Wejście w życie reformy planowania przestrzennego rozpoczyna wyścig z czasem, który może przesądzić o tempie rozwoju OZE w drugiej połowie dekady. Jej wdrożenie utrudnia m.in. brak środków z KPO.
To miał być pozytywny przełom dla ładu przestrzennego Polski i milowy krok w ograniczaniu patodeweloperki. O to, w jaki sposób na ich działalność wpłyną formalnie obowiązujące od wczoraj przepisy, martwi się jednak branża odnawialnych źródeł energii i te sektory przemysłu, którym najbardziej zależy na dostępie do taniego prądu. Zagrożenie dotyczy zwłaszcza okresu po 2025 r., kiedy wygasną studia uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, a zgody na nowe inwestycje będą mogły być wydawane tylko na podstawie nowych dokumentów strategicznych, tzw. planów ogólnych. Rzecz w tym, że wiele gmin najprawdopodobniej nie zdąży ich uchwalić. A dla wielu przepisów nie ma wciąż koniecznych rozporządzeń wykonawczych.
Przedsięwzięcia w dziedzinie odnawialnych źródeł energii (OZE), a zwłaszcza fotowoltaika, mocno korzystały dotąd na łagodnym reżimie planistycznym, na czele z powszechnie stosowanymi warunkami zabudowy – mechanizmem zgody gminy na inwestycje na terenach nieobjętych planami miejscowymi. A specjaliści prognozują, że w przyszłości należy się spodziewać coraz większej liczby wielkoobszarowych projektów słonecznych, które będą generować napięcia społeczne. Według wyliczeń Instytutu Energetyki Odnawialnej OZE zajmują obecnie ok. 3 proc. polskiego terytorium. Ich rozbudowa zgodnie z dokumentami strategicznymi rządu może oznaczać zwiększenie tego odsetka do 10 proc.
Na etapie prac legislacyjnych nad reformą alarmowano, że konieczność wprowadzenia inwestycji w moce odnawialne do planu miejscowego może skutkować co najmniej dwukrotnym wydłużeniem procesu pozwoleniowego i stworzeniem drugiego, oprócz ograniczeń dotyczących przyłączeń do sieci, gęstego sita, odsiewającego tego typu projekty. Ostatecznie przyjęte regulacje nie są aż tak drastyczne, ale sektor i tak musi się pogodzić z tym, że procedury się skomplikują. Na te obawy wskazują w rozmowie z DGP m.in. eksperci Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii.
W zamian inwestorzy mogą jednak liczyć na to, że procedury nałożą pewne rygory także na coraz częściej pojawiający się opór lokalnych społeczności. Na konsultacje będzie 28 dni. A poprzez ucywilizowanie rynku będą działały na rzecz jego odporności w dłuższej perspektywie. W nieoficjalnych rozmowach o korzyściach płynących z takiego scenariusza mówią też niektórzy przedstawiciele branży OZE.
Zdaniem Leszka Wiśniewskiego, eksperta, który brał udział w pracach zespołu roboczego ds. reformy w resorcie rozwoju i technologii, uchwalanie planów miejscowych może nawet stać się mniej czasochłonne. – Ustawa stara się znaleźć złoty środek między interesem inwestorów a interesem mieszkańców. Z punktu widzenia urbanisty farmy OZE, zwłaszcza te większe, mają znaczący wpływ na przestrzeń i są to przedsięwzięcia, które powinny być uregulowane w planach gmin. Ja rozumiem, że branża by chciała, żeby regulacji było jak najmniej, ale muszą być instrumenty, które będą przeciwdziałać nadużyciom – mówi. – Dużo będzie zależało od sprawności poszczególnych gmin – dodaje.
Właśnie to ogniwo budzi największy niepokój inwestorów. Jeden z naszych rozmówców z branży OZE przestrzega przed chaosem w urzędach, który odbije się np. na przedsięwzięciach ze ściśle określonym terminem przyłączenia instalacji do sieci. Kluczowe, by to zamieszanie zniwelować do minimum – jak słyszymy – będą przepisy wykonawcze i wytyczne z Warszawy, a także odpowiednie wyszkolenie urzędników, bo wiele gmin, zwłaszcza na wsi, jeszcze nie uświadamia sobie skali wyzwań. Alternatywą będzie uczenie się na błędach – np. gdy nieprawidłowo sporządzone plany ogólne będą uchylane przez wojewodę albo w sądach – co jeszcze bardziej wydłuży procedury. Albo poprzez nieformalne porozumienia między branżą a władzą lokalną.
Leszek Wiśniewski przyznaje, że zbyt krótki termin na przyjęcie planu ogólnego może być zagrożeniem dla OZE. – Plany ogólne docelowo ograniczą chaos przestrzenny i będą zmianą na plus. Ale w momencie, w którym planu ogólnego nie ma, inwestycje mogą wyhamować. Wydanie decyzji o warunkach zabudowy czy uchwalenie nowego planu miejscowego nie będzie możliwe. Realizowane będą mogły być więc tylko inwestycje, które uzyskały odpowiednie zezwolenia wcześniej, bądź te powstające na podstawie istniejącego już planu miejscowego – tłumaczy. – Rząd miał pomóc gminom sfinansować plany ogólne w ramach Krajowego Planu Odbudowy, ale ten pomysł z oczywistych względów nie wypalił. Ponadto pula osób i podmiotów, które mają odpowiednie kompetencje do pracy nad planami, jest ograniczona, więc nawet przy odpowiednim finansowaniu założone w nowelizacji terminy są mało realne. Jedynym sposobem na uniknięcie blokady inwestycji jest przesunięcie terminu na uchwalenie planów ogólnych. Implementację przepisów trzeba przesunąć na końcówkę dekady – uważa ekspert.
Zdaniem Grzegorza Wiśniewskiego, prezesa Instytutu Energetyki Odnawialnej, reformę planowania warto docenić za rzetelność przygotowania i szeroki proces konsultacyjny. Pozytywnie ocenia też koncepcję planów ogólnych, jako narzędzia, które docelowo może pozwolić na ułatwienia inwestycyjne w ramach niektórych kategorii gruntów, która – jak zauważa – czerpie m.in. z unijnej strategii „zielonego przyspieszenia” będącej reakcją na rosyjską inwazję na Ukrainę, czyli REPowerEU.
Branża OZE z nadzieją spogląda także na wprowadzoną w ramach reformy instytucję Zintegrowanego Planu Inwestycyjnego (ZPI), który – w ich przekonaniu – da szansę na większą sprawczość i wyjście z roli petenta wobec lokalnych władz, których często nie stać na przeprowadzenie procedury opracowania i uchwalenia planu miejscowego lub jego nowelizacji. Teraz przedsiębiorcy uzyskają możliwość wnioskowania do gminy o uchwalenie specjalnego planu miejscowego zaprojektowanego z inicjatywy i na koszt inwestora pod kątem konkretnego projektu. Regulacje nakładają jednocześnie na inicjatora procedury wymóg zobowiązania się do realizacji infrastruktury uzupełniającej na rzecz gminy – np. drogi, linii elektroenergetycznej czy magazynu energii. – Obok linii bezpośredniej do zakładu przemysłowego to może być bardzo ważny instrument transformacji energetycznej, możliwość ominięcia obecnych barier rozwojowych dla OZE, a jednocześnie zabezpieczenia interesów społeczności. Nowoczesny przemysł we współpracy z rozumiejącymi te szanse radami gmin mogą z niej skorzystać – ocenia Grzegorz Wiśniewski.
Problem polega jednak na tym, że – według szefa IEO – w szerszym kontekście polityki energetycznej, która premiuje wielkoskalowe źródła i przedsięwzięcia realizowane przez spółki Skarbu Państwa, nowe regulacje planistyczne mogą stać się kolejnym czynnikiem, który będzie pogarszać sytuację konkurencyjną OZE i hamować transformację. – Mamy dwie gałęzie energetyki, uregulowane na zasadach odrębnych, określonych w specustawach – jądrową, która pod względem procedur inwestycyjnych jest faworyzowana przez państwo i wiatrową (na lądzie), która jest dyskryminowana. Inaczej mówiąc, nie zapewniono neutralności technologicznej, co, w konsekwencji, zaburza równowagę i racjonalność ekonomiczną – tłumaczy. Tym bardziej, że istniejące już jednostki wytwórcze opalane węglem czy gazem, z oczywistych względów nie muszą się przejmować nowymi rygorami planistycznymi. Za lukę w przepisach Wiśniewski uznaje też brak wsparcia dla agrofotowoltaiki, czyli na gruntach rolnych, zwłaszcza na terenach zagrożonych suszą, gdzie mogłaby sprzyjać bezpieczeństwu ekonomicznemu i bilansowi wodnemu.
Rozmówcy DGP wskazują też na obszary niepewności związane z tym, jak interpretowane będą przepisy. Jedną z wątpliwości, którą słyszeliśmy jest to, jak gminy będą rozumiały przepisy specustawy o energetyce wiatrowej w zakresie, w którym narzucają one elektrowniom wiatrowym wymóg lokalizacji na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Ustawa o planowaniu przestrzennym definiuje wprawdzie zintegrowany plan inwestycyjny jako szczególną formę planu miejscowego, ale część gmin może uznać, że regulacje wiatrakowe nie mówią o innych formach planu niż standardowa, i na tej podstawie oddalać wnioski o ZPI – słyszymy od jednego z ekspertów.©℗