W puszce popularnej marki „skrzydlatego” energetyka, znajduje się 80 miligramów kofeiny. Dla przykładu, kubek kawy ze znanej sieciowej kawiarni, ma jej trzy razy więcej. Autorzy regulacji demonizują wpływ napojów energetycznych, chcąc ograniczyć ich sprzedaż osobom niepełnoletnim. A jak wiadomo, zakazany owoc, smakuje najlepiej. Czy to właściwa droga?

Jak to zwykle bywa, zakazany owoc, smakuje lepiej. Takim obiektem pożądania mogą się wkrótce okazać napoje energetyczne, po które zdaniem twórców regulacji, obecnie zbyt często sięgają nastolatkowie. Troska o zdrowie młodzieży nie wypłynęła jednak ani z resortu rodziny, ani z zdrowia czy choćby nauki. Na fali przedwyborczej sztafety z takim pomysłem wystartowali politycy z prawicowego skrzydła zrzeszeni w partii Republikańskiej. Odgórna regulacja ma zakazać reklamy oraz sprzedaży napojów energetycznych osobom przed 18 rokiem życia. W jednym z wywiadów, zaprzeczając niejako republikańskim podstawom ideowym (o wolności społecznej i indywidualnej oraz wolności gospodarczej), autorzy stwierdzili wprost, że ustawa ma „przywrócić nadzór rodzicielski nad dziećmi”. Nie wchodząc w polemikę ideologiczną, warto zadać pytanie, czy narzucanie odgórnych zakazów sprzedaży i ograniczeń w promocji produktów, ma w ogóle jakikolwiek sens? Czy sam zakaz, bez kampanii i akcji edukacyjnych, może wpłynąć na ograniczenie spożycia potocznie zwanych energetyków? Wszystko – o ile jest spożywane z głową – jest dla ludzi. Także napoje energetyzujące. Jak mawiał rzymski poeta Horacy: „We wszystkim zachowaj umiar” – tę złotą maksymę można zastosować także w przypadku picia wody, niezbędnej przecież do życia.

Państwo powinno przede wszystkim pełnić funkcję wspomagającą poszczególne grupy, w tym rodziny. Wydaje się, że wystarczająco wiele jest w porządku prawnym regulacji, które ograniczają wybór i odpowiedzialność jednostki. Nie ma potrzeby poszerzać tego katalogu, wyważając drzwi na oścież. W tym przypadku, rolę edukacyjną i wychowawczą powinni pełnić prawni opiekunowie, a także środowisko, w którym kształtuje się osobowość młodego człowieka – rodzina, szkoła, ośrodki sportowe, kulturalne czy społeczne. Wobec nastolatków i młodzieży wszelkie zakazy z gruntu są mało skuteczne. Lepszy efekt osiągniemy poprzez instrumenty miękkie – kampanie uświadamiające i aktywizujące młodych ludzi, otwarte na problemy dorastającego człowieka.

Rzetelna dyskusja nad zasadnością jakiejkolwiek zmiany przepisów wymaga, by uczestniczyła w niej szeroko także strona społeczna – reprezentowana przez przedsiębiorców, organizacje zrzeszające handel i konsumentów, a także naukowców, lekarzy czy pedagogów. Tego niestety zabrakło.

Populistyczny charakter projektu pobrzmiewa za to w wybiórczym ujęciu potencjalnych skutków ustawy oraz ograniczaniu się wyłącznie do jednej kategorii produktowej. Analogiczną, jeśli nie większą zawartość kofeiny, znajdujemy w takich napojach jak kawa (od 90 do 120 miligramów kofeiny), czarna herbata (67 mg kofeiny), napar typu Yerba Mate (od 350 do ponad 700 mg kofeiny w zależności od gatunku i rodzaju suszu) czy w napojach typu cola (34 mg kofeiny). W puszce energetyka kryje się 80 mg kofeiny, znacznie mniej niż w standardowym kubku kawy. Ponadto, powołując się na różne źródła, warto wiedzieć, że dzienna dawka kofeiny w przypadku osób dorosłych nie powinna przekraczać 400 miligramów (wg Mayo Clinic, amerykańskiej organizacji non-profit). W energetyku znajdują się też inne składniki, jak np. tauryna. Właściwości pobudzające ma również guarana – o której ustawa milczy, podobnie jak w przypadku słodkich przekąsek, po które znacznie łatwiej sięgnąć najmłodszym. O negatywnym wpływie tych ostatnich na otyłość wśród dzieci i młodzieży nie trzeba przekonywać. Mimo to, nie próbuje się ograniczać ich sprzedaży, ani poprzez ustawę „energetyczną” ani ustawę dot. podatku cukrowego.

Autorem tekstu jest Andrzej Arendarski, Prezydent Krajowej Izby Gospodarczej (KIG).