To największa inwestycja greenfield w Polsce (...). Mogę powiedzieć, że (...) wizja rozwoju nowej fabryki Intela jest imponująca” – mówił w trakcie ogłaszania planów wartej ok. 20 mld zł inwestycji premier Mateusz Morawiecki. Zapowiedzi są faktycznie imponujące, a podwrocławska gmina Miękinia może się stać ważnym punktem na mapie światowych producentów półprzewodników, które są obecnie kluczowe przy produkcji przemysłowej prawie wszystkiego o większym stopniu skomplikowania niż plastikowy grzebień.

Ciesząc się z tych planów – czy jak to ujął premier „wizji” – warto jednak nie dać się ponieść atmosferze lata nad morzem i kampanijnemu uniesieniu wyborczemu. Spójrzmy na fakty. Po pierwsze, na razie są to plany. Pięknie opakowane i hucznie ogłoszone, ale tylko plany. A jak wiadomo, plany się zmieniają. I jeśli się dobrze wczytać w ogłoszenie Intela, to amerykańska korporacja mówi to wprost. Oto fragment ich angielskiego komunikatu prasowego dotyczącego tej inwestycji, który jest na samym dole, znacznie niżej niż zapowiadana kwota inwestycji i liczba tworzonych miejsc pracy.: „Niniejsza informacja prasowa zawiera stwierdzenia dotyczące przyszłości, które wiążą się z pewnym ryzykiem i niepewnością. Stwierdzenia takie obejmują: naszą ekspansję produkcyjną i plany inwestycyjne oraz oczekiwania w Unii Europejskiej (UE) i przewidywane korzyści z nich płynące; przewidywane wsparcie dostawców, ekosystemów, społeczności i rządów oraz zatwierdzenie naszych planowanych inwestycji UE i przewidywane korzyści związane z takim wsparciem”. Dalej w komunikacie Intela można przeczytać, że „takie stwierdzenia wiążą się z ryzykiem i niepewnościami, które mogą spowodować, że nasze rzeczywiste rezultaty będą znacznie różnić się od tych wyrażonych lub dorozumianych”. Wśród tych ryzyk są wymienione m.in. „niekorzystne zmiany w przewidywanych zachętach rządowych i związanych z nimi zezwoleniach”. W nieco luźniejszym, moim osobistym, tłumaczeniu: „jesteśmy w krainie chcemy, aby”. Oczywiście zakładam, że zastrzeżenia w komunikacie wynikają głównie z ostrożności władz spółki, która musi zabezpieczyć się przed ewentualnymi pretensjami akcjonariuszy, a szanse powstania tej fabryki są większe niż mniejsze. Ale nie 100-proc.

Duże znaczenie dla realizacji tego projektu będzie mieć wsparcie polskiego państwa. Przenieśmy się na chwilę za Odrę, gdzie Intel również planuje zainwestować sporo pieniędzy. W poniedziałek niemiecki rząd podpisał porozumienie z tym amerykańskim koncernem, które przewiduje, że wsparcie Republiki Federalnej dla gigafabryki budowanej w Magdeburgu będzie wynosić prawie 10 mld euro, a więc jedną trzecią wartości całego projekt mającego kosztować ok. 30 mld euro. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się w tym kontekście o niecałych 7 mld euro po stronie władz Niemiec. Kwota wzrosła ponoć w wyniku wzrostu cen energii i surowców, z tym że warto pamiętać, że ta pierwotna była ogłoszona mniej więcej przed rokiem, gdy ceny były już wysokie.

Jaką sumą państwo polskie wspomoże podwrocławską inwestycję amerykańskiego giganta? – Szczegóły pomocy publicznej dla fabryki Intel w Polsce są nadal przedmiotem negocjacji.

Wsparcie podlega notyfikacji, a ostateczny kształt całego pakietu będzie znany dopiero po zatwierdzeniu przez KE – poinformowali nas urzędnicy Ministerstwa Cyfryzacji. Jeśli wsparcie będzie na podobnym poziomie co u naszych zachodnich sąsiadów, może się skończyć na 6–7 mld zł. Jeśli takie, jak przy okazji wcześniejszych dużych inwestycji w Polsce, to ok. 1 mld zł, co pokazujemy w tekście wyżej. Tej kwoty jeszcze nie znamy. Ale już teraz wiemy, że po publicznym ogłoszeniu i zapowiedziach polityków rządu ich parcie na to, by ta inwestycja powstała, jest jeszcze większe niż wcześniej. To się wprost przełoży na nasze zdolności negocjacyjne w zakresie wszelkiej maści subsydiów. Pisząc wprost: Intel może, polscy politycy muszą. Obstawiam, że oznacza to dodatkowe miliony polskich podatników trafiające do kieszeni amerykańskiego koncernu. Nie wiem, gdzie leży ta granica w subsydiowaniu, której w tym wypadku nie powinniśmy przekraczać. Ale po przypadku Niemiec widać, że Intel negocjuje bardzo twardo, a my ogłaszając to publicznie z taką pompą, sami strzeliliśmy w stopę negocjatorów.

Wreszcie warto pamiętać, że Intel mówi obecnie o kilku inwestycjach w Europie, te nowe zakłady mają się uzupełniać, współpracować. Ale te planowane środki na inwestycje w Niemczech są około siedem razy większe niż te w Polsce. To dobrze pokazuje miejsce, w którym znajduje się polska gospodarka. Na pewno nie są to peryferie, ale to też nie ścisłe centrum. Niektórzy użyliby terminu „półperyferia”. Jest lepiej, niż było, ale wciąż jeszcze mamy co robić.

Wakacje się zaczynają, budując więc zamki na piasku, można dla odmiany pokusić się o stworzenie fabryki. Będzie trochę trudniej, ale zamiast mostów nad fosą można budować szlabany przy wjeździe na teren przemysłowy. A potem wypada mieć nadzieję, że te zapowiedzi Intela i polskich polityków będą bardziej trwałe i po zakończeniu lata i nadchodzących wyborach wciąż aktualne. ©℗