerstwo wyjaśnia też, że Polska nie musi wdrażać przepisów zezwalających w wybranych przypadkach na znakowanie jaj w pierwszym zakładzie pakowania.
Przedsiębiorcy podkreślają, że zakłady produkujące i pakujące często mają jednego właściciela. Weryfikacja tego, jakie jaja wprowadza na rynek, jest więc łatwa. Wystarczy porównać sprzedaż z produkcją. I, jak dodają, właśnie takie podmioty powinna objąć derogacja.
Spełnienie nowego wymogu wiązałoby się z wielomilionowymi wydatkami, ponieważ maszyna do znakowania i magazyn do składowania jaj musiałyby się znaleźć w każdym kurniku, a bywa, że producent ma ich kilkadziesiąt i więcej. Dziś mógł jedną drukarką znakować wszystkie swoje produkty, po przewiezieniu w jedno miejsce.
– Nowe przepisy to ryzyko spadku konkurencyjności i utraty rynków eksportowych. Zwłaszcza pozaunijnych – mówi Paweł Podstawka.
Produkujemy średnio 11–12 mld jaj rocznie
W 2023 r. wyeksportowaliśmy ich za 475,1 mln euro, wobec 428,7 mln euro rok wcześniej. Od stycznia do maja tego roku to kolejne 191,8 mln euro. Jak wylicza resort rolnictwa, ok. 40 proc. krajowej produkcji idzie na eksport, co generuje przychody sektora rzędu 0,5 mld euro rocznie.
Eksporterzy tłumaczą, że nie będą w stanie zrealizować zamówień na rzecz niektórych krajów trzecich, jak np. Izraela, który żąda jaj nieostemplowanych. Po pięciu miesiącach tego roku Izrael stał się dziewiątym największym odbiorcą jaj z Polski, a Irak 11. W zeszłym roku Izrael był 11. a Irak 20.
– Na etapie miejsca produkcji podmiot eksportujący nie wie jeszcze, które jaja będą przeznaczone na rynek danego kraju. Obowiązek znakowania jaj w miejscu produkcji uniemożliwi zrealizowanie umowy. Istnieje też ryzyko, iż stemple wykonane w miejscu produkcji będą się nakładać z tymi, które będzie musiał wykonać zakład pakowania. Przez to nadruki będą nieczytelne, a to rodzi ryzyko odrzucenia towaru przez kontrahenta – mówi Paweł Podstawka.
Jak wynika z ustaleń DGP, jest szansa na zmiany. Resort rolnictwa przyznaje, że rozważa możliwość wyłączenia wybranej grupy podmiotów z obowiązku znakowania jaj w miejscu produkcji w przypadku, gdy znakowanie to będzie odbywało się w pierwszym zakładzie pakowania. Jak usłyszeliśmy w ministerstwie, będzie to możliwe, o ile „wyłączenie to będzie proporcjonalne, niedyskryminujące i nie będzie podważało celu, jakim jest identyfikowalność jaj”. ©℗