Za sprawą kumulacji niekorzystnych zjawisk atmosferycznych ten rok będzie trudny dla producentów, a jednocześnie ubezpieczonych upraw jest najmniej od 2020 r.

W 2024 r. należy spodziewać się niższych plonów niż przed rokiem. Jak wynika z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń, (PIU) w tym roku do ubezpieczycieli trafiło już niemal 20 tys. wniosków tylko w związku ze szkodami wynikającymi z wiosennych przymrozków. Rolnicy walczyli z powodziami i gradobiciem, które z pewnością jeszcze wystąpią. Największy wpływ na sytuację w ich gospodarstwach będzie jednak miała susza.

Niższe plony

Grad i powódź są zjawiskami medialnymi, ale ich skutki są bardzo punktowe. Stratni będą jedynie lokalni rolnicy. Dla całości upraw w Polsce zdarzenia pogodowe ostatnich dni nie będą miały takiego znaczenia jak chociażby susza, która swoim zasięgiem obejmuje znacznie większe terytorium Polski – tłumaczy Anna Nieróbca z Instytutu Upraw, Nawożenia i Gleboznawstwa. IUNG ogłosił nawet występowanie w Polsce suszy rolniczej. Zdaniem naukowców niedobór wody może spowodować straty w plonach na poziomie przynajmniej 20 proc. w stosunku do wyników z poprzednich lat w przeciętnych warunkach pogodowych.

Najmocniej susza uderzyła w uprawy zbóż jarych (25 proc. dotkniętych jest niedoborem wody) oraz zbóż ozimych (19 proc). Stratni będą też producenci truskawek (17 proc. upraw) i krzewów owocowych (10 proc.). Do końca maja problem niedoboru wody praktycznie nie dotknął natomiast drzew owocowych (2 proc.) oraz rzepaku i rzepiku (0 proc.).

– Przełom maja i czerwca to okres, w którym zboża ozime mają największe zapotrzebowanie na wodę – dziennie łan pszenicy ozimej zużywa ok. 5 l na metr kadratowy. Opady w kwietniu i maju wyniosły zaledwie kilka–kilkanaście milimetrów, więc zapasy wody w glebie są w dużej mierze wyczerpane, co wpłynie na ograniczenie plonu zbóż – podkreśla Anna Nieróbca. Z kolei w zboża jare mocno uderzyły kwietniowe przymrozki mieszane z dniami, gdy temperatura przekraczała 25°C.

Piotr Doligalski, prezes Zakładu Produkcji Rolnej w Kowrozie, również mówi o zmniejszeniu zbiorów na poziomie 20 proc. Zaznacza jednak, że pogoda będzie miała też przełożenie na jakość plonów. Można oczekiwać więcej zboża niskobiałkowego, czyli takiego, które nadaje się na pasze, a nie dla przemysłu spożywczego. Taki scenariusz oznacza natomiast mniejszy zarobek dla rolników, bo wtedy plony sprzedadzą taniej.

Więcej na dopłaty

Anomalie pogodowe są już stałym czynnikiem, który należy uwzględniać przy produkcji rolnej, bo występują średnio co 3–4 lata. Susze przeplatane z powodziami oraz przymrozki mieszane z upałami powinny skłaniać rolników do działań zabezpieczających opłacalność upraw i hodowli. Z danych wynika natomiast, że z ok. 10,5 mln ha gruntów rolnych na koniec zeszłego roku ubezpieczone było niecałe 3,7 mln ha. W 2022 r. było to nieco ponad 4 mln ha.

Jak zapowiada się ten rok? Ubezpieczyciele zaznaczają, że zawieranie polis wciąż trwa, część upraw ubezpiecza się bowiem na wiosnę, a część na jesieni. Szacują jednak, że areał, na które będą zawarte polisy, będzie zbliżony do tego z 2023 r. Uważają, że odbicia można oczekiwać w 2025 r., ponieważ rolnicy zawsze wykazują mniejsze zainteresowanie ubezpieczeniami, jeśli w ostatnim roku nie walczyli z klęskami. A jak słyszymy w Polskiej Izbie Ubezpieczeń, ostatnie trzy lata były względnie spokojne. Niekorzystne zjawiska pogodowe na dużą skalę nawiedziły rolnictwo ostatni raz w 2020 r. Rok później areał ubezpieczonych upraw wzrósł z 3,1 mln ha do 3,67 mln ha.

Resort rolnictwa stara się przekonywać rolników do ubezpieczania się. Zwiększa budżet dopłat do składek. W 2020 r. wyniósł on niecałe 400 mln zł. W 2023 r. już 624 mln zł. „W ustawie budżetowej na 2024 r. na dopłaty do ubezpieczeń upraw rolnych i zwierząt gospodarskich zostały zaplanowane środki w kwocie 920,5 mln zł. Dopłaty wynoszą 65 proc. składki do 1 ha upraw rolnych i 65 proc. składki do jednego zwierzęcia gospodarskiego – informuje biuro prasowe resortu rolnictwa.

Kosztowne ryzyko

Henryk Smolarz, dyrektor generalny Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolników, ocenia, że konsekwencje anomalii pogodowych i klęsk żywiołowych i tak spadają przede wszystkim na gospodarstwa rolne. – Na ogół przyczyna strat nie leży po ich stronie. Za pęknięte wały przeciwpowodziowe nie może odpowiadać rolnik, tylko administracja publiczna. Pomoc państwa, KRUS czy samorządów mogłaby być większa. Rządy nie ogłaszały stanu klęski żywiołowej, bo konsekwencje finansowe byłyby daleko idące – tłumaczy. Dyrektor KOWR dodaje, że jeżeli straty są lokalne i nie obejmują dużej części kraju, to rząd nie czuje presji społecznej i nie spieszy się z proponowaniem mechanizmów wsparcia.

Poprzednia ekipa rządząca chętnie rozdawała publiczne pieniądze, niezależnie od tego, czy gospodarstwo było ubezpieczone, czy nie. To demotywowało do ubezpieczeń. Wcześniej mechanizm wypłat działał tak, że rolnicy, którzy byli ubezpieczeni, dostawali od państwa wyższe, nawet o połowę, świadczenia niż nieubezpieczeni – mówi Henryk Smolarz.

Eksperci zauważają, że o ile w Polsce łatwo ubezpieczyć się od przymrozków, gradobicia i negatywnych skutków przezimowania, to ubezpieczenia od suszy są oferowane w ograniczonym zakresie. Stawki są wysokie, bo bazują na ocenie ryzyka, które w przypadku suszy jest wysokie.

Rolnicy uważają, że ubezpieczenia są zbyt drogie. Szczególnie gdy dochodowość gospodarstw maleje, a tak było w ostatnim roku z powodu niskich cen skupu wielu płodów rolnych, a wysokich kosztów produkcji.

Z danych PIU wynika, że w 2023 r. rolnicy wydali na składki 1,013 mld zł, z czego 624 mln zł wyniosły dotacje. Kwota wypłaconych odszkodowań wyniosła natomiast 385,6 mln zł. Rok wcześniej firmy również zebrały dużo więcej ze składek, niż wypłaciły odszkodowań – 1,2 mld zł wyniosły bowiem składki, a 471 mln zł odszkodowania.

– W ubezpieczeniach rolnych wzrost liczby ubezpieczonych nie oznacza rozproszenia, a kumulację ryzyka. Jak przychodzi wyż syberyjski z temperaturami -20, -30 stopni, jak miało to miejsce w latach 2012 i 2016, to fala przymrozków niszczy uprawy w całym kraju, czyli poszkodowanych jest większość rolników – mówi Rafał Mańkowski, dyrektor ds. ubezpieczeń majątkowych w PIU. - Jeden kataklizm potrafi skonsumować zysk z kilku lat - dodaje.

Ubezpieczyciele wyliczają rentowność ubezpieczeń rolniczych w perspektywie lat 2008–2023 na poziomie 5 proc. Jak mówią, to, że po wypłaceniu odszkodowań z zebranych składek zostało 2,7 mld zł, to nie znaczy, że tyle zyskały zakłady. To pieniądze, z których są też opłacane koszty prowadzenia działalności. Nasi rozmówcy podkreślają, że zdarzały się lata, gdy wypłacone odszkodowania sięgały wartości zebranej składki albo nawet ją przewyższały. ©℗

Niewielu rolników stać na ubezpieczenie upraw

Wiceminister rolnictwa Jacek Czerniak tłumaczy, że przyczyny niskiej popularności mechanizmów ubezpieczeń i asekuracji działalności rolniczej nie leżą po stronie farmerów. – Nie mówiłbym o niechęci rolników do ubezpieczania się, tylko o braku możliwości. Firmy ubezpieczeniowe nie chcą zawierać umów pakietowych, obejmujących wszystkie zdarzenia, np. unikają zawarcia polis dotyczących wiosennych przymrozków – tłumaczy minister.

Jako inny powód wskazuje niską opłacalność produkcji w niektórych sektorach. – Brak środków finansowych i wysokie koszty ubezpieczenia powodują, że niewielu rolników stać na zawarcie ubezpieczeń – wskazuje Czerniak, zaznaczając, że resort prowadzi działania, które mają zwiększyć dostępność ubezpieczeń upraw i zwierząt gospodarskich.

Metodą ograniczania strat powinny być również działania prewencyjne, skutkujące poprawą systemów melioracji i nawadniania czy powstania osłon nad uprawami. Jak przyznaje Czerniak, prewencja ma bardzo duże znaczenie, ale – podobnie jak przy wykupie polis ubezpieczeniowych – barierą są kwestie kosztowe. – Trudno wymagać, aby całe plantacje czy uprawy były zabezpieczone na obszarze wielu hektarów. To jest wręcz niewykonalne. Zarówno grad, jak i deszcz nawalny działają zwykle bardzo punktowo. Brak pieniędzy nie pozwala też na szersze działania związane z nawadnianiem i melioracjami – mówi nam minister. Dodaje, że polskie rolnictwo ma wieloletnie zaniedbania w tym zakresie. Przykładem jest melioracja, która przez lata była metodą stosowaną tylko do osuszania gruntów, a nie bilansowania ilości wody, przez co obecnie tylko niewielką część wód opadowych udaje się zatrzymać w glebie. Skutkiem są rozległe i coraz częściej występujące susze.

Resort rolnictwa zapowiada, że w planach jest zwiększenie dopłat do składek do wysokości 70 proc. polisy w przypadku upraw i zwierząt gospodarskich. Poza tym zaproponowano dla ubezpieczanych upraw drzew i krzewów owocowych oraz truskawek zwiększenie stawek taryfowych, do których stosowane są dotacje z wartości 9, 12, 15 proc. do 20, 22 i 25 proc. Projekt w tej sprawie został przekazany do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów.

W praktyce oznacza to, że mniejsze i średnie gospodarstwa zaoszczędzą na składce do kilkuset złotych, a takie, które ubezpieczają np. 100 ha zbóż – ok. 2 tys. zł.

– Podstawą poprawy sytuacji w zakresie ubezpieczeń oraz zabezpieczeń pozostaje jednak stopień opłacalności produkcji rolnej. Bez tego żadne działania nie przyniosą oczekiwanych skutków – wskazuje Czerniak. ©℗

ikona lupy />
Rynek ubezpieczeń rolniczych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe