Napływ inwestycji zagranicznych pokazuje, że Polska jest oceniana przez inwestorów jako atrakcyjne i bezpieczne miejsce do lokowania kapitału – mówi Leszek Skiba, prezes zarządu Banku Pekao S.A.
Firmy, wybierając lokalizację dla swojej przyszłej inwestycji czy to na świecie, czy w Europie, kierują się przede wszystkim tym, by zainwestowane środki się zwróciły. Istotne są więc dla nich rynek pracy, ceny energii, ale i to, jak blisko będą od swoich głównych odbiorców, co ma z kolei znaczenie dla kosztów logistyki.
Ważne są oczywiście oprócz tego też pośrednie czynniki, czyli parametry makroekonomiczne, stabilność systemu podatkowego, kwestie związane z systemem finansowym. One też tworzą ramy gwarantujące, że inwestycja w danym kraju ma sens.
Inflacja jest czymś, co istnieje nie tylko w naszym kraju, lecz także w innych. Walczy z nią dziś cały świat. Co jednak istotne, to to, że od pewnego czasu widać trend spadkowy w inflacji. Rolą polityki pieniężnej jest, by doprowadzić do jej jak największego obniżenia przy jednoczesnym zachowaniu wzrostu gospodarczego i stabilności gospodarki.
Czy należy się jej bać? Nie. Bo według wszelkich prognoz w skali jednego–dwóch lat uda się znacząco zredukować jej poziom. Trzeba jednak podkreślić, że inflacja jest skutkiem wysokich cen energii, a te są z kolei konsekwencją wybuchu wojny w Ukrainie i działań podejmowanych przez Putina. Zadaniem polityki fiskalnej jest jednak osiągnięcie celu inflacyjnego.
Przede wszystkim Polska jest obecnie znacznie bardziej atrakcyjnym krajem dla inwestorów. Ostatnie lata to silny napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, co pokazuje m.in. zaufanie do polityki makroekonomicznej. Ale warto zacząć od tego, co zdarzyło się w minionym czasie. A miarą może być to, ile bezpośrednich inwestycji napływa do Polski oraz to, jak wypadają one w stosunku do PKB. Po pandemii ten współczynnik w stosunku do produktu krajowego brutto wynosi 3–4 proc. Jest więc wysoki, co pokazuje, że Polska jest oceniana przez inwestorów zagranicznych jako atrakcyjne i bezpieczne miejsce do lokowania kapitału. Panuje wśród nich przekonanie, że zrealizowany projekt przyniesie korzyści, czyli da nie tylko zwrot, lecz także zysk. To z kolei jest dobre dla gospodarki, bo z zagranicznej inwestycji trudno się z dnia na dzień wycofać.
Ale nie zawsze tak było. Po kryzysie w 2008 r. poziom bezpośrednich inwestycji zagranicznych w naszym kraju w relacji do PKB wynosił 1–2 proc. Przyspieszenie nastąpiło po pandemii, kiedy istotne stały się deglobalizacja, skracanie łańcuchów dostaw, a więc przenoszenie produkcji głównie z Azji bliżej docelowych odbiorców i centrów decyzyjnych. W przypadku Starego Kontynentu dotyczy to przede wszystkim środkowej Europy, w tym Polski, która wypada atrakcyjnie na tle swoich sąsiadów. Tu zachodni gracze na coraz większą skalę przenoszą produkcję, co widać w danych dotyczących bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Inwestycje w Polsce pozwalają zapewnić stabilne i bezpieczne łańcuchy dostaw. Poza tym rozwija się dzięki temu współpraca między krajami środkowej Europy, Polską oraz krajami Zachodu. Nabiera ona nowego znaczenia.
W oczach zachodnich przedsiębiorstw polskie firmy jawią się jako te, które potrafią wszystko zrobić szybciej, do tego z lepszą orientacją na klienta.
Przede wszystkim należy postawić pytanie, jak będzie wyglądał i kiedy nastąpi koniec wojny w Ukrainie. To istotne z punktu widzenia stabilności makroekonomicznej oraz bezpieczeństwa militarnego tego kraju. Ukraina musi być bezpieczna, by zaczęła się jej odbudowa. Jeśli konflikt będzie się tlił, sprawa nie będzie zamknięta, to wśród inwestorów będzie przekonanie, że nie warto w tym kraju lokować pieniędzy. To samo dotyczy programów pomocowych ze środków unijnych czy światowych. Nie zostaną one uruchomione, jeśli nie będzie gwarancji, że konflikt się zakończył.
Jeśli chodzi o nasz kraj, to odbudowa Ukrainy jest dla nas bardzo ważna. Choćby z punktu widzenia stabilności gospodarczej. Dobrze więc będzie, jeśli ten kraj stanie się miejscem wzrostu gospodarczego, a nie pozostanie czarną dziurą generującą tylko ryzyka.
Trzeba sobie też jasno powiedzieć, że odbudowa Ukrainy to szansa dla polskich przedsiębiorstw. Mogą skorzystać na tym procesie. To oczywiście bardzo skomplikowane, bo pozostaje pytanie, kto jako pierwszy weźmie na siebie odpowiedzialność za wsparcie Ukrainy w procesie odbudowy. Można oczekiwać rywalizacji wśród krajów, które – dokładając się do tego – będą oczekiwały, że to ich firmy jako pierwsze wejdą tam i zaczną realizować inwestycje. Sami Ukraińcy też będą dążyć do tego, by to lokalne podmioty jak najbardziej skorzystały na procesie odbudowy.
Wiele wskazuje na to, że to może nastąpić szybciej, niż się pierwotnie wydawało. Są głosy, że międzynarodowi aktorzy nie są gotowi na to, by wojna ciągnęła się latami. Dlatego już trzeba się przygotowywać do inwestycji w tym kraju.
Ona już jest umiędzynarodowiona. Polskie firmy otwierają oddziały za granicą, eksportują swoje towary i usługi na coraz to nowe rynki, nie tylko europejskie, lecz także światowe. Polskie przedsiębiorstwa za granicą z każdym rokiem rosną więc w siłę. Kolejne podmioty zyskują kompetencje do tego, by wychodzić z działalnością poza kraj. To z kolei przekłada się na wzrost polskiej gospodarki, na zamożność polskiego społeczeństwa.
Na pewno łatwiej jest budować ekspansję zagraniczną w ramach sąsiednich krajów czy – szerzej – Unii Europejskiej niż na dalekich rynkach, jak Azja czy Afryka. Podbój dalekich rynków wymaga wsparcia inwestycji ze strony różnego rodzaju instytucji, jak KUKE, Polska Agencja Inwestycji i Handlu, a także uruchomienia mechanizmów, którymi dysponuje państwo, by drzwi dla biznesu w innych krajach zostały otwarte.
Polska gospodarka jest postrzegana jako atrakcyjna. Widać to po napływie bezpośrednich inwestycji zagranicznych, które przyspieszyły znacząco po pandemii. Dlatego rodzime firmy, które myślały o ekspansji zagranicznej, często zastanawiają się, czy to dobry moment, skoro w Polsce wciąż mogą liczyć na wysokie marże, czyli dobre zarobki – często lepsze niż w innych krajach, dobrze rozwiniętych. A debiut na innych rynkach jest zawsze obarczony ryzykiem.
Poza tym polski rynek jest duży, cechuje go niskie bezrobocie. Dla wielu rodzimych firm zaczyna to być bodziec do tego, by jednak na razie na nim pozostać.
Jednak im nasz kraj będzie zamożniejszy, im bardziej będzie się zbliżał do zachodnich sąsiadów, im bardziej na wewnętrznym rynku będzie rosła konkurencyjność, która będzie się przekładała na marżowość, tym bardziej będzie przybywało przedsiębiorców, którzy będą się ostatecznie decydowali szukać innych rynków zbytu. To będzie bowiem sposób na dalsze umacnianie pozycji, rośnięcie w siłę.
Myślę, że polska gospodarka. Ta jest silna w wielu obszarach. Siłą polskiej gospodarki są na pewno polskie firmy, które mają cechy pozwalające im gładko przechodzić przez okresy turbulencji. Mają bowiem pewien poziom awersji do ryzyka, dbają o solidny poziom marż, uważają na poziom zadłużenia, mają zaplecze finansowe, bo walczą o bufory bezpieczeństwa. Dzięki temu są stabilne z punktu widzenia długoterminowego wzrostu.
A jednocześnie polska gospodarka ma wciąż dużo zasobów pozwalających na wzrost. W oczach zachodnich przedsiębiorstw polskie firmy jawią się jako te, które potrafią wszystko zrobić szybciej, do tego z lepszą orientacją na klienta. Są bardziej elastyczne w działaniu od zachodnich konkurentów. Potrafią się lepiej dostosowywać do sytuacji. Tym też wygrywają, gdy zagraniczne firmy szukają kooperantów do współpracy. Dlatego też deglobalizacja, postrzegana jako zagrożenie dla światowej gospodarki, dla polskiej jest szansą. Polskie firmy ze względu na swoją siłę mogą na niej skorzystać, bo odnajdują się dobrze w nowych warunkach i rzeczywistości. Dlatego, odpowiadając na pytanie, gdzie będzie Polska w 2030 r., powiem, że będzie na etapie stabilnego wzrostu, który zbliży nas do najlepiej rozwiniętych gospodarek w Europie. Zresztą ostatnie lata pokazały, że jesteśmy właśnie na takiej drodze. W kolejnych latach ten trend będzie się tylko nasilał.
Czytaj więcej w dodatku: Krynica Forum 2023: dyskusje o przyszłości