Będąc w grupie rynków wschodzących, dzielimy zarówno sukcesy, jak i problemy poszczególnych członków.
Polska wraz z innymi krajami z naszego regionu, w oczach inwestorów międzynarodowych, należy do kategorii rynków wschodzących (ang. emerging markets). Segment rynków wschodzących nie ogranicza się tylko do państw nam bliskich geograficznie i ustrojowo, obejmuje także państwa zupełnie dalekie, ale o podobnym ryzyku inwestycyjnym. Oprócz Polski w grupie emerging markets znajdują się: Chiny, Rosja, Węgry, Bułgaria, Rumunia, Turcja, Ukraina, Brazylia, Argentyna, Egipt, Indie, Meksyk, Tajwan, Wietnam, Izrael, Korea Południowa. Niektórzy analitycy dodatkowo uwzględniają: Kazachstan, Indonezję, Filipiny, Chile, Peru, Pakistan, Maroko, Jordanię, Kolumbię.
Rynki wschodzące to większy niż w przypadku rynków dojrzałych potencjał, ale również większe ryzyko. Będąc w grupie rynków wschodzących, dzielimy zarówno sukcesy, jak i problemy poszczególnych członków. Ma to odzwierciedlenie w ocenie inwestycyjnej i notowaniach aktywów. Przykłady tej zależności można mnożyć. Ostatni miał miejsce w zeszły piątek. Agencja Fitch nadająca rating (ocena jakości kredytowej) ogłosiła, że obniża perspektywę ratingu Węgier do negatywnej ze stabilnej. Decyzja ta wywołała masową wyprzedaż akcji i osłabienie się waluty także w Polsce (notowania na GPW zakończyły się spadkiem indeksu WIG20 o ponad 6 proc., a spadek liczony od szczytu wyniósł ponad 9 proc.). Dla inwestorów międzynarodowych należymy do tej samej klasy ryzyka co Węgry.
To, że Polska jest rynkiem wschodzącym, było w okresie ostatniej hossy (2003-2007) zaletą dla inwestorów. Nasze aktywa były preferowane ze względu na wyższe stopy zwrotu niż te w gospodarkach rozwiniętych. Strumienie pieniężne płynęły od międzynarodowych inwestorów instytucjonalnych i lokowane były w krajowych akcjach i obligacjach oraz w postaci kredytów udzielanych w krajach wschodzących poprzez lokalne oddziały. Bessa na świecie spowodowała masowy odwrót od akcji i obligacji z emerging markets. Jednocześnie problemy z płynnością w sektorze bankowym spowodowały zawieszenie linii kredytowych i ostatecznie zaostrzenie warunków kredytowania przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Już wkrótce możemy obserwować tego konsekwencje dla realnej gospodarki poprzez niższe inwestycje oraz słabszą konsumpcję. Unia Europejska już teraz odczuwa skutki kryzysu a prognozy na cały 2009 rok mówią o wzroście na poziomie zaledwie 0,1 proc. Pamiętajmy, że właśnie do UE kierujemy 78 proc. całego eksportu.