Po latach dominacji firm z kapitałem zagranicznym pałeczkę na rynku budowy szybkich tras przejmują rodzime przedsiębiorstwa.
Od wejścia Polski do UE drogi szybkiego ruchu budowały przede wszystkim firmy zagraniczne. Dziesiątki zleceń otrzymywały np. austriackie przedsiębiorstwa Strabag i Porr czy Budimex, którego większościowym udziałowcem jest hiszpański Ferrovial. W ostatnich miesiącach doszło jednak do mocnych przetasowań w rankingu największych wykonawców dróg.
Spośród przedsiębiorstw, które mają największy portfel zleceń od Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, na podium znalazły się dwa wyłącznie polskie podmioty. Z pierwszego miejsca na drugie firmę Budimex zepchnął Intercor z Zawiercia, który ma zlecenia na budowę tras o wartości aż 10 mld zł. Firma jeszcze kilka lat temu była głównie podwykonawcą specjalizującym się w budowie konstrukcji mostowych. Od kilku lat coraz śmielej zdobywa kontrakty jako generalny wykonawca. Ostatnio podpisała kilka bardzo intratnych umów. Latem GDDKiA zleciła jej budowę 24-kilometrowego odcinka trasy S11 ze Szczecinka do Bobolic na Pomorzu Zachodnim (wartość 1,1 mld zł). Wiosną spółka podpisała umowę na dwa odcinki trasy ekspresowej S12 od okolic Lublina do granicy z Ukrainą. Oba są warte 1,3 mld zł. Firma buduje także m.in.: za 1,2 mld zł fragment trasy Via Carpatia (S19) między Babicą a Jawornikiem na Podkarpaciu, 12-kilometrowy odcinek autostrady A2 za Mińskiem Mazowieckim (0,5 mld zł), 13-kilometrową obwodnicę Łomży na trasie S61 (0,7 mld zł) czy jeden z odcinków trasy S10 z Bydgoszczy do Torunia (0,4 mld zł).
W ostatnim czasie Intercorowi udaje się uzyskać dobre wyniki finansowe. W 2022 r. firma przy przychodach w wysokości ok. 1,7 mld zł osiągnęła zysk netto w wysokości 151 mln zł. W branży przyznają jednak, że ostatnio Intercor dość agresywnie walczył ceną i dlatego wygrał tak dużo przetargów. – My raczej ostrożnie podchodziliśmy do zleceń. W kilku przypadkach mimo złożenia najtańszej oferty zrezygnowaliśmy z podpisania umowy – tak rzecznik Budimeksu Michał Wrzosek tłumaczy spadek z miejsca pierwszego na drugie pod względem wartości kontraktów podpisanych z GDDKiA. Obecnie Budimex ma zlecenia warte 6,6 mld zł.
Na trzecim miejscu z łączną kwotą 5,7 mld zł znalazła się inna całkowicie polska firma – Mirbud. W jej przypadku też można mówić o dużym rozwoju. – W skład grupy kapitałowej oprócz Mirbudu wchodzą: spółka Kobylarnia, deweloper JHM Development oraz Marywilska 44. W poprzednich latach Mirbud był znany głównie z budownictwa przemysłowego. Realizowaliśmy budowy m.in. magazynów, fabryk i innych obiektów przemysłowych. Obecnie interesują nas wszystkie segmenty budownictwa. Budujemy dużo stadionów, hal sportowych czy obiektów dla wojska. Połowę rocznych przychodów osiągamy z budowania infrastruktury drogowej – mówi Paweł Bruger, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej w Mirbudzie. Przyznaje, że firma szuka teraz partnera, z którym mogłaby wejść na rynek infrastruktury kolejowej. Mirbud w zeszłym roku przy przychodach w wysokości 3,3 mld zł osiągnął 119 mln zł zysku netto.
W pierwszej „20” firm z największym portfelem zamówień drogowych znalazło się kilka innych polskich firm – Mosty Łódź, Polbud Pomorze, NDI i Unibep. Po tym, jak prezesem tego ostatniego został wieloletni szef Budimeksu Dariusz Blocher, firma chciałaby o wiele mocniej zaistnieć na rynku drogowym.
Według dr. Damiana Kaźmierczaka z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa ostatnie przetasowania świadczą o tym, że można już zapomnieć o obiegowej opinii, iż polskie inwestycje infrastrukturalne są realizowane głównie przez spółki z kapitałem zagranicznym. Przyznaje jednak, że ten pogląd wymaga doprecyzowania. – Znakomita większość dużych firm z zagranicznym rodowodem lub silną pozycją zagranicznych udziałowców w akcjonariacie jest na polskim rynku bardzo silnie zakorzeniona. Tu płacą podatki i zarządzają nimi polscy menedżerowie. Problemem dla rynku są podmioty spoza UE, które korzystają z nadmiernej otwartości polskiego rynku zamówień publicznych, by zdobywać wielomiliardowe kontrakty bez odpowiedniego przygotowania kadrowego i sprzętowego – przyznaje Damian Kaźmierczak. Działające od lat w Polsce przedsiębiorstwa przyznają, że polski rynek powinien być bardziej chroniony choćby przed firmami z Chin. ©℗