Cena wzrostu napięcia na Morzu Czerwonym dla konsumentów? Ceny sprowadzanych z Azji towarów pójdą w górę.

Nasilające się ataki na statki oceaniczne w cieśninie Bab al-Mandab, na południowym Morzu Czerwonym i w Zatoce Adeńskiej, zmusiły armatorów do wstrzymania tranzytu przez Kanał Sueski. Zamiast tego statki obrały kurs wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Wydłuża to czas transportu o 10–14 dni.

– Widzimy też wzrastające ceny stawek w transporcie morskim. Głównie spowodowane jest to rosnącymi kosztami przewozów, w tym zużycia paliwa. Najczęściej wybierana trasa jest dłuższa od poprzedniej o ok. 3500 mil – mówi Przemysław Komar, dyrektor frachtu morskiego w Rohlig Suus Logistics.

Jak wyliczają przewoźnicy, od początku tego tygodnia cena za standardowy kontener 40-stopowy wzrosła już o ponad 1 tys. dol. Wcześniej, jak wyjaśnia Artur Dołotto, członek Rady Polskiej Izby Spedycji i Logistyki, była w granicach 1–2 tys. dol., w zależności od armatora czy trasy.

– Obecna sytuacja nakłada się na zwyczajowy wzrost zapotrzebowania na transport oceaniczny z Azji związany z dwutygodniowym okresem świątecznym w związku z obchodami Księżycowego Nowego Roku. Ma to również wpływ na dostępność miejsca na statkach, a co za tym idzie – stawki za fracht – uzupełnia Jakub Bączkowski, szef Klastra FCL na Europę Północno-Wschodnią w DB Schenker.

Ale to niejedyne powody, dla których koszty dla producentów czy importerów mogą wzrosnąć. Wkrótce dojdzie do kumulacji zawinięć do portów statków, które płyną teraz w oderwaniu od swoich planowych rozkładów.

– Może to prowadzić do zatorów w portach i związanych z tym kolejnych dodatkowych kosztów zarówno dla armatorów, jak i dla klientów – wskazuje Bączkowski.

Zdaniem ekspertów kryzys na Morzu Czerwonym będzie miał konsekwencje nawet po tym, jak się zakończy. – Opóźnienia, z którymi mamy do czynienia dziś, wywołają reperkusje zauważalne na przełomie stycznia i lutego. Statki, które – zgodnie z pierwotnym planem – niedługo powinny wpłynąć do europejskich portów, wciąż będą opływały Afrykę. A to oznacza, że nie tylko nie przywiozą na czas ładunku, lecz także, że plan, zgodnie z którym miał w tym okresie wypłynąć towar eksportowy, będzie trudno wykonalny. Po prostu w portach będzie brakować pustych kontenerów – zauważa Komar.

Konsekwencje odczują konsumenci. Zmniejszy się dostępność niektórych produktów. Możliwe są podwyżki cen sprowadzanych morzem towarów. Ich skala zdaniem ekspertów będzie zależała od tego, jak długo nie będzie możliwości tranzytu przez Kanał Sueski.

Chiny to drugi co do wielkości dostawca towarów do Polski. W pierwszych 10 miesiącach tego roku sprowadziliśmy stamtąd produkty za 179,5 mld zł.

Problem może dotknąć branżę odzieżowo-obuwniczą. Jej przedstawiciele zaznaczają, że z opóźnieniami do 14 dni sobie poradzą. Dłuższe mogą się odbić na dostawach kolekcji wiosennej. Jej wejście do sklepów z opóźnieniem to mniejsze zyski dla sieci. Czas sprzedaży się skróci, a na półkach będą dłużej gościć wyprzedaże z zimy.

– Dłuższe opóźnienia będą wymagały stosowania alternatywnych metod transportu dla najpilniejszych kolekcji przy korzystaniu z rozwiązań kolejowych czy sea-air. Każde tak znaczące zaburzenia w globalnym łańcuchu dostaw przekładają się na ceny kontenerów oraz dostępność miejsca na statkach – przyznaje Małgorzata Bogdziewicz, dyrektor ds. zarządzania łańcuchem dostaw w LPP Logistics.

Przemysław Komar wyjaśnia, że pociągami można przewieźć właściwie każdy rodzaj towaru. Wyzwaniem są artykuły takie jak np. baterie, które wymagają specjalistycznych warunków przewozu, w tym odpowiedniej temperatury. Nie będzie to skutkować tym, że tych towarów na rynku zabraknie, jednak pojawią się one – tak jak statki w europejskich portach – z opóźnieniem.

– Coraz więcej firm, aby zapewnić ciągłość dostaw, zmienia opcję frachtu morskiego na kolejowy, więc warto także uwzględnić w planach, że dostępność miejsc w przewozach koleją będzie utrudniona w najbliższym okresie – zaznacza Komar.

Niezależnie od branży firmy zapytane o ewentualne podwyżki gotowych wyrobów wskazują, że nie powinny one przekroczyć kilku procent. ©℗

Zobacz też: Nowy Suzuki Jimny 5d wjeżdża do Polski. Nie tylko cena robi różnicę