Na wojnę cenową między Biedronką a Lidlem narzekają już nie tylko konsumenci, lecz także przedsiębiorcy.

W ostatnich dniach do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wpłynęły trzy pisma od związków zrzeszających przedsiębiorców i producentów zwracające uwagę na bitwę cenową największych dyskontów – dowiedział się DGP. Pisma podkreślały wpływ wojny cenowej między największymi graczami na pogorszenie sytuacji innych sieci handlowych, co odbija się na producentach.

– Obecnie pisma są analizowane. Nie ujawniamy danych podmiotów, które złożyły zawiadomienia – mówi Maciej Chmielowski z departamentu komunikacji UOKiK.

Dotychczas na wojnę cenową skarżyli się konsumenci. Nie chodziło o obniżki cen, a o otrzymywanie od sieci Biedronka SMS-ów z porównaniem cen jej produktów z cenami w Lidlu.

UOKiK przypomina, że nie jest urzędem do spraw regulacji cen, a sprzedawcy mają swobodę ich ustalania na podstawie własnego rachunku zysków i strat.

– Możemy ingerować w stosowane przez nich stawki, kiedy są wynikiem zmowy albo jeśli są stosowane przez przedsiębiorcę posiadającego pozycję dominującą na danym rynku. Takiej sytuacji nie ma na rynku sprzedaży detalicznej, gdzie istnieje konkurencja pomiędzy przedsiębiorcami, o czym świadczy zresztą obecna „wojna cenowa” – mówi Maciej Chmielowski. Dodaje, że jeśli przedsiębiorca konkurujący z daną siecią uzna, że jakieś praktyki stosowane przez nią mogą zagrażać jego interesom, ma możliwość dochodzenia swoich praw w sądzie.

Producenci mówią o wojnie cenowej

Dostawcy produktów rolno-spożywczych przyznają, że wojna cenowa coraz mocniej przekłada się na ich sytuację.

– Jest prowadzona między dyskontami, które są znane ze sprzedaży towarów pod markami własnymi. Prowadzi więc do wyeliminowania z rynku produktów markowych, czyli należących do producentów – zauważa Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka.

Zaznacza, że dostawcy nie są nawet w stanie zaangażować się w toczącą się wojnę. Dyskonty oferują litr mleka za 1,79 zł. Tymczasem koszt jego produkcji, jak wylicza rozmówczyni DGP, to 2,65 zł. – Nikt nie jest w stanie tyle dokładać do sprzedaży – zaznacza Maliszewska.

Jak wojna cenowa przekłada się na rynek detalistów? Powoduje odpływ klientów, zmuszając do zaangażowania inne sieci. Te wykorzystują zaś dostawców, bo zwykle to z pieniędzy tych ostatnich pokrywane są koszty promocji, gazetek czy innych akcji. W zamian dostawcy mogą liczyć na większy obrót.

– W innych sieciach zachodzi podejrzenie, że producenci doinwestowali dyskonty nieproporcjonalnie bardziej. Dlatego konkurenci dyskontów oczekują podobnego zaangażowania – tłumaczy jeden z przedsiębiorców, produkujących pod marką własną i dla sieci dyskontowych. Ale według niego promocje, które mają dziś miejsce w dyskontach, są finansowane przede wszystkim z własnych budżetów reklamowych sieci.

Producenci przyznają, że nie ma dnia, by z sieci handlowych nie napływały pisma, e-mail czy nie dzwonił telefon z prośbą o obniżki cen dostarczanych towarów. Sieci powołują się przy tym przede wszystkim na spadki cen na rynku surowców.

– Nie zakładają jednak, że jednocześnie wzrosły koszty płacy minimalnej czy akcyzy, jak ma to miejsce w naszym przypadku – mówi Grzegorz Grabowski, dyrektor wykonawczy w firmie Toruńskie Wódki Gatunkowe.

Wskazuje, że w poprzednich latach w styczniu producenci spotykali się z przedstawicielami sieci, by ustalić cennik produktów na nowy rok. – Mamy już marzec, a tego rodzaju spotkania nie było. Jest cały czas przesuwane w czasie. Sieci dążą w ten sposób do utrzymania cenników z 2023 r. – tłumaczy Grabowski.

Agnieszka Maliszewska dodaje, że obniżenie cen to droga, by przetwórcy przestali płacić rolnikom. – Skąd będą mieli brać pieniądze, jeśli mleko będą musieli sprzedawać taniej, niż kupują od rolnika? – pyta retorycznie.

– Najlepszym sposobem na przerwanie tej walki jest wstrzymanie dostaw do sieci. My zdecydowaliśmy się na taki krok w stosunku do jednego z dyskontów, mając obawę, że nasz produkt może stać się elementem wojny cenowej. Nie ulegamy też presji sieci. Robimy wszystko, by zwiększać rotację naszych produktów w sklepach przy utrzymaniu ceny, na czym zyskują też sklepy – mówi Marek Pietrzak, dyrektor handlowy firmy Pol-Mak. ©℗