Z początkiem bieżącego roku Orlen ogłosił finalizację zakupu austriackiej spółki Doppler Energie, zarządzającej 267 stacjami paliw w Austrii. To oznacza wejście polskiego koncernu na kolejny regionalny rynek – Orlen posiada zatem około 3,5 tysiąca stacji paliw w siedmiu europejskich krajach, wliczając w to Polskę. Bardzo dobrze, że zmiany polityczne nie paraliżują działalności polskiego giganta energetyczno-paliwowego. Należy mieć nadzieję, że i zmiany u steru spółki nastąpią w sposób spokojny.
Fuzja umożliwiła wielkie inwestycje
Wracając do stacji paliw: 44% stacji w portfolio Orlenu to dzisiaj stacje zagraniczne. Najwięcej z nich znajduje się w Niemczech (607) i Czechach (436). Austria będzie zatem trzecim rynkiem zagranicznym pod względem ilości stacji paliwowych. Na ponad stu z nich można ładować auta elektryczne.
To, że Orlen z sukcesem rozwija swoją działalność na rynkach zagranicznych, nie rezygnując przy tym z ważnych inwestycji w zieloną energię w Polsce, jest efektem fuzji. Kiedy się ona dokonywała, budziła sporo emocji i stała się przedmiotem politycznych sporów. Dzisiaj fakty są takie, że Orlen należy do dziesięciu największych koncernów energetyczno-paliwowych w Europie i ma potencjał do realizowania dużych inwestycji. Także tych, które mają strategiczne znaczenie dla polskiej gospodarki i dla bezpieczeństwa energetycznego oraz surowcowego naszego kraju.
Aktualnie w Polsce nie ma innego podmiotu, który byłby w stanie udźwignąć ciężar przebudowy polskiej energetyki. Niestety, nie mamy w Polsce podmiotów o odpowiednim potencjale finansowym i organizacyjnym, które nie byłyby kontrolowane przez Skarb Państwa i nie byłyby częścią zagranicznych grup. Zatem to spółki pod kontrolą państwa muszą frontować zieloną zmianę w polskiej energetyce. Na Orlenie, jako spółce największej i najbogatszej, spoczywa główna odpowiedzialność. Przypomnę: to właśnie zaangażowanie w budowę nisko- i zeroemisyjnych źródeł energii było podstawowym uzasadnieniem fuzji.
Polityczne umocowanie prezesa – niezbędne
Następcy otrzymują silną, stabilną finansowo spółkę. Zanim podejmą decyzję co do zasadniczych zmian w wieloletniej strategii, powinni dokonać rzetelnego bilansu. Pewne kierunki po prostu muszą być kontynuowane, jak wspomniane inwestycje w OZE – o ile nie chcemy znowu uzależnić się od zagranicznych dostaw energii i surowców. Z kolei zaangażowanie Orlenu w wydawanie gazet czy inne inicjatywy spoza sektora energii i paliw – cóż z tego, że oczekiwane przez rządzących – można uznać za zbędne.
Prezes Obajtek przyznał na spotkaniu ze związkowcami, że Skarb Państwa jako dominujący udziałowiec ma prawo do zmian i do realizowania własnej wizji. Patrząc na to, co dzieje się w mediach publicznych, takie oświadczenie w dzisiejszych czasach nie jest wcale oczywiste. Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy jest zaplanowane na 6 lutego i wówczas najprawdopodobniej nastąpią zmiany we władzach spółki.
Media podały w pierwszych dniach stycznia, że na prezesa Orlenu typowana jest Elżbieta Bieńkowska, zaufana współpracownica premiera Tuska, była minister i unijna komisarz. Polityk? Owszem, ale trudno sobie wyobrazić, by na czele tak ważnej z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa spółki stała osoba bez mocnego politycznego poparcia i bez rozeznania w polityce. Także międzynarodowej. Mocna polityczna pozycja prezesa Orlenu powinna dawać mu taką autonomię, by skutecznie przeciwstawiać się takim pomysłom, które być może dla rządzącej ekipy są doraźnie korzystne, ale długofalowo dla spółki i dla całej gospodarki przynieść mogą negatywne skutki.
Andrzej Arendarski
Prezydent Krajowej Izby Gospodarczej