Sytuacja na Odrze przypomina tę przed katastrofą, a niejasne przepisy i prawie 328 tys. wydanych w Polsce pozwoleń wodnoprawnych de facto oznaczają przyzwolenie na zrzuty szkodliwych substancji.

Walka z nadmiernym zasoleniem rzek wymaga jaśniejszych i bardziej restrykcyjnych przepisów oraz wyższych opłat, motywujących do wdrażania nowych technologii – twierdzą eksperci. Tłumaczą, że nie wyciągnęliśmy wniosków z katastrofy ekologicznej na Odrze, do jakiej doszło latem 2022 r. Wysokie zasolenie w połączeniu ze sprzyjającymi czynnikami (m.in. stosunkiem azotu do fosforu, wyższą temperaturą) umożliwiło toksyczny zakwit tzw. złotej algi, który według analiz zleconych przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska był bezpośrednią przyczyną śnięcia ryb i śmierci innych zwierząt. Glony te występują tylko w słonych wodach.

– Według danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, od kiedy wybuchła katastrofa na Odrze, zasolenie Odry się zmienia, ale wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie, przekraczającym dopuszczalne wartości – mówi Katarzyna Czupryniak z WWF Polska, dodając, że do zasolenia dochodzi w Polsce. – Odra, wpływając do Polski z Czech, nie jest zasolona, czego jasnym dowodem są wyniki badań w punkcie Chałupki, publikowane przez GIOŚ. Dopiero na Górnym Śląsku zasolenie drastycznie rośnie – tłumaczy. Podkreśla, że dane inspektoratu nie wskazują, aby źródłem kłopotów miały być niemieckie przedsiębiorstwa położone na dalszym odcinku, gdzie Odra staje się rzeką graniczną.

Za zasolenie rzek odpowiada przede wszystkim przemysł, a głównie górnictwo, które odpompowuje słone wody podziemne w trakcie wydobycia węgla i po zamknięciu kopalni. – Analizy ekspertów wchodzących w skład powołanego przez rząd zespołu ds. sytuacji na rzece Odrze pokazały, że górnictwo odpowiada za 11 proc. ścieków odprowadzanych do rzek, ale aż za 72 proc. odprowadzanych chlorków i siarczanów – mówi Maria Włoskowicz, prawniczka fundacji Frank Bold, która opracowała „Rekomendacje zmian prawnych niezbędnych do zminimalizowania wpływu zrzutów wód kopalnianych na stan rzek”.

Widać to także w rankingu przygotowanym przez WWF, który pokazuje zakłady mające największy wpływ na ilość chlorków w rzekach. W czołówce znajdują się m.in. Ciech Soda Polska, Polska Grupa Górnicza czy Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW).

Przedsiębiorstwa mogą korzystać z wód, w tym dokonywać zrzutów ścieków czy zasolonej wody, na podstawie uprawnienia wodnoprawnego. Według PGW Wody Polskie aktualnie w Systemie Informacyjnym Gospodarowania Wodami jest 327,7 tys. pozwoleń wodnoprawnych.

Mimo że teoretycznie ścieki odprowadzane zgodnie z pozwoleniami wodnoprawnymi nie powinny doprowadzić do nadmiernego zasolenia, obecne przepisy, np. rozporządzenie ministra właściwego ds. wody z 2019 r., tego nie gwarantują. – Zgodnie z pierwszym wyjątkiem wprowadzonym przez to rozporządzenie zakłady górnicze mogą wprowadzać do rzek ścieki niezależnie od zawartości soli, jeśli przy założeniu pełnego wymieszania stężenie wyniesie 1000 mg/l. Rozporządzenie jednak nie tłumaczy, czym jest „pełne wymieszanie”, a nie jest to określenie ani techniczne, ani naukowe. Do tego zgodnie z kolejnym wyjątkiem tych przepisów nie trzeba stosować, jeśli oczyszczanie ścieków jest „ekonomicznie nieuzasadnione” – tłumaczy Maria Włoskowicz. W tym drugim przypadku ścieki nie powinny spowodować jednak szkód w środowisku wodnym. Agata Szafraniuk z ClientEarth dodaje, że nie zostały także sformułowane żadne wytyczne postępowania w sytuacji, w której stężenie chlorków i siarczanów przekroczyłoby 1000 mg/l.

W zeszłym tygodniu opublikowano rozporządzenie wdrażające ustalenia specustawy odrzańskiej, które będzie premiowało niższymi opłatami spółki, które wykorzystują systemy mające ograniczyć zrzuty ścieków w niesprzyjających warunkach.

– Pojawił się zapis o uzależnieniu zrzutów od stanu rzeki – tego, czy przepływ jest niski, czy wysoki. Przedsiębiorstwa mają możliwość, ale nie obowiązek, wybudowania systemów retencyjno-dozujących, w których zatrzymają wodę i wypuszczą ją w bardziej sprzyjających warunkach. W sytuacji suszy hydrologicznej muszą wstrzymać lub ograniczyć zrzuty – tłumaczy Włoskowicz. Dodaje jednak, że także w tym przypadku brakuje doprecyzowania, kiedy zrzuty muszą być wstrzymane, a kiedy ograniczone, a także co do tego, jak duże to ograniczenie powinno być.

Niektóre firmy wprowadzają proekologiczne rozwiązania. „System «Olza» polega na ograniczeniu ilości odprowadzanych wód w okresie niskich przepływów rzeki Odry i wykorzystanie w tym czasie pojemności retencyjnej zbiorników” – poinformowała nas JSW.

Pozwala to na retencjonowanie wód podczas suszy przez 21 dni, tymczasem obniżenie stanu wody towarzyszące katastrofie na Odrze trwała 80 dni. – Zbiorniki w systemach bywają zbyt małe i nie są w stanie przez wystarczająco długi czas zmagazynować wody napływającej z odwodnienia kopalń. Wtedy przedsiębiorca musi zacząć ją spuszczać, mimo że w danym momencie warunki środowiskowe na to nie pozwalają – mówi Katarzyna Czupryniak.

Nie ma też koordynacji zrzutów z różnych zakładów. – Brakuje mechanizmów oceny skumulowanego wpływu zrzutu ścieków na stan wód – mówi Agata Szafraniuk.

Czy można oczekiwać od kopalń, że będą proaktywnie rozwijały technologie ograniczające problem? – Winne zasolenia są przede wszystkim przepisy i system. Nie można oczekiwać, że przedsiębiorstwa, w tym kopalnie, będą dobroczyńcami i zrobią więcej, niż wynika z przepisów – należy zakładać, że będą wykorzystywali wszystkie luki prawne, a ich jest sporo – twierdzi Czupryniak.

Z technologii odsalania korzysta JSW, która w ten sposób produkuje sól spożywczą – w 2022 r. produkcja wyniosła ok. 67 tys. t. Jest to jednak wyjątek – spółka twierdzi, że jest to jedyna taka instalacja w Polsce, a być może w całej Europie. – Systemy odsalające zakładom się nie opłacają. Gdyby opłaty były wyższe, przedsiębiorstwa szukałyby nowych rozwiązań, żeby ich uniknąć – mówi Włoskowicz. ©℗