Pracownicy przemycili AI do firm i być może ratują w ten sposób nasz świat.
Jeśli Donald Trump wygra wybory prezydenckie w USA, to będą państwo mogli po części winić za to sztuczną inteligencję lub jej za to dziękować – w zależności od upodobań. W podcastowej rozmowie, którą przeprowadził z Trumpem amerykański youtuber Logan Paul, Trump pochwalił się, że do napisania jednego z przemówień posłużyła mu właśnie AI. Cały proces zajął, jeśli Trump nie mija się z prawdą, 15 sekund. – Mowa była piękna! – stwierdził były i być może przyszły prezydent, po czym przepowiedział zanik zawodu speechwritera.
Donald Trump jest najwyraźniej do tyłu z trendami. Zachwyca się czymś, co zwykli Amerykanie odkryli i zaczęli wykorzystywać w miejscu pracy już co najmniej kilkanaście miesięcy temu! Zresztą nie tylko Amerykanie. Cały świat! Z badania, które 8 maja wyszło z obozu Microsoftu i LinkedIn, wynika, że globalnie już 75 proc. pracowników umysłowych wspomaga się narzędziami AI w miejscu pracy.
Ciekawe czasy
Lata 20. XXI w. są niewątpliwie ciekawe. Nie tylko dlatego, że pandemia, że wojny, ale przede wszystkim dlatego, że weszliśmy w wymiarze w epokę science fiction. Tak szybko przechodzimy nad kolejnymi wynalazkami do porządku dziennego, tak szybko nam powszednieją, że sobie tego nie uzmysławiamy. Traktujemy je jak oczywistość, a przecież to my jesteśmy bohaterami powieści zastępów futurologicznych pisarzy z przeszłości (szkoda, że Stanisław Lem tego nie dożył, może odzyskałby wiarę w internet, którą stracił, obcując z myślami niektórych użytkowników sieci). Co więcej, to my ten świat SF budujemy.
Weźmy ChatGPT, inne duże modele językowe (LLM-y) oraz wszystkie te narzędzia opierające się na głębokim uczeniu maszynowym, których liczba dzisiaj idzie w tysiące. 71 tys. specjalizujących się w AI start-upów z całego świata codziennie wypuszcza nowe aplikacje, które umożliwiają tłumaczenie tekstów, planowanie zadań, pisanie, projektowanie, diagnozowanie pacjentów, trenowanie, poszukiwanie pracy, randkowanie, naukę języków, oszczędzanie i inwestowanie...
Popyt na te aplikacje rośnie. Korzystamy z nich w pracy, bo ją ułatwiają, przyśpieszają, często też podnoszą jej jakość. W ciągu sześciu miesięcy przed publikacją cytowanego wyżej badania odsetek pracowników umysłowych korzystających z AI podwoił się w ujęciu globalnym. W Polsce wynosi obecnie aż 61 proc., co plasuje nas w okolicy europejskiej średniej i tylko o 10 pkt proc. poniżej USA. Jeszcze szybsze tempo wdrożenia AI notuje Azja. Chiny osiągnęły 91 proc., Indie i Tajlandia – po 92 proc., Singapur 88 proc., Malezja 84 proc. (to słynne żabie skoki możliwe w gospodarkach nieobciążonych bagażem tradycji i skostniałych instytucji rynkowych – eksperymentują z nowymi technologiami śmielej).
Tak szybkiego tempa pojawiania się AI w miejscu pracy nie prognozował żaden ekspert. Nie przewidziano jeszcze jednego: że proces ten będzie miał tak silnie organiczny i oddolny charakter. 78 proc. pracowników korzystających z narzędzi AI robi to na własną rękę, nie czekając na błogosławieństwo ze strony szefów, przy czym starsi niewiele ustępują pod tym względem młodszym. Ludzie po prostu chcą, by AI im pomagała.
To narzędzie zdaje egzamin. Spójrzcie na dziennikarzy. Ich codziennością są wywiady. Przygotowanie pytań i sama rozmowa to najkrótszy element tego zadania. Najbardziej żmudnym i uciążliwym wyzwaniem było od zawsze spisanie wywiadu z nagrania, a potem jego zredagowanie. Godzina rozmowy to nawet 3 godziny spisywania i kolejne 4–5 godzin uważnej redakcji. Narzędzia AI skracają ten czas… o połowę (oczywiście dziennikarze korzystali z AI, na długo zanim uzmysłowili sobie to ich naczelni).
To tylko jedna z setek profesji z wysoką organiczną implementacją AI. W awangardzie są programiści, z których ponad 90 proc. używa modeli językowych do pisania kodu (skracają pracę o połowę!). Szacunki z USA mówią, że już ok. 40 proc. lekarzy korzysta z AI jako pomocy diagnostycznej. Ktoś powie, że pracownicy strzelają sobie w stopę, przyśpieszając zastąpienie ich przez AI, ale badania wskazują na zjawisko przeciwne.
Ekonomista Hasraddin Guliyev z Azerbejdżańskiego Państwowego Uniwersytetu Ekonomicznego przeanalizował wpływ AI na stopę bezrobocia w 24 wysoko rozwiniętych technologicznie gospodarkach w latach 2005–2021. Okazało się, że sztuczna inteligencja obniża poziom bezrobocia w wyniku kreacji nowych miejsc pracy i „może zrewolucjonizować siłę roboczą, tworząc nowe role zawodowe, automatyzujące rutynowe zadania i zwiększając produktywność”. Inne badania pokazują, że AI włącza wręcz w rynek pracy dotąd z niego wykluczone wykształcone osoby z niepełnosprawnościami. Redukuje stopę bezrobocia w tej grupie, przy czym dla mężczyzn efekt ten jest silniejszy niż dla kobiet. Niewielu pisarzy SF zwracało uwagę na takie AI, a to właśnie one mogą się okazać najważniejsze.
Wielki kryzys, którego unikniemy?
Wiele było kryzysów w historii świata. Ten, od którego AI może nas wybawić, jest wyjątkowy. Przez tysiące lat krótka oczekiwana długość życia pełnego chorób i głodu była normalnością. Wojna czy inna plaga po prostu jeszcze ją skracały.
To, co może czekać nas obecnie, nie przypomina tamtych doświadczeń. Dzisiejszy świat jest pod każdym możliwym względem zamożniejszy niż światy przeszłości. Skrajne ubóstwo dotyka 8 proc., a nie 99 proc. ludzkości. Przejściowe kryzysy, które dotykają nas dzisiaj, są w jakimś sensie bardziej bolesne, bo oznaczają zwykle upadek ze znacznie wyższego konia.
Ten, który nam grozi, nie będzie jednak tymczasowy. Będzie go charakteryzowała ciągłość: stagnacja, marazm, utkwienie oczu i serc w tym samym, coraz bardziej martwym punkcie. Cywilizacyjny rumak, na którym dotarliśmy do dobrobytu, zamieni się w starą szkapę. Dlaczego? Oto dwa trujące strumienie zlewają się w jeden potok i zaczynają przerywać wały zabezpieczające rozwój: spadająca dynamika produktywności krzyżuje się z pogarszającą się kondycją demograficzną ludzkości. Od lat 60. XX w. świat rozwinięty obserwował słabnący wzrost wydajności pracy, który osiągał 5–10 proc. rocznie, a dzisiaj jest w okolicach bliskich zeru. Jednocześnie społeczeństwa przestały się rozmnażać, wskaźnik dzietności spadł silnie poniżej granicy zapewniającej zastępowalność pokoleń (tj. 2,1) i wynajdując przy tym coraz nowsze technologie przedłużania życia. Liczba niepracujących, których muszą utrzymywać pracujący, rosła, a liczba tych drugich malała, nie kompensując tego zwiększoną wytwórczością. Fundament gospodarczy funkcjonowania społeczeństwa zaczął pękać.
Dziś jeszcze bogactwo wytworzone przez ostatnie 250 lat stanowi jakiś bufor bezpieczeństwa, zwłaszcza na Zachodzie, jeszcze możemy odcinać od niego kupony, ale już niedługo. Jeśli nie wydarzy się nic wyjątkowego…
To wyjątkowe coś, jak się wydaje, właśnie nadeszło jak deus ex machina. Podnosząc produktywność, AI może wzmocnić fundament gospodarki i uwolnić w ludziach pokłady kreatywności. Czy wiemy na pewno, że tak będzie? Nie. Mamy jednak nadzieję. Ekonomiści próbują ją weryfikować, ale jak na razie kulawo, wychodzą więc im rzeczy niewiarygodne. Na przykład prof. Daron Acemoğlu w opublikowanej w kwietniu pracy „The Simple Macroeconomics of AI” doszedł do wniosku, że w ciągu dekady związane z AI wzrosty produktywności (rozumianej jako łączna produktywność czynników produkcji, TFP) będą co prawda zauważalne, ale osiągną co najwyżej 0,71 proc. Mało. To nie wystarczy, by uratować świat. Tyle że – jak zwraca uwagę ekonomista prof. Tyler Cowen – metodologia pracy Acemoğlu efekt AI dla produktywności silnie zaniża. Uwzględnia ona przede wszystkim oszczędności kosztowe, gdy przecież – wyjaśnia Cowen – „wiele korzyści z AI będzie wynikać z pozbycia się dzięki niej najmniej produktywnych firm z łańcucha dystrybucji” czy z wprowadzenia na globalny rynek zupełnie nowych dóbr, które przekładają się na większe wzrosty produktywności niż „zmiany inkrementalne” (przyrostowe). Trywializując: w zaoszczędzonym na spisywaniu wywiadu czasie dziennikarz napisze przełomową książkę o optymalnym wykorzystaniu AI, która sprzeda się w tysiącach egzemplarzy i zrewolucjonizuje pracę jeszcze większej grupy ludzi. Programista, który zajmował się prostym kodowaniem, sceduje je na AI, samemu wymyślając nowe, nietypowe zastosowania dla tej technologii. I tak np. firma produkująca ubrania, bawiąc się i eksperymentując z zastosowaniami AI, wynajdzie ubraniowego Tindera, który pozwoli lepiej szacować trendy w upodobaniach klientów (to akurat już istnieje).
By efekty produktywnościowe AI materializowały się na istotną skalę, potrzeba jednak czasu, a wiele z nich, ze względu na samą naturę innowacji, jest nie do przewidzenia.
Odnajdź w sobie dziecko
Jestem optymistą, ale nie bezkrytycznym. Nie sądzę, że AI zrobi całą robotę za nas. Co więcej, to od nas zależy, czy zrobi jakąkolwiek dobrą robotę. Stosowana bezmyślnie może zaszkodzić. To nie młotek, którego sposób użycia jest znany i prosty. AI sama z siebie zastosowania żadnego nie ma – to my je wynajdujemy w zależności od naszych potrzeb. Co to oznacza dla gospodarki? Że AI albo podniesie produktywność pracy o 40 proc., albo obniży ją o 19 proc.
Te liczby pojawiły się w wynikach zbiorowej pracy „Navigating the Jagged Technological Frontier” z września 2023 r. Wykonano eksperyment. Jego uczestników podzielono na dwie grupy. Jednej przydzielono zadanie, którego wykonalność mieściła się w możliwościach AI (była ona w stanie generować wyniki takie jak ludzie). Przed drugą postawiono zadanie zaprojektowane tak, by znajdowało się poza zasięgiem możliwości AI.
Pierwsza grupa miała wymyślić i zaprezentować nowy produkt dla firmy obuwniczej. AI jest do tego w sam raz. Druga miała wyobrazić sobie, że pracuje dla firmy posiadającej trzy marki i wybrać tę, na której firma powinna skoncentrować inwestycje. Miała też opracować listę innowacyjnych działań ulepszających tę markę. Oznaczało to dużo prawdziwego myślenia. Obie grupy podzielono na podgrupy z dostępem do AI i bez niego. W przypadku pierwszego zadania ChatGPT podniósł wydajność pracowników o 38–42,5 proc. w porównaniu z podgrupą bez AI (co wyjątkowo interesujące, wydajność wzrosła relatywnie bardziej u pracowników o niższych umiejętnościach, a to pokazuje równościowy potencjał sztucznej inteligencji).
W przypadku drugiego zadania natomiast użycie ChatGPT obniżyło efektywność w porównaniu z grupą kontrolną o 13–24 proc. Zadanie to wymagało bardziej złożonego typu analizy i o wiele więcej subiektywnego osądu. Osoby korzystające z AI przy jego realizacji zdały się na jej rekomendacje, nie włączając myślenia. Wniosek z tego taki, że powinniśmy świadomie wybierać, w jakich zadaniach AI może nas skutecznie odciążyć, a w jakim jest do tego niezdolna. Zdanie się na nią w każdej możliwej materii byłoby błędem. O ile spisanie rozmowy leży w zakresie zdolności AI, o tyle już jej zredagowanie do formy, którą chcieliby Państwo przeczytać – nie. Produkty redakcyjne AI po prostu „się nie czytają”.
Nie jest jednak wykluczone, że to się za jakiś czas zmieni. Jeszcze pięć lat temu narzędzia transkrypcyjne były bardzo niedoskonałe, a dzisiaj imponują.
Właściwego zakresu zastosowania AI nie da się więc jednoznacznie ustalić.
Niektórzy mówią, że myślenie ma przyszłość. Powiedziałbym, że przyszłość jest myśleniem. Nieustannym zastanawianiem się, jak wykorzystać cyfrowe narzędzia. Koniec z wykonywaniem instrukcji. Teraz to my, zwykli pracownicy, będziemy te instrukcje – np. w formie promptów – musieli formułować. Rozwój AI w jakimś sensie każe nam odnaleźć w sobie wewnętrzne dziecko, które zadaje setki pytań, i zdyscyplinować je do zadawania tych właściwych.
Czas eksperymentów
Według ekonomisty Pera Bylunda, autora artykułu „The Economics of the AI Revolution”, jako dobro konsumpcyjne AI zapewnia ludziom rozrywkę, np. „kiedy ludzie bawią się, «dyskutując» ze sztuczną inteligencją lub generując dziwaczne obrazy za pomocą DALL-E”, jednak „niektóre dobra konsumpcyjne – np. model T Forda albo smartfony od Apple’a – rewolucjonizują gospodarkę”. AI również ma taki potencjał. Pełni bowiem funkcję dobra wyższego rzędu. Jest mianowicie „narzędziem, które może zakłócić dotychczasowe modus operandi wielu branż”, a skoro narzędziem, to i „dobrem kapitałowym, które sprawia, że „istniejące procesy produkcyjne są bardziej efektywne” i „umożliwiają rodzaje produkcji, które wcześniej nie były możliwe”. Właśnie, produkcja! Zapomnieliśmy o niej! A przecież użycie AI w warunkach biurowych to wycinek możliwości tej technologii. Co zatem z przemysłem i usługami opartymi na pracy fizycznej?
Mniej tam będzie pola do oddolnych eksperymentów i samodzielnego przemycania AI niż w biurach. Gdy pracujesz przy taśmie fabrycznej albo w sortowni przesyłek, jest to prawdopodobnie niemożliwe. Tam eksperymenty z AI będą dekretowane przez menedżerów i – choć to brzmi źle – przeprowadzane na pracownikach, czy ci tego chcą, czy nie. I będą napotykać te same bariery, co te oddolne: często okaże się, że użyto AI nie tam, gdzie trzeba. Spektakularną wpadkę zaliczył w tym kontekście np. Walmart, największa sieć supermarketów w USA. W 2017 r. firma wprowadziła skanujące półki roboty, które miały za zadanie monitorować stany magazynowe i sprawdzać ceny produktów. Okazało się to błędem. Roboty świetnie radziły sobie ze swoimi zadaniami w warunkach sterylnych, gdy w sklepie nie było klientów. Gdy ci się pojawiali, zaczynały popełniać błędy. Miały problemy z nawigacją (jak ominąć panią z wózkiem?), skanowaniem cen (ech, klient znów nie odłożył produktu równiutko i tam, gdzie trzeba!), „komunikacją z klientami” (panie, ten robot plącze się pod nogami i nie chce ustąpić!), adaptacją do sklepów o różnym układzie półek… Ostatecznie w 2020 r. Walmart zrezygnował z robotów. Okazało się, że ludzie wykonują wspomniane zadania skutecznie i bardziej elastycznie. Zgadza się to z uwagą Bylunda, że kreatywna destrukcja, którą AI uruchamia w gospodarce, nie jest aż tak „nagła i destrukcyjna, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka”, a jako ludzie „mamy tendencję do przeceniania wpływu technologii w krótkim okresie oraz niedoszacowywania go w dłuższej perspektywie”. Żeby więc AI zaczęło realizować swoją zbawczą z punktu widzenia naszej przyszłości funkcję, potrzeba milionów prób i błędów w prawdziwej gospodarce. Ale co do tego, że ma taki potencjał, nie ma raczej wątpliwości. ©Ⓟ
AI to nie młotek, którego sposób użycia jest znany i prosty. AI sama z siebie zastosowania żadnego nie ma – to my je wynajdujemy w zależności od naszych potrzeb