Rząd w najbliższych dniach ma rozstrzygnąć, w którym kierunku pójdą zmiany, by utrzymać poziom wydatków i ulżyć przedsiębiorcom.
Jak mówi nasz rozmówca z otoczenia Donalda Tuska, zgodnie z tym, co Koalicja Obywatelska przedstawiła w swoich 100 konkretach, projekt ustawy w tej sprawie zostanie pokazany przed upływem 100 dni funkcjonowania rządu. – Nie wiem tylko, czy go przyjmiemy w tym terminie, czy lewica czegoś nie zaneguje i czy prezydent złoży podpis – zastrzega. Przypomina, że w 100 konkretach jest mowa o tym, że nastąpi powrót do ryczałtowego systemu rozliczania składki. Ma powstać nowy model. – Nie może być powrotu do sytuacji, w której przedsiębiorca płacił faktycznie 50 zł miesięcznie – mówił nam już jesienią polityk KO.
Przed Polskim Ładem przedsiębiorcy płacili składkę ryczałtową w wysokości 9 proc. od minimum 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w większości odliczaną od podatku. Po zmianach JDG wybierające skalę płacą 9 proc. składki od dochodu, liniowcy – 4,9 proc. także od dochodu, a ryczałtowcy – w zależności od przychodu – od 419,46 zł miesięcznie do 1258,39 zł. Składka nie jest odliczana od podatku.
Dziś najbardziej prawdopodobny wariant to wprowadzenie składki ryczałtowej, ale z kilkoma progami, na wzór tej, jaka jest dla ryczałtowych podatników PIT. Pytanie, czy obejmie ona tylko JDG rozliczające się liniowo, czy także te według skali.
Przy okazji pojawia się postulat wyłączania z podstawy obliczania składki sprzedaży środków trwałych. O pracach nad takim rozwiązaniem informowała ostatnio minister zdrowia Izabela Leszczyna. Tyle że zrobienie wyjątku może system skomplikować, bo inna będzie podstawa do obliczania PIT, a inna składki.
Teoretycznie zmiany w wysokości składki zdrowotnej zbieranej od przedsiębiorców nie powinny wpłynąć na wysokość środków na zdrowie. Zgodnie z ustawą w 2025 r. przeznaczanych ma być 6,5 proc. PKB na zdrowie, czyli ok. 223 mld zł. Z czego ok. 19 mld zł musiałby dołożyć budżet państwa. Jeżeli wpływ ze składki od przedsiębiorców byłby niższy, budżet będzie musiał tę lukę wypełnić. Minister zdrowia Izabela Leszczyna w wywiadzie dla DGP mówiła: „Mamy ustawę tzw. nakładową, która określa konkretny odsetek PKB na ochronę zdrowia, więc jeśli ze składek w NFZ będzie mniej, to musimy dołożyć pieniędzy z budżetu”.
Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, wylicza, że niekorzystne dla przedsiębiorców zmiany wprowadzone w związku z Polskim Ładem tylko w tym roku pozwalają zwiększyć wydatki na zdrowie o 9,5 mld zł, a w przyszłym o 10 mld zł. – Sytuacja w finansach jest napięta, deficyt sektora finansów publicznych ma wynieść ponad 5 proc. PKB. W takich okolicznościach rząd nie może, za bardzo odpuścić dochodów, tym bardziej że w kolejnych latach wydatki na zdrowie mają jeszcze rosnąć. – Ten margines nie jest duży, można np. inaczej rozkładać akcenty w składce. Pytanie, co w takich okolicznościach powinno być celem zmian: czy bardziej zmniejszenie obciążeń przedsiębiorców, czy bardziej nacisk na stabilność i przewidywalność obliczania składki? – podkreśla Kozłowski.
Składka od przedsiębiorców wpływała bezpośrednio z konta ZUS na konto Narodowego Funduszu Zdrowia. Tymczasem, jeżeli tę lukę miałoby uzupełnić Ministerstwo Finansów, tak aby spełnić ustawowo zapisany odsetek PKB na zdrowie – nie ma nakazu, żeby przekazywane środki były przeznaczone na leczenie. Mogą iść np. na kredyty dla studentów medycyny, na różne inwestycje etc. – To oznacza, że nie mamy pewności w planowaniu budżetu na przyszły rok – mówią przedstawiciele sektora opieki zdrowotnej. Tymczasem wyzwania NFZ są dość duże. Największym jest realizacja ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia – w 2023 r. od lipca do końca roku wydano 7,5 mld zł.
Kluczowe pytanie: czy pieniądze z KPO będą wliczane do odsetka PKB na zdrowie. Jeżeli tak, to może znacząco zmniejszyć kwotę, którą będzie musiał dołożyć minister finansów. Pieniądze z KPO mogą być jednak przeznaczone tylko na inwestycje. – Docelowo więc zmiana w składce od przedsiębiorców może uszczuplić środki na leczenie – mówi jeden z naszych rozmówców. ©℗