Wykupione grunty pod inwestycje, krótsza odległość pomiędzy portem a źródłami skroplonego gazu i bliskość dużych odbiorców zadecydowały o ulokowaniu terminalu LNG w Świnoujściu.

Budowa ma przebiegać tu szybciej, a dzięki infrastrukturze hydrotechnicznej w porcie firma spodziewa się niższych kosztów. Lokalizacja w zachodniej części Wybrzeża ma być lepsza ze względów bezpieczeństwa: oceniono, że stwarza mniejsze zagrożenie dla bezpośredniego sąsiedztwa terminalu, a mniejszy ruch w porcie nie narazi gazowców na kolizję. Za atut uznano także możliwość wyrównania niedoborów gazu w regionie. – To dobra lokalizacja, wynikająca z przyczyn ekonomicznych, a nie politycznych – uważa Janusz Steinhoff, były wicepremier w rządzie Jerzego Buzka, który zwraca uwagę na zbieżność miejsca z prawdopodobnym przebiegiem negocjowanego gazociągu ze Szwecji lub Norwegii. Nieco bardziej ostrożny jest Bogdan Pilch, dyrektor polskiego oddziału Gaz de France: – Dobrze, że zapadła decyzja o budowie terminala. Ale w Świnoujściu nie ma magazynu gazu, jakim dysponuje Gdańsk – zauważa. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo rozpisze w ciągu 2-3 miesięcy przetarg na wykonanie dokumentacji projektowej. Ale plany przewidują przyjęcie pierwszych statków ze skroplonym gazem dopiero na przełomie 2011/2012 roku. Sam terminal ma kosztować ok. 350 mln euro. W pierwszym etapie będzie mógł przeładowywać rocznie 2,5 mld m3 gazu. Po ewentualnej rozbudowie nawet 5-7,5 mld m3. Wykonawcą instalacji LNG na pewno będzie któryś z zagranicznych koncernów, ponieważ polskie firmy nie mają doświadczenia w budowaniu tak skomplikowanej infrastruktury technicznej. Problemem może być brak statków do przewozu gazu płynnego. Polska ich nie buduje, a zagraniczne stocznie mają pełne portfele zamówień na kilka lat naprzód.