Przeskok technologiczny nie będzie największym problemem dla polskiej branży motoryzacyjnej w związku z zakazem sprzedaży nowych aut spalinowych od 2035 r.

Szefowa resortu klimatu Anna Moskwa zapowiedziała, że Polska zaskarży unijną regulację, która ma dopuszczać do sprzedaży wyłącznie samochody bezemisyjne od 2035 r. Zdania ekspertów branży motoryzacyjnej są podzielone – z jednej strony podkreślają, że przestawienie rynku byłoby impulsem inwestycyjnym istotnego sektora gospodarki. Wyzwaniem może być natomiast wysokoemisyjny miks energetyczny oraz obecny kształt polskiego rynku. Z technicznego punktu widzenia jest to jednak zadanie wykonalne.

Jak przekonuje dr inż. Maciej Gis z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych w rozmowie z DGP, rozwój sektora jest szasną dla krajowej gospodarki. – Udział elektromobilności w PKB Polski może wzrosnąć do niemal 6 proc. w ciągu kolejnych trzech dekad – przekonuje. Dodaje jednak, że osiągnięcie tego celu wiąże się z szeregiem działań, jak wsparcie wewnętrznego rynku zeroemisyjnego transportu, optymalizacja prawa, zwiększenie nakładów na badania i rozwój czy zapewnienie inwestorom dostępu do wykwalifikowanych kadr. Największym wyzwaniem w przestawieniu polskiej branży motoryzacyjnej na produkcję samochodów bezemisyjnych jest polski miks energetyczny, którego ponad 70 proc. w dalszym ciągu stanowi węgiel. Inwestorzy oczekują stałych dostaw taniej energii, która stanowi jeden z głównych kosztów dla fabryk. Dodatkowo musi ona pochodzić ze źródeł odnawialnych, żeby można było mówić o dekarbonizacji łańcucha produkcyjnego, do czego zobowiązały się koncerny motoryzacyjne.

Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, przekonuje w rozmowie z DGP, że problem ten nie dotyczy w największym stopniu polskich fabryk, które już teraz są istotnymi dostawcami baterii do aut elektrycznych na rynku europejskim. Przestawienie linii produkcyjnych jest jego zdaniem wykonalne, a poważniejszym wyzwaniem będzie dostosowanie rynku do nowych wymagań. W ciągu ostatnich 10 lat wzrosła siła nabywcza Polaków, ale jeszcze bardziej wzrosły ceny aut osobowych; obecnie dwie trzecie rynku stanowią samochody używane, a nowe auta elektryczne, które kosztują ok. 250 tys. zł, są poza zasięgiem większości z nas. Zdaniem Farysia sytuacja będzie łatwiejsza, jeśli chodzi o rynek samochodów dostawczych, jako że i tak wiele firm już teraz wymienia swoją flotę na elektryczną, a kolejne miasta chcą wprowadzać strefy czystego transportu. – Również coraz więcej firm wymaga od swoich kontraktorów, by poruszali się samochodami elektrycznymi, a ci z kolei mogą liczyć na dopłaty do nowej floty – powiedział.

Inaczej sprawa przedstawia się w segmencie pojazdów ciężkich, powyżej 16 t. W ostatnich tygodniach Komisja Europejska zatwierdziła plan redukcji emisji dwutlenku węgla dla tego sektora – w 2030 r. ma być to 30 proc., w 2035 r. 65 proc. i 90 proc. w 2040 r. W praktyce oznacza to, że za 15 lat wszystkie pojazdy ciężkie będą musiały być zeroemisyjne. Problematyczne mogą się okazać kwestie ceny takich pojazdów, dostępność stacji ładowania oraz sama wiara odbiorców, że w kontekście tych wyzwań przejście na taką technologię ma sens.

Według Jakuba Farysia najważniejszą przeszkodą w zmianie na pojazdy zeroemisyjne jest obecny stan sieci stacji ładowania elektryków. – Jazda samochodem elektrycznym musi być komfortowa. Tymczasem proszę sobie wyobrazić podróż elektrykiem z Warszawy do Świnoujścia – mówi rozmówca DGP.

Minister klimatu i środowiska zapowiedziała w poniedziałek w rozmowie z Radiem Zet, że Polska złoży skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych na terenie UE od 2035 r. Przekonywała ona, że rozwiązanie to jest „niekorzystne dla wszystkich gospodarek europejskich”. – Uważam, że jeżeli dzisiaj podejmujemy decyzję na 2035 r., to dzisiaj trzeba patrzeć na jej konsekwencje na kolejne lata, bez wyznaczania celów, które są nieprzeliczone, nieprzekalkulowane, bez analizy. Nie ma tam oceny wpływu społecznego i gospodarczego, co jest skandaliczne – oceniła Moskwa.

Przemysł motoryzacyjny odpowiada za 8 proc. polskiego PKB oraz za ok. 13,5 proc. wartości eksportu. Motorem napędowym branży są dostawcy części. Polska zajmuje 10. miejsce na liście największych eksporterów podzespołów na świecie z wartością eksportu 12,3 mld dol. Zatrudnienie w polskim przemyśle motoryzacyjnym i branżach powiązanych wynosi ok. 400 tys. osób, co stanowi 7,6 proc. wszystkich zatrudnionych w przemyśle. ©℗

8 proc. tyle polskiego PKB stanowi branża motoryzacyjna

13,8 proc. tyle wartości polskiego eksportu stanowi motoryzacja

400 tys. tyle osób zatrudnia branża motoryzacyjna w Polsce