Beata Szydło zapowiedziała, że Agencja Rezerw Materiałowych kupi węgiel znajdujący się na zwałach przy kopalniach
Najnowszy pomysł rządu na górnictwo ma jedną zaletę – branża zyska trochę oddechu finansowego. Ale wad jest zdecydowanie więcej. Po pierwsze szefowa rządu nie zdradziła zbyt wielu szczegółów – nie wiadomo, ile węgla kupi ARM i po jakiej cenie. I czy agencję w ogóle na to stać. – Dysponuje ona bardzo skromnymi walnymi środkami, choć zabiegaliśmy skutecznie u ministra finansów, aby dostała zgodę na zaciągnięcie kredytu – twierdzi Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki.
– Pieniądze nie powinny być problemem. To agencja rządowa, zawsze może skorzystać z jakiejś dotacji – uważa natomiast Jan Filip Staniłko, prezes Instytutu Studiów Przemysłowych. Potwierdzeniem takiego scenariusza może być rządowy komunikat z czwartku zapowiadający nowelizację budżetu: „Wydatki zostały obniżone o 6,6 mld zł, niemniej jednak w grudniu mogą powstać dalsze naturalne oszczędności w wydatkach, a zatem przewidziano możliwość ich przeznaczenia na zadania w zakresie rezerw strategicznych w związku ze sprzyjającą sytuacją rynkową do odbudowy tych rezerw”.
ARM zarządza również Funduszem Zapasów Agencyjnych, do którego wpływa tzw. opłata zapasowa – wprowadzony na początku tego roku parapodatek, który płacą producenci paliw w zamian za złagodzenie warunków utrzymywania obowiązkowych rezerw. Według planu w tym roku miało z tego tytułu wpłynąć 800 mln zł. Intencją wprowadzenia opłaty było przejmowanie przez państwo rezerw paliw. Pieniądze miały być przeznaczone na zakup paliw, pokrycie kosztów magazynowania i zwiększenie bazy magazynowej.
Zapowiedź Beaty Szydło oznacza, że ARM oprócz rezerw ropy, gazu i paliw (a także lekarstw i żywności) będzie tworzyć również rezerwy węgla. To kolejny pomysł na zmniejszenie kopalnianych zwałów. Janusz Piechociński przypomina, że w ubiegłym roku koncerny energetyczne zwiększały swoje zapasy węgla – dzięki tym zwiększonym zakupom kopalnie utrzymywały płynność finansową. – Podejmując decyzję o zakupach węgla przez ARM, warto też przeanalizować umowy między kopalniami i spółkami energetycznymi – doradza były wicepremier.
Włączenie ARM do ratowania górnictwa nic jednak nie zmienia w sytuacji branży. – To tylko kroplówka, nawet przy założeniu, że agencja kupi cały węgiel ze zwałów przy kopalniach, które są szacowane między 6 a 7 mln ton, to zakładając, że agencja będzie kupować po cenach rynkowych – da kopalniom możliwość funkcjonowania przez jakieś dwa, trzy miesiące. A co potem? – pyta Jan Filip Staniłko. I zwraca uwagę na dwa ograniczenia tego pomysłu.
– ARM dysponuje publicznymi pieniędzmi, istnieje więc zagrożenie, że ta operacja zostanie uznana przez Komisję Europejską za pomoc publiczną – wskazuje. Zastrzega jednak, że nie można niczego przesądzać: – Decyzje KE w sprawach pomocy publicznej są tak naprawdę polityczne, zależą od kraju i branży. To naprawdę trudno przewidzieć – uważa Staniłko.
Drugi problem to fakt, że węgiel zalegający na kopalnianych zwałach jest zastawem dla banków kredytujących górnictwo. – Taka operacja byłaby problemem dla banków i innych wierzycieli, którzy straciliby swoje zabezpieczenia. A trudno o inne, bo ten węgiel to jest jedyna rzecz w kopalniach, jaką można sprzedać – twierdzi Staniłko.