Słyszę często od małych przedsiębiorców, że całe to ESG to jakieś wymysły, zawracanie głowy i że jest to zabawa tylko dla dużych firm, bo małych to nie obchodzi, a poza tym ich nie stać. Wielu wierzy, że u nich wszystko pozostanie po staremu.

Od razu przypomina mi się dowcip o planowanej zmianie ruchu w Wielkiej Brytanii – na prawostronny. Brytyjski premier stoi na Downing Street i uspokaja rodaków za pośrednictwem mediów, że zmiana będzie wprowadzana stopniowo: obowiązek obejmie początkowo tylko największe ciężarówki. W przypadku raportowania ESG obowiązek formalnie też dotyczy w pierwszym etapie tylko „ciężarówek”, czyli dużych firm. Ale cały system raportowania niefinansowego jest pomyślany jak domino: nawet jeśli jakaś firma nie jest objęta bezpośrednio obowiązkiem raportowania, to jest bardzo prawdopodobne, że „ciężarówki” wymuszą na niej zmianę pasa ruchu.

Albo rozjadą?

To już się dzieje. Unijna dyrektywa CSRD (ang. Corporate Sustainability Reporting Directive) na początku obejmie największych graczy giełdowych, od 2026 r. wszystkie duże spółki zatrudniające powyżej 250 pracowników, a w kolejnym roku giełdowe MŚP. Ale Krajowa Izba Gospodarcza szacuje, że już w latach 2023–2024 zapytanie o kwestie zrównoważonego rozwoju dostanie od swych kontrahentów 37 tys. firm. To wielokrotnie więcej, niż wynosi szacowana liczba tych, które będą objęte formalnym obowiązkiem. W okresie 2025–2026 ma do tego grona dołączyć kolejnych 99 tys. podmiotów.

Czyli jeśli małe przedsiębiorstwo dostarcza jakiś półprodukt do firmy, która jest objęta dyrektywą CSRD…

…to ta firma zapewne będzie wymagała od dostawcy informacji dotyczących np. śladu węglowego, kultury pracy czy praw pracowników. ESG to bowiem nie tylko środowisko (E – environment), lecz także sprawy społeczne (S – social) i tzw. ład korporacyjny (G – governance).

Czyli hasło „Kolego, jeśli nie zadbasz o ESG, to nie sprzedasz w Europie żadnego towaru i żadnej usługi”, to nie jest tylko takie straszenie?

Powtarzam: to już się dzieje. Jedna z firm produkujących kosmetyki marek własnych dla dużych sieci handlowych usłyszała od swojego klienta, że jeśli do 2026 r. nie przedstawi kompleksowego planu dekarbonizacji, nie będzie mogła startować u nich w przetargach. Firma produkująca opakowania tekturowe dla branży spożywczej i meblarskiej, dla której przygotowuję obecnie strategię zrównoważonego rozwoju, dostaje z kolei coraz więcej pytań o kwestie społeczne i ład korporacyjny, czyli o sprawy, o które nikt z zewnątrz jej do tej pory nie pytał.

Polskie firmy sprzedające na rynek niemiecki piszą do mnie, że są wręcz zasypywane takimi pytaniami.

Tak w istocie jest. Od 1 stycznia obowiązuje w Niemczech ustawa o należytej staranności w łańcuchach dostaw (Lieferkettensorgfaltspflichtengesetz). Przedsiębiorstwa zatrudniające powyżej 3 tys. pracowników mają nowe obowiązki dotyczące monitorowania swoich dostawców, by ograniczyć m.in. niewłaściwe traktowanie pracowników i negatywny wpływ na środowisko. To dlatego duży niemiecki operator telekomunikacyjny uzależnia dalszą współpracę z polską firmą IT od tego, czy uzyska stempel Eco Vadis – firmy ratingowej oceniającej działania i praktyki dostawców w zakresie społecznej odpowiedzialności biznesu. Polski producent palet na gwałt poszukuje „jakiegoś certyfikatu”, bo Niemcy przestali kupować jego towar. Właściciel drukarni żali się, że przez nowe prawo sprzedaż za zachodnią granicę spadła mu o 64 proc. A już za chwilę przepisy podobne do niemieckich będą obowiązywać w całej Unii – za sprawą procedowanej właśnie dyrektywy CSDDD, czyli Corporate Sustainability Due Diligance Directive.

Mali mówią, że to im przypomina jakiś czarny scenariusz.

Ale on się nie musi ziścić! Ważne, by już dziś mniejsze firmy stopniowo zapoznawały się z tematem i wprowadzały u siebie praktyki związane z ESG. Mogą zacząć od obszarów, które najsilniej wpływają na ich działalność i na ich interesariuszy, np. pochylić się nad policzeniem śladu węglowego, opracować strategię zrównoważonego rozwoju, stworzyć polityki różnorodności. Wtedy to, co dziś wydaje się zagrożeniem, może się przeistoczyć w szansę na zwiększenie konkurencyjności, umocnienie swej pozycji w łańcuchu dostaw, nawiązanie trwałych relacji z otoczeniem rynkowym. To także doskonała okazja do zmniejszenie kosztów funkcjonowania firmy poprzez optymalizację wydajności i utrzymanie ciągłości działania w sytuacjach kryzysowych.

W Europie w siłę rosną ugrupowania, które jawnie kontestują rewolucję ESG, bo nie wierzą, że człowiek powoduje zmiany klimatu, a w polityce społecznej chcą wrócić do „tradycyjnych rodzinnych wartości”, cokolwiek to oznacza.

Nie wiem, jak można kontestować coś, co odczuwa każdy z nas: niespotykane upały, susze, powodzie, wichury, trąby powietrzne. 3 lipca 2023 r. średnia temperatura na Ziemi przekroczyła 17 st. C po raz pierwszy w historii pomiarów, a dobę później mieliśmy najgorętszy dzień na świecie. Przecież to wszystko wpływa na życie ludzi, ale też biznesu, przerywając łańcuchy dostaw bądź powodując brak pewnych surowców. Równocześnie ujawniane są nowe przypadki łamania podstawowych praw człowieka w biznesie, np. niewolniczej pracy dzieci w sektorze mody. Nie da się tego nie widzieć. I raczej nikt nie ma na Zachodzie ochoty na cywilizacyjny regres. Jeśli więc ludzie chcą nadal prowadzić biznes, muszą przyjąć do wiadomości, że czeka ich rewolucja – zarówno w podejściu do zarządzania, jak i projektowania i produkcji produktów, a w końcu do komunikacji z klientem. Dla jednych będzie to rewolucja krocząca dla innych galopująca.

Wydaje się, że „ciężarówki”, czyli największe firmy w Polsce, są już dobrze przygotowane na tę rewolucję.

Owszem, od jakiegoś czasu publikują raporty niefinansowe pod obowiązującą dotychczas dyrektywą NFRD (Non Financial Reporting Directive). Mowa tu o ok. 150 spółkach giełdowych. NFRD nie nakładała jednak żadnych standardów raportowania, można było działać według dowolnej metodologii. Teraz wszystkich obowiązywać będą jednolite standardy raportowania ESRS (European Sustainability Reporting Standards), nad którymi nadal pracuje Bruksela.

A kogo czeka „galopująca rewolucja”?

Tych, którzy z tematem zrównoważonego rozwoju nie mieli dotąd do czynienia bądź sądzili, że mają, bo segregowali odpady i sadzili drzewa z okazji dnia Ziemi. Teraz będą musieli się zmierzyć zarówno ze skalą obowiązkowego raportowania, jak i objętością i ilością wskaźników, które należy rozpatrzyć. Oraz obowiązkiem wykonania tzw. analizy podwójnej istotności i analizy ryzyka.

A co z MŚP? Jakie działania muszą podjąć już teraz i w jakich obszarach?

Widzę w tym sektorze pięć głównych wyzwań. Po pierwsze i najważniejsze – brak wiedzy. Wystarczy wyjechać poza Warszawę czy inne duże miasta, by zorientować się, że świadomość tych zagadnień jest nikła. Polskie Stowarzyszenie ESG przebadało 170 średnich i dużych firm – zatrudniających od 150 do 500 pracowników – i okazało się, że 53 proc. z nich w ogóle nie słyszało o ESG…

No, ale od kogo niby miały usłyszeć?

To drugie wyzwanie: brak odpowiednich kadr. Trzeba je pilnie wykształcić. Firmy spoza kręgu korporacji często nie mają stanowiska menadżera ESG i muszą korzystać z pomocy zewnętrznych doradców. Nie ma w tym nic złego, ale docelowo każda organizacja powinna stworzyć takie stanowisko wewnątrz, a w pracę nad kwestiami zrównoważonego rozwoju zaangażować w jakimś zakresie wszystkich pracowników, w tym zarząd. Warto zorganizować szkolenia dla szerokiej grupy zatrudnionych, bo to pozwoli im zrozumieć, „dlaczego to robimy” i bardziej zaangażować się w proces. Jednym z celów naszego stowarzyszenia jest właśnie edukacja, szkolenie i wspieranie firm spoza dużych ośrodków.

MŚP sygnalizują też, że nie mają odpowiednich danych ani narzędzi do ich zbierania i gromadzenia. A bez tego nie da się zarządzać ESG.

Owszem, do tej pory nie musieli liczyć śladu węglowego, raportować o gospodarce obiegu zamkniętego, kwestiach praw człowieka czy dostępie kobiet do stanowisk kierowniczych i równych pensjach dla nich. Teraz muszą się tym zająć. Muszą więc zdobyć zarówno wiedzę, jak i właściwe narzędzia.

Ale skąd mają wziąć na to pieniądze?

Finansowanie faktycznie stanowi problem. Ale warto na niego spojrzeć z całkiem innej perspektywy: wkrótce nie będzie można zdobyć finansowania na działalność, która nie jest oparta na fundamencie ESG, nie spełnia norm i standardów. Ludziom trudno to zrozumieć, bo też tematyka wydaje się na razie niepojęta. Kto z przedsiębiorców umie odpowiedzieć na pytanie dotyczące bioróżnorodności, które brzmi: „W jaki sposób przedsiębiorstwo dostosuje swoją strategię i model biznesowy, aby zapewnić ich zgodność z poszanowaniem planetarnych granic integralności biosfery”? Analiza Global ESG Monitor pokazała, że nawet największe firmy średnio sobie z tym radzą. Raporty połowy spółek notowanych na WIG20 nie spełniają merytorycznego minimum i – cytuję – „pod względem przejrzystości i zgromadzonych informacji zajmują przedostatnie miejsce w rankingu (badaniem objęto Europę, Amerykę Północną, Azję i Australię)”. Czasem przypominają po prostu foldery reklamowe. Pod dyrektywą CSRD to ma się zmienić, bo raporty będą obowiązkowo audytowane.

Jak państwo powinno wspierać firmy?

Powinno przeznaczyć na ten cel dużo środków i poczynić w tym zakresie mnóstwo starań. Niestety, na razie nie słyszałam o instytucjach publicznych, które mają na szerszą skalę pomóc firmom w raportowaniu. W przyszłym roku Bruksela ma opublikować uproszczony unijny standard raportowaniach dla giełdowych MŚP. Krajowa Izba Gospodarcza opracowuje swój własny poradnik zarządzania dla zrównoważonej firmy. Prace nad aktualizacją przewodnika raportowania ESG dla spółek kończy też warszawska GPW.

Rozmawiał Zbigniew Bartuś

Czytaj więcej w dodatku ESG