Rząd ma niecałe trzy miesiące, aby pozbyć się nadmiaru ukraińskiego zboża z rynku. Problem w tym, że nasza logistyka może temu zadaniu nie sprostać.
Wśród 11 punktów porozumienia podpisanego po negocjacjach w ramach „zbożowego okrągłego stołu” najbardziej oczekiwany przez rolników i producentów zboża był ten, który mówi, że do końca czerwca tego roku z polskiego rynku zostanie usunięty nadmiar zbóż i rzepaku „poprzez eksport oraz wykorzystanie na cele energetyczne”. Import ziarna do Polski po agresji Rosji na Ukrainę wzrósł z ok. 100 tys. t w skali roku do 2,5 mln t.
W 2021 r., ostatnim, w którym panował pokój, porty ukraińskie przeładowały ok. 48 mln t zboża. To wielokrotnie więcej, niż wynoszą możliwości polskich portów.
W podpisanym przez resort rolnictwa porozumieniu z rolnikami jest mowa o rozwoju infrastruktury transportowej, magazynowej i przeładunkowej, a także o „zwiększeniu przepustowości portów”. I tu pojawia się problem.
Sercem polskiego transportu zboża jest Bałtycki Terminal Zbożowy (BTZ) w porcie w Gdyni. Rekordowym rokiem dla gdyńskiego portu był 2020 kiedy to w pandemii na Zachodzie mocno wzrósł popyt na polskie zboże. Wtedy w BTZ przeładowano ok. 5,4 mln t zboża. I to było już bardzo blisko jego pełnych mocy przeładunkowych, które szacuje się na 6 mln t.
Pozostałe polskie porty o takich możliwościach jak w Gdyni mogą tylko pomarzyć. Terminal zbożowy Szczecin–Świnoujście teoretycznie może przeładować 2,5 mln t zboża (z tego zdecydowana większość, podobnie jak w przypadku BTZ, dotychczas była wykorzystywana do obrotu krajowego ziarna).
Gdańsk? Tu sprawa jest najbardziej skomplikowana. Obecnie możliwości przeładunku zboża to ok. 1,5 mln t. Miało być dużo więcej, ale historia budowy terminalu zbożowego z prawdziwego zdarzenia ciągnie się w Gdańsku już od ćwierć wieku.
Początkowo prace wykonywał dzierżawca, kanadyjska spółka Euro Port Poland. Na budowie infrastruktury firma poległa i w 2015 r. zarząd Morskiego Portu Gdańsk wyznaczył nowego dzierżawcę terenu, na którym miał powstać terminal zbożowy. Tym razem była nim firma OT Logistics. Zapowiedziała, że po pierwszym etapie inwestycji w 2018 r. w gdańskim porcie będzie można przeładowywać 2,7 mln t rocznie, a potem, po następnych dwóch latach nawet ponad 5 mln t zboża. W 2020 r. OT Logistics podpisała porozumienie z zarządem portu o wycofaniu się z umowy o 30-letniej dzierżawie portu.
Na początku września ub.r. Sławomir Michalewski, wiceprezes Morskiego Portu Gdańsk, zapewnił, że gdański terminal będzie mógł przyjąć 2,5–3 mln t zboża rocznie. Zaznaczył jednak, że budowa potrwa co najmniej 1,5 roku. Na razie gdański terminal stanowi atrakcję dla miłośników eksploracji ruin i niedokończonych budów, bo po kanadyjskiej inwestycji zostały majestatyczne betonowe silosy.
Marek Tarczyński, prezes Polskiej Izby Spedycji i Logistyki, ocenia całkowite możliwości przeładunkowe zboża polskich portów na 10 mln t. Dlatego jego zdaniem usunięcie nadmiaru ukraińskiego zboża będzie bardzo trudne. – To jest deklaracja niestety trochę na wyrost. Sama przepustowość to nie wszystko. Porty to przedsiębiorstwa i mają swoje zobowiązania handlowe – komentuje Tarczyński. – Oczywiście eksport może się odbywać także przez porty zachodnioeuropejskie, ale ze względu na koszty dowozu i wyższe ceny przeładunków, jest to bardzo mało opłacalne – dodaje.
Jego słowa potwierdza Przemysław Żebrowski, ekspert od rynku zboża i produktów rolno-spożywczych z firmy GTC Agro. Według niego problemem będzie sam popyt na zboże, który obecnie jest niewielki. – Obecnie większość zakupów na rynku to transakcje „hand to mouth”: konsumenci kupują tylko tyle zboża, ile obecnie potrzebują. Wiedzą, że na rynku jest olbrzymia presja cenowa i czekają, aż ceny ziarna zaczną spadać – komentuje ekspert.
Rząd z działań na rynku zboża nie rezygnuje. – Jesteśmy po spotkaniu z branżą eksportową. Polskie zboże jest oczekiwane w różnych częściach świata. Nie będzie z tym problemów. Jest tylko kwestia zmiany w polskich portach – mówił w ubiegły piątek na antenie Polskiego Radia 24 Rafał Romanowski, wiceminister rolnictwa. – Przestawiamy wahadło z importu węgla na eksport zboża. Minimalnie chodzi o 3 mln t polskiego zboża.
Dzisiaj polskie terminale węglowe mają problem z obsługą węgla, który rząd kupował na gwałt w obawie przed mroźną zimą. A nawet gdyby się w końcu z tym uwinęły, to przestawienie się z dnia na dzień na eksport zboża jest niemożliwe. – To zupełnie inna grupa towarów, znacznie prostsza w obsłudze – podkreśla Tarczyński. – Zboże wymaga specjalistycznych terminali, bo w grę wchodzą przepisy o bezpieczeństwie żywności.
Jest też jeszcze jeden „problem” z ukraińskim zbożem, o którym branża mówi po cichu. – Gdyby nie ziarno z Ukrainy, ceny chleba w sklepach mogłyby być nawet dwa razy wyższe – mówi anonimowo jeden z czołowych pośredników handlu ziarnem. ©℗