Mamy do czynienia z kryzysem demokracji i zachodnich wartości. Sposób negocjowania i zawierania międzynarodowych umów handlowych i inwestycyjnych oraz ich kształt tylko to potwierdzają. Do takich m. in. wniosków doszli uczestnicy Międzynarodowego Seminarium Global Investment Impacts 2016 – dwustronne umowy inwestycyjne a Globalne Południe, które odbywa się w Warszawie w dniach 21-22 stycznia.

Na życie obywateli wpływa grupa wynajętych urzędników, technokratów, z doświadczeniem w wielkim biznesie, którzy mają tworzyć systemy handlowe ułatwiające globalną wymianę. Jedynymi beneficjentami międzynarodowych umów typu CETA, TPP czy negocjowanej TTIP będą wielkie korporacje.

Coraz trudniej określić, mówili paneliści, czym są tzw. zachodnie wartości, skoro wejście zachodnich inwestorów do krajów Globalnego Południa kojarzy się z pracą ponad siły, groszowym wynagrodzeniem i brakiem poszanowania dla jakichkolwiek standardów. - Jak mają rozumieć demokrację wyzyskiwani pracownicy fabryk w Bangladeszu, produkujący na rynek europejski czy mieszkańcy krajów Afryki ograbiani z surowców przez firmy ponadnarodowe, nierzadko jeszcze niepłacące podatków – pytał Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. - TPP, CETA i TTIP tylko sprawę pogorszą.

Ante Wessels (holenderska Fundacja na rzecz Wolnej Infrastruktury Informatycznej i Fundacja Vrijschrift), który analizuje umowy handlowe zawierające mechanizm ISDS (rozstrzygania sporów: inwestor przeciwko państwu) oraz skutki jakie może on mieć dla dostępu do wiedzy, innowacji i prawa do prywatności, przypomniał, że niektóre kraje wycofały się z umów dwustronnych; np. Włochy . - Niestety nie należy oczekiwać, że KE zrezygnuje z negocjowania TTIP i CETA – mówił Wessels. – W dodatku, pojedynczy kraj nie będzie się mógł z umowy wycofać, więc pozostaniemy zamknięci w tym systemie na lata. Będzie nas to drogo kosztować, bo średnia roszczeń rośnie.

Wśród zagrożeń związanych z wprowadzeniem umów handlowych i inwestycyjnych paneliści wymieniali m. in. obniżenie standardów pracowniczych oraz żywnościowych. Maria Świetlik z Inicjatywy Pracowniczej zwracała uwagę, że obawy nie są bezpodstawne. Zasada ostrożności, do której przywykliśmy w UE, nie obowiązuje w USA. Tam funkcjonuje zasada dowodu naukowego, która nie wymaga udowodnienia, że produkt jest bezpieczny przed dopuszczeniem do sprzedaży. - Z punktu widzenia europejskich standardów to dramatyczne rozwiązanie mówiła Świetlik.

- Dobrobyt nie wynika z wolnego handlu - przekonywał Mark Dearn z brytyjskiej organizacji pozarządowej War on Want. - Po prostu, bogate kraje chronią swoje rynki, ale od rozwijających się krajów żądają, by je otwierały. Dearn przypomniał, że to Bank Światowy przyznał, iż takie kraje jak Tajwan, Korea Południowa, Japonia, Malezja, wzbogaciły się, bo państwo chroniło ich rodzime firmy.

W mniejszości znalazł się poseł Marcin Święcicki z PO, który próbował przekonywać do umów bilateralnych, bo choć - jak przyznał - z powodu takiej umowy pomiędzy USA i Polską mieliśmy sześć procesów, to cztery wygrała Polska, a ponadto dzięki niej inwestorzy zainteresowali się naszym krajem. - Skutki negatywne były znikome, a kapitał musi krążyć - mówił Święcicki.

Poseł PO przyznał, że z powodu TTIP część pracowników będzie musiała zmienić pracę, ale jeśli gospodarka będzie "elastyczna" to będą się oni mogli przebranżowić. Święcicki podał przykład dostosowania się do nowych warunków, który wywołał spore kontrowersje uczestników seminarium. Wspomniał bowiem firmy, które zrezygnowały z szycia koszul w Polsce i przeniosły biznes na wschód, "bo tak jest bardziej opłacalnie". - Stale zapominamy, że mamy też konsumentów - mówił Święcicki. - A oni zyskają na tańszych produktach.

- Zamawiamy na wschodzie towary, bo są tanie, a wyzysk udało nam się wyeksportować - podsumowała wypowiedź posła Platformy Maria Świetlik.

Święcicki odniósł się też do sytuacji polskiego rolnictwa, które - jak mówił - pełne jest absurdów. Zwracał uwagę, że polskie rolnictwo jest dofinansowywane, produkcja droga, trudno więc się dziwić, że jeśli możliwe jest w jakiejś części importować tańsze produkty rolne, to dzieje się to z korzyścią dla konsumenta. - Przesunięcie rolników do innych zawodów byłoby ograniczone w przypadku wprowadzenia TTIP, ale warto zabiegać, żeby nowi nie zakładali gospodarstw i nie zostawali na tych paru hektarach ziemi - stwierdził Święcicki. Przyznał, że mamy rolników, którzy są produktywni, ponieważ posiadają duże gospodarstwa, o powierzchni powyżej 30 ha.

Specjalnym gościem seminarium (dzięki połączeniu przez skype) był profesor prawa Gus Van Harten z kanadyjskiej Osgoode Hall Law School. Jego książka „ Investment Treaty Arbitration and Public Law” wydana w 2007 roku przedstawia krytykę mechanizmu arbitrażowego zawartego w umowach inwestycyjnych i proponuje także utworzenie międzynarodowego trybunału ds. inwestycji, co zapewniłoby niezawisłość tej inwestycji.

Van Harten odniósł się do propozycji modyfikacji mechanizmu ISDS zaproponowanego przez KE i uznał, że wciąż nie spełnia on kryteriów stawianych sądom. - Arbitrzy muszą być niezależni, wynagradzani niezależnie od liczby roszczeń i czasu trwania procesów, muszą mieć określoną kadencję i do spraw być przypisanymi losowo lub rotacyjnie - mówił Van Harten. - Nie może być tak, że arbiter w jednej sprawie doradza klientowi, a w innej, podobnej, zasiada jako arbiter.

- Mamy w Kanadzie nowy rząd, który prowadzi konsultacje w sprawie CETA. Mam nadzieję, że rzad zaangażuje się w rozmowy z KE i usunie ISDS z CETA. ISDS nie ma żadnej roli do odegrania.

Drugiego dnia debaty paneliści rozmawiać będą m. in. o wpływie TTIP na rolnictwo.