- Wysoka inflacja w Turcji działa na korzyść polskiego biznesu. Otrzymujemy dobre jakościowo i tańsze towary niż z UE - mówi Marek Nowakowski, prezes Polsko-Tureckiej Izby Gospodarczej.

ikona lupy />
Marek Nowakowski, prezes Polsko-Tureckiej Izby Gospodarczej / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe
Przez ostatnie 20 lat rządził nieprzerwanie Recep Tayyip Erdoğan. Jak wyglądały w tym czasie polsko-tureckie stosunki gospodarcze?

Te relacje handlowe układają się bardzo dobrze. Odnotowujemy stały wzrost. Dwustronne obroty handlowe z Turcją w 2022 r. osiągnęły rekordowy poziom ponad 10,4 mld euro. Eksport z Polski do Turcji wart był 3,86 mld euro, czyli 45,8 proc. więcej niż w roku poprzednim. Import z Turcji do Polski – 6,54 mld Euro. To z kolei oznacza 27,3-proc. wzrost względem 2022 r. Jeszcze dziesięć lat temu dwustronne obroty plasowały się na poziomie ok. 2,5 mld euro. Mówimy więc o czterokrotnym wzroście. W 2017 r. Erdoğan był w Polsce na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy. Sformułowali wówczas tezę, że wymiana handlowa powinna sięgnąć w perspektywie 10 lat ok. 10 mld euro. Zrobiliśmy to w pięć lat. Z tym że Polska ma dziś deficyt w obrotach na poziomie ok. 2 mld euro. A to oznacza, że importujemy z Turcji bardzo dużo towarów.

Czym handlujemy?

Ogromną rolę odgrywa przemysł samochodowy. W Turcji są ulokowane np. fabryki Toyoty czy Hondy, ale i samochodów ciężarowych oraz autobusów, które obsługują Europę. To jest przemysł obrośnięty całą grupą firm po jednej i po drugiej stronie, które dostarczają pewne niezbędne detale – chodniki do samochodów, fotele itp. Wzajemny obrót w tym zakresie wart jest łącznie ok. 2,5 mld euro rocznie. Ale kluczowe są też maszyny i różnego rodzaju urządzenia codziennego użytku. Wskazałbym np. na towary AGD, które zarówno do Turcji eksportujemy, jak i z niej importujemy. Do tego dochodzą wyroby przemysłu chemicznego. I tekstylnego, gdzie Turcy mają przewagę. Co zaskakujące, niewielki udział w obrocie ma przemysł rolno-spożywczy.

Co sprawia, że wzajemna wymiana handlowa rozwinęła się szybciej, niż zakładano?

Jest wiele czynników składających się na taki wynik. Po stronie polskich importerów istnieje przekonanie o dobrej jakości tureckich towarów. A jeśli zderzymy to jeszcze ze stosunkowo wysoką inflacją w Turcji i osłabieniem liry, to okazuje się, że jest to bardzo atrakcyjny kierunek importu. Otrzymujemy dobre jakościowo i relatywnie tańsze niż z obszaru Unii Europejskiej towary. Wpływ miało również osłabienie wymiany z Chinami i porwanie się tamtejszego łańcucha logistycznego. Mówię o tym z perspektywy Izby, bo odczuliśmy zawirowania z Państwem Środka. Kiedy ceny frachtu wzrosły, a terminy dostaw zaczęły się wydłużać, pojawiła się w Polsce spora niepewność. Wówczas jako Izba otrzymywaliśmy sporo próśb o pomoc w nawiązywaniu relacji z firmami tureckimi. Dlaczego? Bo bliżej, taniej, bezpieczniej i szybciej.

Powinniśmy się spodziewać dalszych wzrostów?

Uważam, że ta współpraca dobrze się rozwija. I są perspektywy, by wymiana dalej rosła. Tylko że jak popatrzymy na cały polski eksport – wart w ubiegłym roku 343,8 mld euro – to prawie 4 mld euro eksportu do Turcji stanowi wyłącznie niewielką jego część. Tak samo jest po stronie tureckiej. Polska jest w drugiej dziesiątce jej partnerów handlowych. Ale zdecydowanie jesteśmy dla siebie ważnymi partnerami. Głównie dlatego, że wyszliśmy już z okresu wzajemnej nieufności. Bardzo zmieniła się percepcja gospodarki tureckiej i biznesu tureckiego w Polsce. Z tym że mówimy o handlu, a są jeszcze inwestycje bezpośrednie. Te są śladowe w stosunku do potencjału. We wrześniu ub.r. odbyło się spotkanie dwustronne na szczeblu ministrów odpowiedzialnych za współpracę gospodarczą w Ankarze. Starano się wówczas zidentyfikować problemy, z którymi jeszcze musimy się mierzyć. Jest bowiem dużo pozataryfowych barier, certyfikatów, dodatkowej papierologii. To trochę spowalnia współpracę. Ale krok po kroku te przeszkody będą usuwane. Myślę, że ten potencjał jest na poziomie mniej więcej 15–17 mld euro. ©℗

Rozmawiała Karolina Wójcicka