Osiem lat rządów Platformy obaliło kilka liberalnych dogmatów polityki gospodarczej
Finanse publiczne i gospodarka za rządów PO-PSL / Dziennik Gazeta Prawna
Państwo może być aktywne w gospodarce. Okazało się, że taki pogląd wcale nie musi się kłócić z neoliberalnym zabarwieniem partii. W ciągu ośmiu lat rządów w PO nastąpiła zmiana w poglądach na miejsce państwa w gospodarce. Platforma szła do wyborów w 2007 r. z hasłem podatku liniowego i wolnym rynkiem wypisanym na sztandarach. Dziś silna gospodarka w rozumieniu tego ugrupowania oznacza wyższe płace. Dla Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Credit Agricole Bank Polska, najlepszym przykładem tej zmiany jest stanowisko w sprawie płacy minimalnej – PO opowiedziała się ostatnio za stawką godzinową, co wcześniej było postulatem środowisk lewicowych. – Największe partie, w tym neoliberalna Platforma, uznały, że jesteśmy już na takim etapie rozwoju gospodarczego, który uzasadnia tego typu prosocjalne działanie – mówi ekonomista.
Inna nowość to, jego zdaniem, podejście PO do prywatyzacji: państwo już nie jest „najgorszym z właścicieli”, są sektory, które rząd PO-PSL uznał za strategiczne – w domyśle: „nie do sprywatyzowania”.
Rynek nie jest doskonały. Jeszcze w 2007 r. dla liberała z PO byłaby to herezja. Ale światowy kryzys i problemy z finansami publicznymi zrewidowały i to stanowisko.
– Rządy Platformy coraz bardziej zwracały uwagę na niedoskonałości rynku. Przykład to powołanie Polskich Inwestycji Rozwojowych, które uzasadniano m.in. brakiem na rynku długoterminowego finansowania dla inwestycji infrastrukturalnych. PIR miały być rozwiązaniem tego problemu – mówi Jakub Borowski.
Zdecydowanie mniej liberalne podejście widać też w polityce podatkowej. Nie tylko nie wprowadzono podatku liniowego, ale dokonano podwyżek VAT i wprowadzono podatek od kopalin – w praktyce od złóż miedzi eksploatowanych przez KGHM. Dla budżetu ta nowa danina oznaczała dodatkowe dochody, ale dla jednej z czołowych polskich spółek pogorszenie wyniku finansowego. Skarb Państwa nie oglądał się na interesy firm, w których miał udziały, prowadząc bardzo aktywną politykę dywidendową. Przykład to podzielenie się zyskiem z rządem przez PKO BP w 2009 r. mimo wyraźnego zalecenia KNF, by banki nie wypłacały dywidend. Na świecie szalał wtedy kryzys finansowy i regulator wolał, by banki przeznaczały wypracowane zyski na wzmocnienie swoich kapitałów. Skarb Państwa, główny akcjonariusz PKO BP, pozostał jednak głuchy na te argumenty.
Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, podaje przykład, gdzie takie nierynkowe myślenie rządu PO-PSL może okazać się pułapką. – To pomysł ratowania górnictwa poprzez jego fuzję z państwową energetyką. Utrwali jedynie nieefektywność górnictwa – mówi.
OFE, czyli nieefektywność kapitałowych ubezpieczeń emerytalnych. Gdy w 2002 r. kilku polityków SLD (m.in. Wiesław Kaczmarek i ówczesny szef OPZZ Maciej Manicki) zgłosiło pomysły na zmiany w funkcjonowaniu otwartych funduszy emerytalnych (m.in. zawieszenie wpłat do funduszy czy możliwość wyboru przez ubezpieczonych między OFE a ZUS), opozycja nie zostawiła na nich suchej nitki. W tym niektórzy obecni politycy PO, jak Michał Boni, którzy wtedy uznali propozycję ponownego wyboru za uderzającą w całość reformy emerytalnej.
Jednak kilka lat później widmo przymusowego równoważenia budżetu (ze względu na ryzyko przekroczenia przez dług publiczny progów ostrożnościowych) zajrzało w oczy ministrom rządu PO-PSL. Odświeżono pomysły sprzed 10 lat. W pierwszym etapie w 2011 r. zmniejszono składki do OFE. W drugim, w 2014 r. rząd poszedł znacznie dalej, „odchudzając” ich aktywa o część obligacyjną, zakazując kupowania obligacji skarbowych i umożliwiając ubezpieczonym wybór „OFE czy ZUS”. Przy czym ten wybór zorganizował tak, by jak największa liczba ubezpieczonych przeszła do ZUS (brak jakiejkolwiek deklaracji oznaczał zgodę na ZUS). W ten sposób nieodwracalna – wydawało się – reforma emerytalna została w dużym stopniu zdemontowana.
Pomysły SLD i reforma PO miały tę samą przyczynę: gwałtowny wzrost długu publicznego. Przez całe lata transformacji zadłużanie Skarbu Państwa było postrzegane jako zło konieczne. Rządy PO-PSL wprowadziły tu nową jakość i to na kilku poziomach. To na przełomie pierwszej i drugiej kadencji dług publiczny był historycznie wysoki, balansując na granicy 55 proc. PKB (czyli drugiego progu ostrożnościowego). Dopiero zmiany w OFE zatrzymały proces narastania długu. Trzeba przyznać, że w tym obszarze PO zostawia następcom uporządkowaną sytuację i bezpiecznik w postaci reguły fiskalnej, który powinien uniemożliwić powstanie nowej sytuacji kryzysowej.