Francuzi robią dokładnie to samo, co przed czterema lata Polacy i Ukraińcy. Wzrosty cen w hotelach sięgają kilkuset procent. Stawki podnoszą też linie lotnicze
/>
Nawet o kilkaset procent wzrosły ceny biletów lotniczych i hoteli do francuskich miast, w których biało-czerwoni rozegrają swoje mecze podczas przyszłorocznych mistrzostw Europy w piłce nożnej. Wzrosty dotyczą oczywiście terminów meczowych, bo już kilka dni przed spotkaniami i po nich stawki wracają do normalności. Pierwszy mecz nasi piłkarze rozegrają 12 czerwca w Nicei. Jeśli na południe Francji będziemy chcieli się dostać lotem bezpośrednim z Polski, musimy zdecydować się na ofertę LOT, który dołączy Niceę do swojej siatki pod koniec marca tego roku. Choć do inauguracyjnego spotkania naszej kadry zostało pół roku, bilety na lot w terminie meczu już dziś cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Na dzień poprzedzający widowisko LOT wyprzedał już wszystkie bilety z klas Economy Saver, Business Saver i Premium Saver. Do dyspozycji klientów pozostały loty Economy Flex i Premium Flex, za które chętni muszą zapłacić ponad 2200 zł. Więcej biletów zostało na sam dzień meczu. W tym terminie ceny zaczynają się od 928 zł. Ograniczona oferta dotyczy także trasy powrotnej, za którą dzień lub dwa dni po meczu musimy zapłacić odpowiednio 1600 i 1700 zł.
Największy polski przewoźnik wyprzedał także wszystkie tanie bilety na lot do Paryża 15 czerwca. Dzień później w podparyskim Saint-Denis zagramy z Niemcami, i to tam spodziewana jest największa grupa polskich kibiców. Do Paryża możemy jednak polecieć nie tylko LOT-em. Na lotnisko Paryż-Beauvais lata także Wizz Air (z Chopina) i Ryanair (z Modlina). Na termin spotkania z Niemcami zarówno pierwszy, jak i drugi przewoźnik oferują jednak bilety o kilkaset procent droższe niż w pozostałych dniach czerwca. Za lot Ryanairem 16 czerwca zapłacimy co najmniej 749 zł. Powrót to koszt 949 zł. Jeśli wybierzemy lot i powrót na dzień później, zapłacimy odpowiednio 169 i 239 zł. W przypadku Wizz Aira podwyżki są mniejsze i wynoszą ok. 100 proc.
Zdaniem Adriana Furgalskiego, wiceprezesa Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, takie zawyżanie cen nie jest dobrym pomysłem. – Jest zdecydowanie za wcześnie na wprowadzanie takiej polityki cenowej. Spodziewam się, że ci przewoźnicy, którzy mocno podbili stawki, zamiast zachęcić, zniechęcą klientów. Przecież istnieje wiele alternatywnych środków transportu – przekonuje Furgalski. I faktycznie, pociągiem i autobusem do stolicy Francji można pojechać znacznie taniej. W dniu meczu stawki wynoszą ok. 200 zł (autobus) i 400 zł (pociąg z przesiadką w Berlinie). Czas podróży wydłuża się jednak z ok. 2 h do 12–18 h. Około 400–500 zł zapłacimy z kolei za paliwo zużyte podczas podróży autem.
Na finansowe żniwa podczas Euro 2016 liczą też hotelarze, którzy podnieśli ceny za pokoje w miastach, w których rozegrane zostaną mecze fazy grupowej. O ile w Paryżu można jeszcze znaleźć hotele, gdzie wzrosty są nieznaczne, o tyle w Nicei i Marsylii stawki wzrosły nawet o 300 proc. Według portalu Booking.com za pokój dwuosobowy w dwugwiazdkowym hotelu we wspomnianych miastach trzeba będzie zapłacić od 800 do nawet 1000 zł. Miesiąc później te same pokoje będą dostępne w cenie 200–300 zł. Francuscy hotelarze robią zatem to samo, co polscy i ukraińscy przed czterema laty. – W Polsce i na Ukrainie podnoszenie cen można było łatwo wytłumaczyć. Po pierwsze nie mieliśmy jeszcze wydarzenia na taką skalę i wierzyliśmy, że dla kibiców z bogatszych krajów cena noclegu nie będzie grała roli. Niestety grała, stąd później wiele hoteli świeciło pustkami, a ich właściciele musieli schodzić z cen. Po drugie pod względem turystycznym jesteśmy krajem sezonowym, a wielu hotelarzy, zwłaszcza z Mazur i Pomorza, większość przychodów generuje w lecie, kiedy odbywa się Euro. We Francji takiej sezonowości nie ma – wyjaśnia dr Małgorzata Durydiwka z Uniwersytetu Warszawskiego. Francuzi zdają się jednak nie przejmować krytyką, jaka może na nich spłynąć z pozostałych państw. Cztery lata temu w sprawie bardzo wysokich cen noclegów głos zabrały i władze UEFA, i przedstawiciele państw.
– Rozmawiałem z właścicielami hoteli i apelowałem o rozsądek. Wskazywałem, że to źle wpływa na wizerunek całego kraju – mówił na kilka miesięcy przed Euro 2012 dyrektor wykonawczy UEFA Events Martin Kallen. Wtórował mu Borys Kołesnikow, wicepremier Ukrainy, który tłumaczył, że nie można sprzedawać za 2000 euro tego, co dzień wcześniej kosztowało dziesięć razy mniej. – Właściciele hoteli powinni rozumieć, że przyjadą do nas różni ludzie i robotnicy z francuskich fabryk, elektrycy i menedżerowie. Oni nie wydadzą tak wielkich pieniędzy na hotele – mówił wtedy reprezentant ukraińskiego rządu.