Resort klimatu chce uproszczenia procedur dla linii bezpośrednich i nie wyklucza zmniejszenia opłaty solidarnościowej. Tym razem rząd przekona przedsiębiorców?
Wbrew oczekiwaniom tzw. linie bezpośrednie nie stały się żadnym rozwiązaniem dla przemysłu energochłonnego. Dziewięć miesięcy po wejściu w życie przepisów mających ułatwić ich powstawanie, do prezesa Urzędu Regulacji Energetyki (URE) wpłynęło tylko osiem wniosków w tej sprawie, z czego cztery zgłoszenia są aktualnie procedowane. W wykazie prowadzonym przez urząd jest na razie tylko jedna linia bezpośrednia – zdecydował się na nią Mondelez Polska Production, producent takich marek jak Milka, Delicje czy Prince Polo. Pozostałe wnioski zawierały braki.
Linia bezpośrednia pozwala połączyć źródło wytwarzania energii z odbiorcą z pominięciem publicznej sieci dystrybucyjnej. Chodzi więc o połączenie farmy wiatrowej czy fotowoltaicznej bezpośrednio z zakładem produkcyjnym. Zeszłoroczna deregulacja systemu miała obniżyć koszty dla przedsiębiorstw i skrócić cały proces. Wcześniej liczba odmów wydania warunków przyłączenia do sieci była bowiem większa niż wniosków rozpatrzonych pozytywnie.
Winna opłata solidarnościowa
Przepisy o linii bezpośredniej istniały już wcześniej, jednak jej warunki były dużo bardziej restrykcyjne. Na przykład przedsiębiorstwo musiało być pozbawione możliwości przyłączenia do sieci, a zgoda prezesa URE była wydawana jako decyzja administracyjna. Teraz wystarczy wpis do wykazu, którego prezes dokonuje 45 dni od dnia złożenia poprawnego zgłoszenia. Dlaczego więc plan poniósł fiasko?
– Niewielkie zainteresowanie inwestycjami w linie bezpośrednie wynika przede wszystkim z konieczności uiszczenia opłaty solidarnościowej na rzecz sieci elektroenergetycznej, która znacząco zmniejsza opłacalność tego rozwiązania. Poza tym cały proces powinien być prosty i intuicyjny. W tym celu państwo musi odformalizować przepisy, a w zeszłym roku zrobiono dopiero pierwszy krok w tę stronę – uważa Piotr Czopek, dyrektor ds. regulacji w Polskim Stowarzyszeniu Energetyki Wiatrowej (PSEW).
Potwierdza to Patrycja Kunc, dyrektorka biura prawnego w Re Alloys, spółce będącej jedynym w Polsce producentem żelazostopów. Przedsiębiorstwo rocznie zużywa 700 GWh energii, czyli – jak podkreśla – podobną ilość co miasta aglomeracji śląskiej. Przy koszcie opłat dystrybucyjnych na poziomie ok. 67 zł na MWh oraz cenie energii na poziomie ok. 400 zł opłaty dystrybucyjne stanowią ok. 16 proc. ceny energii elektrycznej. – Liczyliśmy na to, że dzięki linii bezpośredniej będziemy mogli podłączyć instalacje OZE do zakładu produkcyjnego bez ponoszenia zmiennej opłaty dystrybucyjnej. W końcu ideą jest to, żeby energii wyprodukowanej w zielonych źródłach nie wprowadzać do sieci, tylko zużywać na potrzeby własne. Skoro więc nie korzystamy w tym zakresie z sieci dystrybucyjnej, powinniśmy być zwolnieni z opłaty za korzystanie z niej. To mocno wpłynęłoby na opłacalność tego typu instalacji – mówi Patrycja Kunc. Kłopotem jest też aktualne brzmienie ustawy wiatrakowej, która jednak niebawem ma się zmienić. – Na terenach przemysłowych, np. na Śląsku, trudno jest znaleźć obszar dla dużych inwestycji OZE w odległości kilku kilometrów od zakładu, który zapewniłby opłacalność budowy przyłączenia i trasy kabla. Rozwiązaniem jest zmniejszenie minimalnej odległości od zabudowań do 500 m oraz utworzenie obszarów przyspieszonego rozwoju OZE na terenach przemysłowych. To przyspieszyłoby czasochłonną procedurę środowiskową – uważa Kunc.
Rząd nie wyklucza zmian
Co na to rząd? Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska, w rozmowie z DGP przyznaje, że inwestorzy i deweloperzy często podnoszą kwestię opłaty solidarnościowej, która sprawia, że wiele inwestycji jest nieopłacalnych. – Bierzemy ten aspekt pod uwagę – przyznaje i dodaje, że opłata „może zostać zmniejszona”, jednak wymaga to nie tylko analizy apeli branży, ale też stanowiska operatorów i przeprowadzenia rozmów z innymi resortami. Zapowiada też uproszczenie procedur dla linii bezpośredniej.
Opłata solidarnościowa ma jednak wspierać rozwój sieci dystrybucyjnych, które są kluczowym elementem transformacji energetycznej. Podczas konferencji PSEW w Świnoujściu zwracał na to uwagę Dariusz Marzec, prezes zarządu PGE. – Jest to pewien rodzaj bezpieczeństwa energetycznego, na który wszyscy łożymy – mówił, przyrównując opłatę solidarnościową do składki zdrowotnej. – Pamiętajmy, że jeżeli chcemy mieć wariant B i możliwość dostarczenia alternatywnego energii elektrycznej dla danej lokalizacji, to odbywa się to za pomocą infrastruktury, której utrzymanie, rozwój i konserwacja po prostu kosztują – mówił Dariusz Marzec.
– Rozumiem racje obu stron, zdaję sobie sprawę z prawideł systemu i z tego, że stanowisko PGE jest mocno osadzone w realiach energetycznych – skomentował wówczas Miłosz Motyka. ©℗