Zaostrzenie wymagań dotyczących jakości paliw spalanych w domach ma się przyczynić do poprawy zdrowia i umożliwić wypłatę środków z KPO. Górnicze związki protestują przeciwko stratom kopalni i zarzucają rządowi naruszenie umowy społecznej.

Zaostrzenie parametrów dla węgla

Trwają negocjacje resortu klimatu i środowiska (MKiŚ) z Ministerstwem Przemysłu (MP) dotyczące kształtu rozporządzenia w sprawie wymagań jakościowych dla paliw stałych. Ma ono zaostrzyć wymagane parametry dla węgla wykorzystywanego przez gospodarstwa domowe oraz zakazać używania w nazwach produktów przedrostków takich jak „eko” (np. „ekogroszek”) sugerujących ekologiczność paliw. MKiŚ chce w lipcu opublikować rozporządzenie.

Od przyjęcia rozporządzenia zależy wypłata drugiej transzy środków z KPO. Mają one zostać przeznaczone m.in. na wymianę kopciuchów. – W tym roku potrzebujemy jeszcze 2–3 mld zł z KPO na obsługę programu „Czyste powietrze”. Pozostałe pieniądze będą pochodziły z programu FEnIKS – mówi DGP Robert Gajda, zastępca prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW).

Górnicy protestują

Przeciwko rozporządzeniu protestuje branża górnicza. W piątek odbyła się demonstracja pod MKiŚ przeciwko nowym przepisom. Zdaniem związkowców ograniczenie wydobycia węgla uderzy w polskie spółki węglowe. Do gospodarstw domowych trafia obecnie ponad 6 mln t węgla, z czego prawie połowę stanowi polskie wydobycie. Bogusław Ziętek, szef Sierpnia ’80, szacuje, że straty trzech tylko spółek – LW „Bogdanka”, Polskiej Grupy Górniczej oraz Południowego Koncernu Węglowego – mogą sięgać 3–4 mld zł rocznie. – Rozporządzenie eliminuje z rynku najcenniejszy gatunek węgla, który jest najbardziej marżowy. Nawet jeśli wydobycie tego węgla jest niewielkie, to on przynosi spółkom bardzo duże dochody, niejednokrotnie to jedna trzecia ich przychodów – wylicza w rozmowie z DGP Ziętek.

Cytuje przy tym wartości wyższe od tych, które podczas czerwcowej podkomisji sejmowej przedstawiał Sławomir Krenczyk, zastępca prezesa LW „Bogdanka”, spółki, której największa część węgla nie będzie mogła trafić do gospodarstw domowych z powodu wysokiego zasiarczenia produktu. Według niego wpływ finansowy na kopalnię to ok. 140 mln zł rocznie. Ziętek mówi o 250 mln. Z kolei według Krzysztofa Bolesty, wiceministra MKiŚ, już wyliczenia Krenczyka były zawyżone. – Są oparte na bardzo optymistycznym scenariuszu sprzedaży, który w poprzednich latach się nie spełnił. Kopalnia szacuje, że sprzeda więcej, niż sprzedaje dzisiaj – mówił wiceminister na zeszłotygodniowym spotkaniu z dziennikarzami. Z kolei Hubert Różyk, rzecznik resortu, zauważał, że wyliczenia uwzględniają tylko perspektywę kopalni, za to nie biorą pod uwagę tego, ile dopłacamy do służby zdrowia w związku ze złą jakością powietrza i związanymi z nimi chorobami. Te są przyczyną przedwczesnych zgonów nawet 40 tys. osób rocznie.

– Im węgiel zawiera więcej siarki i jest bardziej wilgotny, tym wyższe jest stężenie pyłów w atmosferze. Gdy jakość węgla jest lepsza, emisje i zanieczyszczenie powietrza są niższe, co przyczynia się do poprawy zdrowia. Potwierdzają to sami górnicy, promując tzw. niebieski węgiel lepszej jakości – mówi DGP Piotr Siergiej, rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego.

Węgiel, którego nie będzie można sprzedawać do gospodarstw domowych, ma właśnie wyższe poziomy siarki, wilgotność oraz zawartość popiołu. Podczas czerwcowej podkomisji sejmowej Marzena Czarnecka, szefowa resortu przemysłu, nazwała go „odpadem”. – Polski węgiel jest fatalnej jakości, wszyscy to wiemy, szału nie ma – mówiła. Sprzeciwiała się jednak rozporządzeniu, wskazując, że spowoduje to wzrost znaczenia węgla z zagranicy. – A ja nic od pół roku nie robię, tylko kombinuję, jak ten import węgla zablokować – mówiła, tłumacząc, że Polacy i tak dopłacają do funkcjonowania kopalń, a jeśli dodatkowo część węgla nie będzie sprzedawana, to koszt pomocy publicznej, będącej elementem notyfikacji KE, będzie jeszcze wyższy. – Nie możemy się zgodzić na to, że jest taka retoryka, że jak się węgiel nie nadaje do spalania w elektrowniach, to trzeba go sprzedać do gospodarstw domowych. Najgorszy węgiel nie może być spalany w kotłach, które nie mają żadnych filtrów– ripostuje Bolesta.

Z kolei Bogusław Hutek, przewodniczący górniczej Solidarności uważa, że rozporządzenie pogorszy to, czym palą Polacy w piecach. – Wycofanie tego paliwa (części ekogroszku – red.) z rynku spowoduje powrót wielu osób do palenia śmieciami. Nikt nie zabrania MKiŚ promować innych źródeł ciepła i zachęcać do odchodzenia od pieców węglowych, ale nie może się to odbywać metodą nakazów i zakazów- mówi.

Według związkowców rozporządzenie naruszałoby również zapisy umowy społecznej, podpisanej przez górników i rząd w maju 2021 r. – Rozporządzenie minister Kloski sprawia, że kopalnie będą miały niższe przychody, będą musiały ciąć swoje koszty. To oznacza, że część z tych kopalń będzie likwidowanych dużo wcześniej, niż przewiduje umowa – ocenia Ziętek. Minister przemysłu Marzena Czarnecka po objęciu urzędu jasno deklarowała, że będzie respektować uzgodnione zapisy. Górnicze związki twierdzą też, że rozporządzenie uderza w proces notyfikacji pomocy publicznej. Akceptacja wniosku – który od ponad dwóch lat czeka w Brukseli na wymagane przez KE poprawki – jest niezbędna dla uruchomienia 28,8 mld pomocy publicznej dla polskiego górnictwa. W zeszłym tygodniu Ministerstwo Przemysłu zapewniało nas, że z poprawianiem dokumentacji jest już na ostatniej prostej.

– Postulujemy, żeby co najmniej do czasu notyfikacji wniosku – kiedy będziemy mieć pewność, że pomoc publiczna, która płynie do górnictwa, jest legalna – zawiesić prace nad tym rozporządzeniem – apeluje Ziętek.

Komentarz resortu przemysłu

W przesłanym DGP komentarzu resort przemysłu zaznaczył, że trwają międzyresortowe konsultacje, a MP jest z MKiŚ na etapie uzgadniania projektu rozporządzenia. „Ministerstwo Przemysłu wykazało w swoich uwagach m.in., że jeżeli przepisy zostaną wprowadzone w pierwotnej wersji, to wpłynie to na podaż węgla dla gospodarstw domowych oraz sytuację finansową sektora” – czytamy w komentarzu. W toku uzgodnień MP zgłosiło 29 uwag.

Różyk: – Musimy znać skalę tego problemu. Mówimy o ok. 7 proc. polskiego wydobycia. Twierdzenia, że będą upadały kopalnie, są bardzo dalekie od prawdy – tłumaczy. Dodaje, że część z 3 mln t objętych rozporządzeniem spełni jego warunki i będzie mogło zostać dopuszczone do sprzedaży. – Nie proponujemy totalnej rewolucji. Proponujemy powrót do podnoszenia norm jakości i odejścia od greenwashingu, kiedy funkcjonowała przez lata nazwa „ekogroszek” – dodaje.

Normy będą zaostrzane stopniowo, aż do 2031 r. Według Piotra Siergieja rynek będzie wtedy wyglądał całkowicie inaczej. – Ludzie uciekają od węgla. Jeszcze parę lat temu gospodarstwa domowe spalały 10–11 mln t rocznie, dziś jest to 6,7 mln t – mówi. Dodaje, że patrząc na liczbę składanych wniosków w programie „Czyste powietrze”, można zakładać, że w momencie, w którym najbardziej restrykcyjne normy będą wchodzić w życie, kopciuchów będzie o ok. 1,5 mln mniej. – Zapotrzebowanie na węgiel będzie więc jeszcze mniejsze, niż jest teraz. Ta przemiana cywilizacyjna już się dokonuje – kwituje. ©℗