Władze chcą, aby gospodarka rozwijała się głównie dzięki popytowi wewnętrznemu, ale na razie najpewniejszym sposobem są inwestycje, a to grozi wzrostem zadłużenia
Mimo że władze w Pekinie starają się na różne sposoby pobudzić wzrost gospodarczy, ryzyko, że na koniec roku nie uda się osiągnąć założonego poziomu, wciąż istnieje, co jest niedobrą wiadomością zarówno dla premiera Li Keqianga, jak i – w szerszej perspektywie – dla świata.
Nawet wczorajsze dane o PKB wzbudziły wątpliwości co do ich wiarygodności. Większość analityków spodziewała się wyniku na poziomie 6,6–6,8 proc. rok do roku, co byłoby najgorszym wynikiem od 2009 r. Tymczasem okazało się, że było to 7 proc., czyli tyle samo, ile w poprzednim kwartale. Lepsze niż oczekiwano wskazanie to ważny czynnik w kontekście zeszłotygodniowego załamania na giełdzie w Szanghaju, stąd podejrzenia, czy wynik nie został administracyjnie poprawiony. Wskazywać może na to np. fakt, że w czerwcu produkcja przemysłowa zwiększyła się o 6,8 proc., podczas gdy zużycie energii tylko o 0,5 proc.
– Chińska gospodarka nadal wykazuje się wielką odpornością, potencjałem i elastycznością. Nie ma wątpliwości, że silne, długoterminowe dane fundamentalne podtrzymują potencjał do średniowysokiego wzrostu gospodarczego – zapewniał pod koniec zeszłego tygodnia Li Keqiang. Rządowy plan na ten rok zakłada wzrost „w okolicach 7 proc.”, co daje pewną elastyczność w interpretacji, choć wynik poniżej tej granicy byłby pewnym rozczarowaniem.
Niezależnie od tego, czy poprawka w danych istotnie miała miejsce – urząd statystyczny zaprzeczył tym pogłoskom – władze podejmują bardziej realne działania, by nie dopuścić do dalszego zwalniania tempa wzrostu. Przede wszystkim w zakresie luzowania polityki monetarnej, co miało na celu odwrócenie spadkowego trendu w inwestycjach, które deweloperzy ograniczyli z powodu dużej liczby niesprzedanych mieszkań, zaś zakłady przemysłowe – z powodu spadającej sprzedaży. Te działania zaczynają przynosić efekty, bo wprawdzie liczba nowych inwestycji budowlanych nadal spada, ale sprzedaż mieszkań w czerwcu wzrosła o 16 proc., co jest największym miesięcznym wzrostem od końca 2013 r.
Władze starają się też pobudzić inwestycje bardziej bezpośrednimi działaniami. Na początku lipca Bank Centralny udzielił państwowemu Chińskiemu Bankowi Rozwoju kredytu w wysokości 25 mld dol. na sfinansowanie programu regeneracji najbardziej zaniedbanych dzielnic. Narodowa Komisja Rozwoju i Reform, główna agencja planowania ekonomicznego, wytypowała ponad tysiąc inwestycji o łącznej wartości 322 mld juanów (194 mld zł), które mają być realizowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Swoje programy inwestycyjne przyjmują też władze poszczególnych prowincji. – Działania stymulacyjne podjęte w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy zaczynają przynosić efekty. Ale jeszcze dużo musi być zrobione. Wyprzedaż, która miała miejsce na giełdzie, prawdopodobnie wymusi dalsze luzowanie w następnych miesiącach – mówi BBC Frederic Neumann, analityk z banku HSBC.
Problem w tym, że strategicznym planem ekipy prezydenta Xi Jinpinga i premiera Li Keqianga jest przemodelowanie chińskiej gospodarki, tak aby głównym motorem jej wzrostu nie był już tani eksport ani inwestycje, lecz – podobnie jak jest to w krajach wysoko rozwiniętych – popyt wewnętrzny. Na dodatek inwestycje władz lokalnych – robione na kredyt i nie zawsze mające ekonomiczne uzasadnienie – przyczyniły się do ogromnego wzrostu zadłużenia prowincji, które według szacunków jest prawie trzy razy większe niż w przypadku władz centralnych.
Pewne postępy w zmienianiu struktury PKB już są widoczne, bo według urzędu statystycznego popyt wewnętrzny odpowiada za 60 proc. przyrostu PKB w tym roku (przyrostu PKB, a nie całego PKB), podczas gdy w zeszłym było to 51 proc., ale bez dalszego stymulowania gospodarki wzrost będzie hamował. A im silniejsze będzie to stymulowanie, tym większe zarazem ryzyko nadmiernego zadłużania się, co też jest złym rozwiązaniem.