O tym, jak zakończy się spór wokół wycofywania z warszawskiej giełdy akcji ukraińskiego Kernela, zadecydują najprawdopodobniej wyroki sądów w Luksemburgu. Pozwy przeciw decyzjom rady dyrektorów, organu zarządzającego spółką, złożyła grupa ośmiu akcjonariuszy, posiadających wspólnie 1,2 mln akcji (0,4 proc. wszystkich) Kernela.

Domagają się w nich unieważnienia uchwał o wycofaniu akcji spółki z obrotu na GPW i emisji akcji przeprowadzonej na rzecz głównego akcjonariusza, w której obejmował on akcje 90 proc. poniżej – i tak znajdującego już się na najniższym poziomie w historii – kursu giełdowego. Po drugiej stronie barykady stoi Andrij Werewski, ukraiński oligarcha, kontrolujący Kernel.

Dość niepokojący i zasmucający jest fakt, że w sporze tym nieobecni są krajowi inwestorzy instytucjonalni. Kiedy w 2007 r. Kernel wchodził na GPW, pozyskał na rozwój ok. 400 mln zł, a pieniądze wyłożyły przede wszystkim otwarte fundusze emerytalne. Płaciły za akcje 24 zł. Podejmując decyzję o wycofaniu spółki z rynku, główny akcjonariusz zaproponował pozostałym udziałowcom odkupienie ich akcji po 18,5 zł, najniższym możliwym kursie dopuszczalnym przez regulacje. W ujęciu realnym, po uwzględnieniu inflacji, to ok. 50 proc. poniżej ceny, po jakiej Kernel sprzedawał akcje przed 17 laty.

Uznanie przez akcjonariuszy zaproponowanej ceny za rażąco niską, nieadekwatną do potencjału spółki wydaje się mieć solidne uzasadnienie. Kernel to największy producent zbóż i nasion oleistych na Ukrainie, który w ciągu roku potrafił zarobić 0,5 mld dol. Napaść Rosji na Ukrainę sprawiła, że spółka poniosła znaczące straty i kurs akcji na GPW zanurkował. To przejściowe pogorszenie sytuacji Kernela główny udziałowiec postanowił wykorzystać do relatywnie taniego wycofania firmy z GPW. Krajowe instytucje zawiązały nawet porozumienie, którego sygnatariusze posiadali łącznie ponad 20 proc. akcji Kernela. Organizacja przetrwała około trzech tygodni, a jej działalność ograniczyła się do wystosowania apelu, żeby nad wycofaniem Kernela z obrotu głosowali akcjonariusze spółki na walnym, tak jak stanowią polskie przepisy. Kernel ma jednak swoją siedzibę w Luksemburgu i działa na podstawie tamtejszego prawa. Więc decyzję o wycofaniu spółki z GPW podjęła rada dyrektorów.

Czy główny udziałowiec Kernela mógł zgodzić się na głosowanie uchwały o wycofaniu spółki z obrotu na walnym, jeśli krajowe regulacje stanowią, że musi ją poprzeć 90 proc. akcjonariuszy? Nie mógł i nie zgodził się. A inwestorzy instytucjonalni, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, sprzedali posiadane akcje Kernela po 18,5 zł, godząc się ze znacznymi stratami. Chciałbym wierzyć, że zaakceptowali taką sytuację nie dlatego, że nie chodziło o ich prywatne pieniądze, tylko kapitał powierzony im przez inwestorów.

To nie pierwszy przypadek, kiedy krajowe instytucje, w sporze z głównym akcjonariuszem spółki, zaskakująco łatwo wywieszają białą flagę. Tak było na przykład w PGE, kiedy Skarb Państwa postanowił podnieść wartość nominalną akcji, żeby do budżetu wpłynął podatek od tej operacji. Tak było w PKM Duda, kiedy bierna postawa inwestorów instytucjonalnych nie pozwoliła pociągnąć do odpowiedzialności menedżerów spółki za wyrządzone jej szkody. Tak było w spółkach ATM i PEM, gdy główny akcjonariusz – fundusz MCI – po dość niskich cenach skupował ich akcje, zdejmując firmy z giełdy.

W Kernelu to akcjonariusze detaliczni byli w stanie się zorientować, że prawo Luksemburga daje im narzędzia do walki, wynajęli miejscowych prawników i poszli do sądu. Instytucje o nieporównanie większych zasobach finansowych i wiedzy, w większości o międzynarodowym zasięgu, zarządzające na krajowym rynku dziesiątkami miliardów złotych, powierzonymi im przez przyszłych emerytów i inwestorów, zrobić tego nie chciały. Choć dobrze wiedzą, że dbałość o zarządzany kapitał to nie tylko decyzje inwestycyjne. Czasem trzeba walczyć o ich wartość także w sądzie. Im większy opór napotkają wszelkie próby łamania praw i działania na niekorzyść mniejszościowych udziałowców w giełdowych spółkach, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że w przyszłości znajdą się kolejni chętni, żeby iść na skróty po trupach inwestorów. Inwestorzy instytucjonalni powinni dobrze to rozumieć. ©℗