Jesteśmy daleko za liderami Europy i mamy zaległości w stosunku do norm unijnych. Rząd pracuje nad przepisami, które mają przyspieszyć inwestycje w OZE.

Polska musi przyspieszyć wydawanie niezbędnych pozwoleń na inwestycje w odnawialne źródła energii, bo bez tego może zapomnieć o sprawnej transformacji energetycznej. Na dodatek w perspektywie ma wymogi dyrektywy RED III, która zakłada tworzenie tzw. obszarów akceleracji, gdzie uzyskanie kompletu pozwoleń ma nie trwać dłużej niż 12 miesięcy.

Mamy w tej kwestii wiele do nadrobienia – według przedstawicieli branży czas oczekiwania na komplet zgód w przypadku projektów wiatrowych wynosi dziś od siedmiu do nawet dziewięciu lat, w przypadku farm słonecznych na wszystkie formalności trzeba czekać nawet cztery lata. To za długo.

Mają to zmienić nowe przepisy ustawy o odnawialnych źródłach energii oraz niektórych innych ustaw. Ich założenia zostały właśnie opublikowane. Rząd chce zmienić procedury m.in. wydawania pozwoleń na budowę w przedmiocie robót budowlanych, warunków przyłączenia do sieci elektroenergetycznej oraz decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych.

Przedstawiciele branży chwalą ogólne założenia, ale wszystko rozbije się o szczegóły. Jakub Zarazik, prezes firmy Xoog Development z branży fotowoltaicznej, zwraca jednak uwagę, że regulacje muszą być tym razem sformułowane w sposób, który nie dopuści wątpliwości interpretacyjnych. – Trzeba pamiętać, że większość projektów jest realizowana na terenach wiejskich. Dlatego nie dość, że mamy do czynienia z biurokracją, to dodatkowo jest mała liczba pracowników gminy, z którymi współpracujemy. Jeśli proponowane zmiany sprawią problemy interpretacyjne, to ich obłożenie pracą wzrośnie jeszcze bardziej, co da efekt odwrotny do zamierzonego – mówi DGP.

Z kolei Piotr Czopek, ekspert Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, mówi DGP, że rynek oczekuje działań ze strony rządu, które były zapowiadane już od grudnia. – Inwestycji w OZE wymaga przede wszystkim przemysł, który potrzebuje taniego, zielonego prądu. Mamy nadzieję, że w ostatecznej wersji ustawy znajdą się również przepisy przyspieszające inwestycje w lądową energetykę wiatrową. Ważnym elementem jest kwestia planowania przestrzennego, w przypadku energetyki wiatrowej to jeden z kluczowych obszarów, w którym powinny być wprowadzone ułatwienia – podkreśla.

W projekcie widnieje też zapis mówiący, że „procedury uzyskania decyzji środowiskowej w odniesieniu do określonych przepisami zamierzeń odnoszących się do instalacji OZE, powiązanych z nimi sieci oraz magazynów energii elektrycznej zostały uznane jako stanowiące realizację nadrzędnego celu publicznego oraz są uznawane za służące zdrowiu i bezpieczeństwu publicznemu”. Kluczowa będzie więc decyzja dotycząca tego, jak – ułatwiając inwestycje, które mają przybliżyć nas do celów klimatycznych – nie dewastować środowiska naturalnego.

– Rząd nie informuje w wykazie, że ten zapis jest implementacją artykułu 16f najnowszej wersji dyrektywy RED (w odniesieniu do promowania energii ze źródeł odnawialnych) z października 2023 r. – zwraca uwagę Bartosz Kwiatkowski, prezes fundacji Frank Bold w Polsce. Zgodnie z nim do 21 lutego 2024 r. państwa członkowskie miały zapewnić, by w ramach wydawania zezwoleń dla instalacji OZE wszystkich rodzajów – w tym farm słonecznych, wiatrowych, elektrowni wodnych czy wykorzystujących biomasę lub biogaz – projekty takie były uznane za leżące „w nadrzędnym interesie publicznym oraz służące zdrowiu i bezpieczeństwu publicznemu”.

Kwiatkowski przypomina, że obecnie nasze prawo – np. Ustawa o ochronie przyrody i prawo wodne – zawiera przepisy mówiące, że jeśli dana inwestycja leży w nadrzędnym interesie publicznym, wówczas można odstąpić od pewnych elementów ochrony środowiska, związanych z ochroną gatunkową czy zapewniających odpowiedni stan wód. – Warto zachować ostrożność, bo podobne sytuacje zdarzały się w przeszłości, kiedy były plany lokowania farmy wiatrowej czy fotowoltaicznej w miejscach, gdzie negatywnie oddziałuje to np. na siedliska zwierząt czy ochronę ptaków – ostrzega ekspert. ©℗