Erdoğan stosunki z Europą i USA traktuje transakcyjnie. Prozachodnie gesty mają zachęcić zagranicznych inwestorów do powrotu do Turcji.

Niecałe dwa miesiące po wygranej w wyborach prezydenckich Recep Tayyip Erdoğan próbuje wyprowadzić Turcję z kryzysu. Choć inflacja spadła w czerwcu do 38,2 proc. z rekordowego poziomu 85,5 proc. jesienią ub.r., sytuacja wciąż jest napięta.

Ekonomiści przewidują, że deficyt budżetowy Turcji wzrośnie w tym roku do 4,4 proc. PKB z zaledwie 0,9 proc. w 2022 r. – wynika z analizy firmy FactSet, na którą powołuje się „Financial Times”. W pierwszych pięciu miesiącach tego roku deficyt wzrósł z 124,6 mld do 263,6 mld lir. Kryzys pogłębić może również słabnąca waluta, która od 2018 r. straciła ponad 80 proc. swojej wartości względem dolara. I tylko w tym roku spadła o ponad 28 proc., doprowadzając do wzrostu cen podstawowych produktów.

Dlatego władze w Ankarze podnoszą podatki. Te od benzyny wzrosły w niedzielę o ok. 200 proc. Zwiększone zostały również podatki od oleju napędowego i innych produktów ropopochodnych. Z danych państwowego koncernu naftowego Turkish Petroleum wynika, że podwyżka spowodowała wzrost cen na stacjach benzynowych o ok. 20 proc., zwiększając presję na mierzących się z kryzysem kosztów życia Turków.

Ale rząd potrzebuje pieniędzy. Tak, by podreperować budżet po serii kampanijnych wydatków. Erdoğan, który w drugiej turze pokonał kandydata opozycji Kemala Kılıçdaroğlu, na kilka dni przed głosowaniem ogłosił m.in., że pensje funkcjonariuszy publicznych zostaną podniesione o 45 proc. Program miał objąć 700 tys. pracowników, których pensja minimalna wzrosła do 15 tys. lir (ok. 2,3 tys. zł). – Tureckie rezerwy znajdują się na niezwykle niskim poziomie. Władze mają jeszcze 10–30 mld dol., które mogą faktycznie wykorzystać – mówił DGP po drugiej turze wyborów Brad W. Setser z think tanku Council on Foreign Relations.

Na Zachód zwrot

Jednym z pomysłów na wyprowadzenie Turcji z kryzysu jest zbliżenie z Zachodem. Wieloletni przywódca obrał nowy kurs: w ubiegłym tygodniu podczas szczytu NATO w Wilnie zgodził się na wstąpienie Szwecji do Sojuszu. Choć jeszcze niedawno krytykował władze w Sztokholmie za „wspieranie terrorystów”. A po tym, jak w czerwcu przed meczetem w Sztokholmie spalony został Koran, tłumaczył, że szwedzkie władze „muszą zacząć walczyć z islamofobią”.

Decyzja Erdoğana została przyjęta z ulgą w całej Wspólnocie. Ale oprócz zgody na akcesję Szwecji do NATO, pojawiły się także inne sygnały sugerujące, że turecki przywódca dąży do odbudowy relacji ze Stanami Zjednoczonymi i Europą. Kilka dni wcześniej – podczas wizyty w Turcji – prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski otrzymał zgodę na zabranie do kraju pięciu ukraińskich dowódców, którzy trafili do Turcji w ramach ustaleń o wymianie jeńców z Rosją. Na terytorium kraju mieli pozostać do końca wojny. Decyzja o ich powrocie do Ukrainy spotkała się z krytyką ze strony Moskwy. – To bezpośrednie naruszenie warunków istniejących umów.

Co więcej, warunki zostały naruszone zarówno przez stronę ukraińską, jak i turecką – komentował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.

Prezydent transakcyjny

Analitycy pozostają jednak sceptyczni, czy Erdoğan faktycznie dąży do zmiany kierunku tureckiej polityki zagranicznej. Tuż po majowej reelekcji Galip Dalay z think tanku Chatham House pisał, że „nadchodzące pięć lat jego rządów upłynie pod znakiem dalszego balansowania między Rosją a Zachodem”. Przekonując, że „Turcja będzie angażować się w transakcyjną współpracę z Zachodem wszędzie tam, gdzie będzie to podyktowane (tureckimi) interesami”.

Dlatego zwrot wieloletniego przywódcy może być jedynie strategicznym posunięciem. Zmiana narracji następuje bowiem w momencie, kiedy Ankara desperacko stara się przyciągnąć z powrotem zagranicznych inwestorów, którzy wycofali się z Turcji po wybuchu kryzysu gospodarczego.

Wsparcie finansowe Turcji w ostatnim czasie zapewniały co prawda Rosja i państwa Zatoki Perskiej. Choć jej stosunki z państwami w regionie były napięte, na przestrzeni ostatnich trzech lat Erdoğan dążył do zbliżenia m.in. z Izraelem, ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi czy z Arabią Saudyjską. W poniedziałek wyruszył zresztą w podróż po państwach Zatoki Perskiej, gdzie pracować ma nad wzmocnieniem relacji gospodarczych i zachęcać do inwestowania w Turcji. W Dżuddzie spotkał się z saudyjskim królem Salmanem ibn Abdem i de facto przywódcą królestwa księciem Muhammadem ibn Salmanem. Dziś w Ad-Dausze ma rozmawiać z emirem Kataru Tamimem ibn Hamadem Al Sanim, a jutro w ZEA – prezydentem Muhammadem ibn Zajidem.

Ale nowy zespół szefa Partii Sprawiedliwości i Rozwoju – na czele z ministrem finansów Mehmetem Şimşekem i szefową banku centralnego Hafize Gaye Erkan – ma również nadzieję na zabezpieczenie inwestycji z USA i Europy. Przekonując, że pieniądze bogatych graczy z Bliskiego Wschodu nie wystarczą do wyjścia na prostą.

Moskwa słabnie

Jednocześnie Ankara utrzyma najpewniej dobre stosunki z Rosją, m.in. ze względu na napływ rosyjskich turystów do kraju i zależność Turcji od importu ropy i gazu. Tym bardziej że ceny surowców z Moskwy są obecnie wyjątkowo korzystne. Dlatego izolację Kremla po 24 lutego 2022 r. Erdoğan wykorzystał do pogłębienia relacji handlowych. Ankara nie nałożyła bowiem sankcji na Rosję po wybuchu wojny. Z analizy Atlantic Council wynika, że w 2022 r. –pierwszym roku inwazji Rosji na Ukrainę – całkowita wymiana handlowa między Turcją a Rosją wzrosła o 93 proc. względem poprzedniego roku.

Być może zmianie ulega jednak sposób, w jaki Turcja postrzega rosyjskiego sojusznika. Zwrot Erdoğana nastąpił zaledwie dwa tygodnie po nieudanym buncie Jewgienija Prigożyna. „Godząc się na przystąpienie Szwecji do NATO, Erdoğan mógł dojść do wniosku, że stawianie na Putina po próbie puczu wydaje się mniej rozsądne” – pisał dla Atlantic Council były ambasador USA w Polsce Daniel Fried. Turecki ośrodek badawczy Tepav wskazywał z kolei, że po zamieszaniu z udziałem wagnerowców powiązane z prezydentem stacje telewizyjne zaczęły dyskredytować Moskwę. ©℗

Turecka waluta straciła już w tym roku na wartości ponad 28 proc.