Chcesz przeglądać? To zapłać. Doskonałe wyniki finansowe platformy OnlyFans zwiastują, że od płatnych treści w internecie nie ma odwrotu.

Miliard dolarów przychodów, 404 mln dol. zysku, czyli wzrost od ubiegłego roku odpowiednio o 17 i 24 proc. Serwis OnlyFans opublikował właśnie wyniki finansowe. Choć ma jedynie 239 mln użytkowników (Facebook ma ich niemal 3 mld), to on wyznacza trendy dla całej branży. Już teraz najwięksi internetowi giganci wprowadzają podpatrzone tam rozwiązania.

OnlyFans to coś jak cyfrowy kiosk ruchu. Twórcy wstawiają do niego własne profile, a użytkownicy mogą wziąć z półek tylko te, za których prenumeratę zapłacili. Wysokość opłaty ustala sam twórca. Ale to nie koniec – jeśli treści dostarczane przez któryś z profilów wyjątkowo przypadną nam do gustu, można zostawić jego właścicielowi napiwek czy podarunek. W zamian twórca może podesłać płacącym dodatkowe materiały.

Zamknięte profile są wykorzystywane w dużej mierze przez celebrytki zarabiające na fotografiach swojego ciała i seksworkerki. Za zamkniętymi drzwiami serwisu udostępniają zdjęcia czy nagrania z internetowych kamerek. I zarabiają na tym miliony dolarów. Zawodniczka MMA Paige VanZant w podkaście OnlyStans wyznała, że praca za pośrednictwem platformy przyniosła jej lepsze wynagrodzenie niż cała kariera zawodnicza. Za jego pomocą 3,1 mln twórców zarobiło 5,6 mld dol. Platformie się to opłaca – otrzymuje prowizje. CEO serwisu Leonid Radvinsky wypłacił sobie w ubiegłym roku 338 mln dol. dywidendy.

Prowadzenie profilu w serwisie ma oczywiście także swoje koszty. Jak ostatnio przyznała w rozmowie z „Business Insider” jedna z byłych użytkowniczek platformy, trzy lata spędzone na tworzeniu treści tylko dla fanów doprowadziły ją do traumy. „Czułam, że moi subskrybenci nieustannie przesuwają moje granice” – cytuje dziewczynę serwis. „Nieważne, co umieściłam w serwisie, oni zawsze chcieli bardziej rozebranych zdjęć. Skończyłam, wysyłając nagie fotografie, mimo że nigdy nie chciałam tego robić”. Przekonywała też w rozmowie z dziennikarzami, że czuła się przez fanów dehumanizowana, a aktywność w platformie doprowadziła ją do myśli samobójczych. Taką tendencję potwierdzają badania – w 2021 r. naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego zauważyli, że kobiety stają się celem molestowania. Analiza organizacji The Avy Center pokazała z kolei, że co trzeci respondent doświadczył negatywnych skutków dla zdrowia psychicznego.

Model przyjęty przez OnlyFans, w którym twórcy pokazują swoje treści za zamkniętymi drzwiami, zyskuje na popularności także w innych serwisach. Przykładem może być platforma do publikowania newsletterów – Substack. Dziś za treści płacą tam 2 mln subskrybentów. Dziesięciu najbardziej popularnych autorów zarabia dzięki niej w sumie 20 mln dol. rocznie. Opcję płatnych subskrypcji konkretnych kanałów w 2022 r. wprowadził też największy serwis wideo na świecie, czyli YouTube.

W tę samą stronę zmierza przejęty w ubiegłym roku przez Elona Muska serwis X (wcześniej Twitter). Przychody spółki spadły od tego czasu o 700 mln dol. Musk gorączkowo szuka więc rozwiązań, które przyniosą mu dodatkowe zyski. Wprowadzenie programu płatnych subskrypcji to jedna z odpowiedzi. Zapowiedział przy tym, że zamierza zostawiać w kieszeni twórców więcej pieniędzy, niż robi to konkurent od Google.

Płatne subskrypcje to zresztą niejedyny sposób, w jaki Musk zamierza zarabiać na treściach swoich użytkowników. Tuż po przejęciu X w lutym tego roku wprowadził bowiem opcję płatnej weryfikacji konta. Oznaczający płacącego użytkownika niebieski znaczek przy nazwie kosztuje 8 dol. miesięcznie. Na razie wielkiego ruchu nie ma – jak wynika z danych serwisu Statista w kwietniu 2023 r. było ok. 640 tys. użytkowników tego rozwiązania.

W międzyczasie doprowadziło ono jednak do kilku skandali. Oszuści udający konto firmy farmaceutycznej Eli Lilly umieścili post informujący o tym, że insulina jest za darmo. Prawdo podobnie fałszywka doprowadziła do spadku kursu akcji tej spółki. Podobnie stało się w przypadku koncernu zbrojeniowego Lockheed Martin.

Musk jednak przetarł szlaki także dla innych. Takie samo rozwiązanie wprowadził w swoich flagowych platformach – Facebooku i Instagramie Mark Zuckerberg. Funkcja, którą nazwano „Meta Verified”, jest oznaczana – przypadek? – niebieską plakietką przy nazwie użytkownika. W założeniu ma zwiększyć bezpieczeństwo posiadaczy profili – to ochrona przed podszywaniem się. Jak twierdzi Zuckerberg, moderatorom spółki będzie dzięki temu łatwiej usuwać oszukańcze kota. ©℗