Żeby aktywność gospodarcza przynosiła owoce, musi się opierać na solidarności i współpracy. To one są drogą do sukcesu.

Współpraca sprzyja myśleniu kategoriami wspólnego interesu. Daje wzajemne korzyści.

Służy społecznej odpowiedzialności i zaangażowaniu. Mamy pod tym względem bogate historyczne tradycje. Powinniśmy z nich mądrze korzystać i je rozwijać.

Złe dobrego początki

W 1850 r. tragiczny pożar strawił jedną dziesiątą Krakowa. Spaliło się ok. 160 kamienic i domów, także przy Rynku Głównym, Pałac Biskupi i pałac Wielopolskich, kilka kościołów i klasztorów.

Najtragiczniejsze wydarzenie, które dotknęło Kraków w XIX w., przełamało jednak opór austriackich zaborców i zaowocowało powołaniem pierwszego polskiego Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń od Ognia „Florian”, zwanego „Florianką”. W odróżnieniu od podobnych towarzystw powoływanych w zaborze pruskim „Florianka” była pierwszą instytucją ubezpieczeniową powstałą z inicjatywy Polaków i przez nich zarządzaną.

Szybko rozszerzała działalność. Powstał osobny dział gradowy, w ofercie pojawiły się ubezpieczenia na życie, od kradzieży, samobójstwa lub śmierci w pojedynku. Towarzystwo weszło na rynek kredytowy. Udzielało pożyczek polskim rzemieślnikom, kupcom i chłopom pragnącym rozpocząć działalność gospodarczą. Zarząd uważał bowiem, że ważniejsze od zysków są patriotyczne cele – społeczne i gospodarcze.

W przededniu I wojny światowej towarzystwo szczyciło się 600 tys. umów ubezpieczeń – liczbą jak na tamte czasy imponującą.

Dlaczego nie my?

Ubezpieczenia wzajemne, podobnie jak nieco młodszy od nich ruch spółdzielczy, z powodzeniem rozwijały się w międzywojennej Polsce. Tradycję wzajemności i współpracy podmiotów gospodarczych zniweczył komunizm. Po jego upadku była ona tyleż cennym, ile niedocenianym doświadczeniem.

Z trudem budowała się i buduje świadomość, jak wielkie znaczenie ma na rynku solidarność i współpraca. Inspiracją, bardziej niż własne historyczne wzorce, była obserwacja modelu działania zagranicznych korporacji zdobywających polski rynek. Także dla mnie osobiście.

Gdy w okresie przełomu, na początku lat 90., pracowałem dla amerykańskiej firmy w Polsce, zwróciłem uwagę na prawidłowość: gdy tylko pojawił się u nas duży amerykański inwestor, w ślad za nim przychodził amerykański bank, amerykański ubezpieczyciel czy amerykański broker. Amerykanie inwestowali kapitał, który zwracał się nie tylko w postaci zysku, lecz także składek z ubezpieczenia wykupionego u amerykańskiego brokera czy rat kredytowych wpływających na konta amerykańskiego banku.

Pomyślałem: dlaczego nie my? Taka inspiracja zaowocowała przywróceniem ubezpieczeń wzajemnych w sektorze korporacyjnym. Taka zasada sprawdza się w innych dziedzinach gospodarki. Nie trzeba wymyślać koła na nowo.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Współpraca na najbardziej podstawowym poziomie to choćby grupy zakupowe. Czerpią siłę z tego, że działają wspólnie. Osiągają lepszą pozycję w negocjacjach i lepsze warunki zakupu, niż działając w pojedynkę.

To szczególnie ważne w przypadku podmiotów publicznych, jak szpitale, które przed wydaniem muszą oglądać każdą złotówkę. Współpraca kilkunastu z nich, które pod egidą Polskiej Federacji Szpitali utworzyły kilka lat temu jedną z pierwszych grup zakupowych w tej branży, zaowocowała przy przetargu na rękawice medyczne oszczędnościami w wysokości kilkunastu procent. Jeden szpital zaoszczędził nawet 48 proc. kosztów.

Na osiąganiu wspólnych korzyści opierają się funkcjonujące w towarzystwie ubezpieczeń wzajemnych związki wzajemności członkowskiej. Skupiają podmioty o podobnym profilu działalności, takie jak: właśnie szpitale, samorządy, przedsiębiorstwa z jednej branży. Działają na zasadzie: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Rozkładając na wszystkich ryzyko szkód, minimalizują ich finansowe skutki dla każdego z osobna.

Łączyć, zamiast dzielić powinna też troska o klienta. W branży finansowej to atrakcyjna oferta ubezpieczeniowa dla klientów banków i tańsze usługi w tych bankach dla ubezpieczonych w kooperujących z bankami towarzystwach ubezpieczeniowych. W szerszym wymiarze to programy partnerskie, które klientom jednych firm dają zniżki i inne korzyści u firm partnerskich.

Wolny rynek, nie wolna amerykanka

Przed chętnymi do współpracy nie ma barier dla współpracy. Wyzwaniem jest wyłącznie kreatywność i inwencja, umiejętność odpowiadania na potrzeby rynku i konsumentów. Ponad branżami i w każdej z osobna.

Gdy na skutek pandemii wiele drobnych firm i przedsiębiorców stanęło przed widmem bankructwa, TUW PZUW, który reprezentuję, we współpracy z siecią sklepów Żabka objął ubezpieczeniową ochroną jej franczyzobiorców. To ludzie, którzy inwestując we własny biznes, ryzykują często dorobek życia. Ich aktywność i wysiłek pozwalają na tworzenie miejsc pracy i przyczyniają się do rozwoju gospodarki, dlatego zasługują na szczególną pomoc.

Bo społeczna odpowiedzialność biznesu odnosi się także do samego biznesu. Bo duzi powinni wspierać małych. Bo wolny rynek to nie wolna amerykanka. Jest naprawdę wolny, kiedy zdrowej i uczciwej konkurencji towarzyszy poczucie odpowiedzialności w stosunku do uczestników tego rynku oraz myślenie kategoriami interesu publicznego.

Rozwój dzięki wiedzy

Okres pandemii przyniósł więcej budujących przykładów współpracy. Był nie tylko sprawdzianem zarządzania w krytycznej sytuacji, lecz także umiejętności współdziałania w obliczu kryzysu. Zdaliśmy ten sprawdzian. Na tych doświadczeniach możemy opierać nowe przedsięwzięcia i mierzyć się z wyzwaniami, których nie brakuje.

Wiążą się one ze strategicznymi dla państwa i społeczeństwa projektami, takimi jak: transformacja energetyczna i plany rozwoju energetyki jądrowej czy projekty infrastrukturalne. Dotyczą modernizacji gospodarki oraz zyskiwania i wykorzystywania konkurencyjnych przewag.

Wyzwaniem jest rozwój oparty na innowacyjności i wiedzy, który będzie dawać impuls gospodarce. Zapewni stabilny i wysoki wzrost oraz pozwoli uniknąć pułapki średniego rozwoju.

Ręka wymaga mózgu

Ze złych doświadczeń można wyciągać dobre wnioski. Ale do osiągania dobrych wniosków nie trzeba złych doświadczeń.

Wprawdzie pomocnik kowala i młynarczyk, którzy zaprószyli ogień i wywołali tragiczny pożar w Krakowie, przysłużyli się rozwojowi ubezpieczeń wzajemnych. Nasze doświadczenia budował też „wilczy kapitalizm” początku lat 90., zachłyśnięcie się wolnym rynkiem i jego niewidzialną ręką.

Niewidzialna ręka rynku wymaga jednak mózgu. Mózg służy do tego, żeby myśleć szeroko i perspektywicznie, nie w imię doraźnego i partykularnego interesu. Wspólny interes wymaga zaś współpracy i synergii działań w różnych obszarach. Tego wszystkim życzę. ©℗

Świat docenia korzyści ze wzajemności

Udział ubezpieczeń wzajemnych i spółdzielczych w rynku ubezpieczeń wzrósł w ciągu 10 lat z 33,8 proc. do 38,4 proc. w Ameryce Północnej i z 29,2 proc. do 31,9 proc. w Europie. Światowymi prymusami są Holandia (59,4 proc.), Finlandia (56,7 proc.) i Francja (52,6 proc.). Takie dane ogłosiła w tegorocznym raporcie Międzynarodowa Federacja Spółdzielczych i Wzajemnych Towarzystw Ubezpieczeniowych (ICMIF). Gdy ubezpieczenia wzajemne – po zniszczeniu w okresie komunizmu – zaczęły się odradzać w Polsce, ich udział w rynku wynosił w 2014 r. 4,3 proc., choć w okresie międzywojennym przekraczał dwie trzecie.