Porozumienie grupy G20 w sprawie ekspansji zielonej energetyki może być drogowskazem dla negocjacji przed konferencją COP28 w Dubaju.

Do sobotniego przełomu na szczycie w Nowym Delhi doszło niespodziewanie. Z propozycją trzykrotnego zwiększenia mocy odnawialnych w energetyce wyszła pierwotnie grupa G7, zrzeszająca najbogatsze demokracje, podpierając się wyliczeniami Międzynarodowej Agencji Energii (MAE). Według agencji cel ten pozwoliłby uniknąć przed końcem dekady wyemitowania do atmosfery gazów cieplarnianych (mierzonych jako ekwiwalent CO2) o masie 7 mld t, co odpowiada rocznemu śladowi klimatycznemu energetyki Chin, największego globalnego emitenta. „To najistotniejszy ze wszystkich instrumentów na rzecz redukcji emisji CO2, jakimi dysponujemy” – podkreślali eksperci MAE.

Jeszcze w lipcu przeciwni formule potrojenia mocy w zielonej energetyce byli jednak m.in. najwięksi eksporterzy paliw kopalnych, Rosja i Arabia Saudyjska, a także Chiny, RPA i Indonezja.

W porozumienie w sprawie rozbudowy OZE zaangażował się jednak gospodarz szczytu Narendra Modi oraz emiracka prezydencja nadchodzącego szczytu klimatycznego. Sultan al-Jaber, który ma przewodniczyć obradom listopadowego COP28, nie krył satysfakcji z wyniku rozmów, który można uznać za pierwszy tej rangi pozytywny sygnał przed szczytem, w którego sukces mało kto wierzył. – Jestem szczególnie wdzięczny za podjęte dziś zobowiązanie o potrojeniu OZE do 2030 r. Te 20 krajów odpowiada za 80 proc. globalnych emisji, więc ich deklaracja jest potężnym sygnałem postępu w dziedzinie klimatu – powiedział.

– To znaczący i zaskakujący krok do przodu w wykonaniu G20. Można go uznać za „game-changer” – przyznał Aditya Lolla z londyńskiego think tanku Ember. Jego zdaniem decyzja G20 znacząco zwiększa prawdopodobieństwo, że potrojenie mocy OZE uzyska w listopadzie w Dubaju poparcie całego świata.

W dokumencie końcowym szczytu znalazła się również wzmianka o dążeniach do dwukrotnej poprawy efektywności energetycznej, czyli – inaczej mówiąc – wydajności gospodarek w zakresie zużycia energii. Obecnie każdego roku energochłonność globalnego PKB obniża się o nieco ponad 2 proc. Według MAE podniesienie tego wskaźnika do 4 proc. wiąże się z potencjałem redukcji przyszłych emisji nawet o 11 mld t ekwiwalentu CO2.

„20”, czyli 19 najbogatszych państw i UE, które to grono ma się w najbliższej przyszłości poszerzyć o Unię Afrykańską, odnotowała również potrzebę zwiększenia finansowania klimatycznego, czyli wsparcia płynącego z rozwiniętych gospodarek do krajów rozwijających się na wspieranie ich polityk klimatycznych. W tym roku – z trzyletnim opóźnieniem –światowi liderzy zrealizowali pierwszą obietnicę – mobilizacji na ten cel 100 mld dol. rocznie. Teraz – jak przyznają liderzy G20 – stoi przed nimi wyzwanie podniesienia rzędu wielkości „z miliardów do bilionów”. Jednym z głównych narzędzi tego procesu wskazanym w deklaracji jest reforma wielostronnych banków rozwoju, która powinna uwolnić w ciągu najbliższej dekady 200 mld dol. dodatkowego wsparcia.

Z doprecyzowaniem zobowiązań rządów – np. w sprawie postulowanego przez kraje rozwijające się funduszu na pokrycie strat związanych ze zmianą klimatu – może być jednak problem. Główni darczyńcy, czyli przede wszystkim kraje Zachodu, domagają się bowiem, by najpierw przedyskutować kwestie statusu poszczególnych państw, a w szczególności rolę Chin, które – ich zdaniem – powinny partycypować w pomocy. Na to zaś kategorycznie nie chce się zgodzić Pekin.

Sobotnie porozumienie nie rozwiązuje także innych wyzwań, które mają przed sobą klimatyczni negocjatorzy. Przede wszystkim, mimo wysiłków indyjskich dyplomatów, nie udało się wypracować nowej formuły, która świadczyłaby o wyższych niż dotąd ambicjach dotyczących odchodzenia od paliw kopalnych, a która mogłaby uzyskać zgodę całej „20”. Jak dotąd formalnie obowiązuje hasło wypracowane dwa lata temu na szczycie klimatycznym w Glasgow, które sprowadza się do stopniowego ograniczania spalania węgla (pozostawiając furtkę dla tych instalacji, w których zastosowane będą technologie wyłapywania emisji). Dla rozszerzenia tej formuły o inne paliwa kopalne – na czym szczególnie zależy Unii Europejskiej – nie mówiąc o dookreśleniu terminu odejścia od nich, nie ma zgody paliwowych potentatów.

Spore wątpliwości budzą też praktyczny sens i implementacja ustalonych już planów wycofywania węgla. Według najnowszego raportu Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA) i Global Energy Monitor tylko w pierwszej połowie tego roku w Chinach wydano zezwolenia na budowę 52 GW nowych mocy węglowych. To dwukrotność wszystkich tego typu elektrowni funkcjonujących w Polsce. Mają one gwarantować bezpieczeństwo energetyczne i stabilność systemu w coraz większym stopniu opartego na OZE. W tym samym półroczu do eksploatacji wprowadzono ponad 100 GW. Zobowiązania z Glasgow dotyczącego zatrzymania zagranicznych inwestycji w paliwa kopalne nie przestrzegają też niektóre kraje Zachodu. Według ustaleń grupy aktywistów Oil Change International Niemcy, Włochy, Japonia, Holandia, Szwajcaria i USA od początku roku zaangażowały w tego typu projekty już 4,4 mld dol. ©℗

ikona lupy />
Turbodoładowanie zielonej energetyki / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe